Ulica Nawrot

Pisał od roku 1998 Maciej Cholewiński

Ulica Nawrot

Numer 14

Nic, nikogo, pusto. Teraz blok.

Rok 19o4

3o czerwca, czwartek. „Szanownych Rodziców i Opiekunów mam honor zawiadomić, iż w mającej otworzyć się wkrótce prywatnej szkole męskiej, Nawrot 14 lekcye wakacyjne rozpoczną się dnia 4 lipca b.r. Zapisy kandydatów odbywają się: do 1 lipca włącznie ulica Główna № 4o m. 15, od 6-ej do 8-ej wieczorem; od 1 lipca interesanci przyjmowani będą już w Kancelaryi Szkoły (ul. Nawrot 14), od 9-ej rano do 4 popołudniu. Rok szkolny rozpocznie się 16 sierpnia. Przy szkole utrzymywany będzie pensyonat. Władysław Szulc”.

Rok 19o5

„Szkoła prywatna Wł. Szulca, Nawrot № 14. Przyjmuje chłopców w wieku od 6 lat poczynając. Lekcje rozpoczną się (16) 3 sierpnia. Zapisy odbywają się codziennie”.

Rok 19o6

4 sierpnia, sobota. „Szkoła prywatna W. Szulca przy ulicy Nawrot 14. Zapisy uczniów odbywają się codziennie od 9-ej do 12-ej rano i od 4-ej do 8-ej po południu”. Sobota, 22 sierpnia 19o8: „[...] Lekcye w nowym roku szkolny rozpoczną się 2o-go sierpnia. Zapis uczniów odbywa się codziennie w godzinach biurowych, prócz niedziel i świąt”.

27 grudnia, czwartek. „P.M.S. Niżej wymienienie członkowie wydziału finansowego Koła śródmieścia Polskiej Macierzy Szkolnej w Łodzi przyjmują deklaracye od życzących sobie być członkami pomienionego Koła: [...] Bejm Stanisław, Nawrot 14 m. 1o”.

Rok 19o7

14 października, poniedziałek. Rozpoczęło działalność seminarium baptystyczne. „[...] Siedzibą było początkowo dysponująca obszernym zapleczem kaplica przy ul. Nawrot 14. Chętnych do nauki było dość wielu, kilkunastoosobową grupę musiano po kilku miesiącach jeszcze uzupełnić, ostatecznie przyjęto 24 osoby, lecz po pierwszym roku nauki pozostało ich tylko 16. Studenci rekrutowali się z różnych narodowości, ale przeważali Niemcy i Rosjanie. Wykłady prowadzili najczęściej Eugen Mohr i Martin Schmidt. Nauka trwała trzy lata, podczas których wykładano Stary i Nowy Testament, homiletykę, dogmatykę, etykę, duszpasterstwo, historię Kościoła, historię misji wśród pogan, naukę o Ziemi Świętej, pracę wśród młodzieży i śpiew. A zatem program studiów był bardzo bogaty. Jednakże rozwijający się baptyzm wymagał dobrze przygotowanych pracowników. Mimo zagwarantowanej przez prawo tolerancji religijnej baptyści nie mogli cieszyć się pełną swobodą religijną. Krytykowani wciąż przez duchowieństwo katolickie, a nierzadko też przez księży z Kościołów mniejszościowych, ewangelickiego i prawosławnego, poddawani byli rozmaitym ograniczeniom. Krytykowano też nieustannie ich seminarium w Łodzi, lecz niedogodności z tego powodu udawało się przezwyciężyć. W 1911 roku oponenci zdołali jednak przekonać władze o szkodliwości tej uczelni, w rezultacie została ona zamknięta. Baptyści próbowali zmienić tę decyzję, ale ich wysiłki okazały się daremne. Władze twierdziły, że seminarium pozostanie zamknięte tylko przez pewien czas, ale już nigdy nie zezwoliły na jej otwarcie. Seminarium w Łodzi działało niespełna przez cztery lata, pomimo to udało się w nim wykształcić cały szereg wybitnych działaczy baptystycznych. Dla przykładu można by wymienić chociażby Romana Chomiaka, zasłużonego da zboru w Białymstoku, czy Bolesława Goetzego, znanego działacza ewangelicznego okresu międzywojennego. Posiadając własną szkołę, choć przez tak krótki czas, baptyści udowodnili, że chcą tworzyć trwałe struktury kościelne”. [1] [patrz Nawrot 27]

Rok 19o8

4 maja, poniedziałek. „Urządzenie sklepowe jest do sprzedania. Nawrot 14 m. 8”.

Rok 191o

„Städtische Elementarschulen [...] Zweiklassige. Knabenschulen [...] W. Schülz, Nawrot 14”.

11 maja, środa. „(a) Z mieszkania Maryi Kowalskiej, przy ul. Nawrot nr. 14, współlokator Jakób Zieliński skradł gotówką 57 rb. i różne kosztowności, poczem ukrył się. Policya zajęła się odszukaniem zbiega”.

9 lipca, sobota. „Zawiadomienie. Z dniem 1/14 Lipca r.b. skład wyżymaczek, gramofonów i t.p. znajdujący się na ul. Piotrkowskiej Nr. 15, przeniesiony zostaje na ul. Nawrot № 14 do sklepu frontowego. Z powodu tej przeprowadzki wyprzedaje się maszyny do szycia najnowszej konstrukcyi niżej ceny kosztu. T-wo American”.

Rok 1911

28 października, sobota. „Ostatnia nowość!! Wyżymaczki „Madame Sans Gêne” udoskonalonej konstrukcyi, z łożyskami kulkowemi Lovella, działające tak lekko i szybko, że pozwalają bez najmniejszego zmęczenia, w tym samym czasie, wyżąć 5 razy więcej bielizny, niż przy użyciu innych systemów. System „Madame Sans Gêne” przewyższa wszystko co było dotychczas znanem na tym polu. Wyłączni przedstawiciele na Królestwo i Cesarstwo Krzysztof Brun i Syn w Warszawie. Wyłączny przedstawiciel na Łódź: M. Rosen, Nawrot 14”. Poniedziałek, 1o grudnia. „Na Gwiazdkę polecam po cenach fabrycznych: Wyżymaczki do bielizny. Maszyny do szycia. Maszynki naftowe „Primus”. Naczynia aluminiowe. Wyroby niklowe i platerowane. Gramofony i płyty. Łóżka żelazne i niklowane. Materace tapicerskie i siatkowe. Otomany. Szezlongi. Leżanki. Umywalnie z przyborami. Różne meble drewniane. Lustra. Dywany. Chodniki. Kołdry. Linoleum, oraz różne domowe sprzęty. Życzącym na raty M. Rosen”. Wtorek, 26 marca 1912. „Najtańsze źródło kupna mebli żelaznych, drewnianych i luster. Materacy, otoman i szezlongów. Dywanów, chodników pluszowych i linoleum. Artykułów platerowanych i niklowanych. Naczyń kuchennych aluminiowanych. Wyżymaczek amerykańskich i kuchenek „Primus” jak również różnych sprzętów domowego użytku. M. Rosen, Łódź, Nawrot № 14”. Sobota, 1 lutego 1913 . „Najtańsze źródło kupna. Wyżymaczki,. Naczynia aluminjowe. Lustra Dywany. Chodniki. Linoleum. Stoliki fantazyjne, słupki do kwiatów. Wyroby platerowe i niklowe itp. po 6o kop. M. Rosen, Nawrot Nr. 14”.

Rok 1916

2 lutego, środa. „Komitet Rozdziału Chleba i Mąki komunikuje niniejszym, że następujący piekarze otrzymali w dniu 31/I b.r. mąkę na zapotrzebowanie 2-3 dni, wobec czego w najbliższych dniach wini mieć chleb w sprzedaży: [...] Ludwig E., Nawrot 14”.

Rok 192o

„Taryfa posesji (domów i placów) Miasta Łodzi. Imię i nazwisko właściciela”: Tiszer [Tyszer] Engelbert i Paulina, małżeństwo. We wtorek, 13 listopada 1928 „Ilustrowana Republika” donosiła: „ Straszliwy mord w śródmieściu. Wczoraj znaleziono w składzie fortepianów przy ul. Piotrkowskiej 117 zmasakrowane zwłoki małżonków Tyszerów. Służąca państwa Tyszerów została tegoż dnia zamordowana na ul. Miljonowej. Potworne zabójstwo wstrząsnęło całem miastem. Dzień wczorajszy upłynął w Łodzi pod znakiem krwawych zbrodni. O świcie doniesiono II-mu komisarjatowi o tajemniczym wypadku w domu przy ulicy Marysińskiej 13. Zamieszkały w tej kamienicy 27-letni Zygmunt Kamiński wystrzałem z rewolweru zabił 4-letniego syna, poczem sam się postrzelił. Przewieziono go w ciężkim stanie szpitala św. Józefa. W parę godzin później na ulicy Miljonowej w głębokim rowie robotnicy znaleźli zwłoki młodej kobiety zamordowanej tępem narzędziem. W czasie, gdy władze śledcze znajdowały się na wspomnianej ulicy, prowadząc dochodzenie w związku z tajemniczym trupem, gruchnęła wieść o nowej niesłychanej zbrodni, popełnionej na osobach właścicieli składu fortepianów pod firmą „Józef Grzegorzewski” Przy ulicy Piotrkowskiej 117, małżonkach Bronisławie i Marji Tyszer. Jak się okazuje, zbrodnie dokonane przy ulicy Miljonowej i Piotrkowskiej mają ze sobą ścisły związek, istnieje jednakże wersja, iż i krwawy czyn Kamińskiego jest również związany z tym potwornym, masowym mordem. [...] Reporter „Republiki” w ciągu dnia wczorajszego zdołał ustalić następujące fakty, rzucające snop światła na tło i okoliczności tych krwawych wydarzeń. Skład fortepianów firmy Józef Grzegorzewski mieści się we frontowym, 4-pietrowym lokalu w domu przy ulicy Piotrkowskiej 117. W tej samej kamienicy na pierwszem piętrze prawej oficyny mieszkali małżonkowie Tyszer, którzy pobrali się przed pięciu laty. Tyszerom materjalnie powodziło się bardzo dobrze. Ostatnio nosili się oni z zamiarami wybudowania sobie domu. Ponieważ stwierdzono również, iż pieniędzy nie lokowali oni w bankach, lecz przeważnie przechowywali je w domu, nie ulega wątpliwości, że zbrodnia miała charakter rabunkowy. W Świetle zeznań rodziny zamordowanych oraz lokatorów domu morderstwo ujawniono w następujących okolicznościach. Około godziny 1o-ej rano brat zamordowanego, farmaceuta Engelbert Tyszer, przechodząc ulicą Piotrkowską, zauważył, iż skład fortepianów był jeszcze zamknięty Wiedząc, iż brat zawsze punktualnie przychodzi do pracy, farmaceuta postanowił go odwiedzić, gdyż przeczuwał jakieś nieszczęście. Drzwi składu były zamknięte. Wówczas zawezwał on syna dozorcy, Stefana Szejbę, który przystawił drabinę do okien mieszkania Tyszera, znajdującego się na pierwszem piętrze i w ten sposób dostał się do wnętrza. Młodzieniec stwierdził, iż we wszystkich pokojach panował wielki nieład. Na podłodze leżała porozrzucana garderoba i rozmaite sprzęty domowe. Gdzieś w kącie znalazł on klucz do mieszkania i sklepu. P. Endelbert Tyszer, nie mając już żadnych wątpliwości, iż w mieszkaniu grasowali złodzieje, wziął klucze od Szejby i otworzyli sklep. [...] W pierwszym pokoju nie zauważył nic podejrzanego. Zastanowiło go jedynie, dlaczego drzwi do przyległego pokoju zostały zasunięte fortepianem. Odsunął więc przy pomocy dozorcy instrument, a wówczas rzucił mu się w oczy straszliwy widok. W kącie, wciśnięta pomiędzy dwa fortepiany, leżała na wznak jego bratowa, przykryta dywanikiem. Miała ona okropnie zmasakrowaną głowę i szereg głębokich ran na całem ciele. Zbrodniarze zdarli z niej suknie prawdopodobnie w czasie szamotania się z nią. Tyszerowa musiała z nimi stoczyć rozpaczliwą walkę, o czem świadczyły ślady krwi w kurytarzyku, prowadzącym ze sklepu do pokoju, gdzie też została prawdopodobnie zamordowana. W następnym pokoju spoczywały zwłoki Tyszera, przykryte dywanikiem. Zbrodniarze prawdopodobnie napadli nań znienacka i zabili go jednem potężnem uderzeniem w głowę jakiemś tępem narzędziem. Tyszer leżał bokiem przy fortepianie, opierając zakrwawioną rękę o klawiaturę. W frontowym pokoju były zsunięte story. Bandyci (nie ulega wątpliwości, że było ich kilku) przetrząsnęli cały lokal, o czem świadczyły ślady na wszystkich stołach i ladach. [...] P. Engelbert Tyszer wprost ze składu fortepianów skomunikował się telefonicznie z policją. Wkrótce na miejscu zbrodni zjawił się prokurator Szmidt, podprokuratorzy Fajt i dr. Markowski, sędzia śledczy II-go rewiru oraz niemal wszyscy wyżsi funkcjonariusze policji z komendantem wojewódzkim, inspektorem Elsesserem-Niedzielskim na czele. Zwrócono przedewszystkiem uwagę na nieobecność służącej Tyszerów 28-letniej Józefy Borowskiej. Borowska służyła u Tyszerów zaledwie dwa miesiące i nie cieszyła się zbyt dobrą opinią, to też powstało podejrzenie, iż brała ona pośredni, lub nawet bezpośredni udział w morderstwie. Rysopis Borowskiej dziwnie zgadzał się z rysopisem zamordowanej kobiety, znalezionej przy ul. Miljonowej. Policja wezwała więc natychmiast starszą siostrę Borowskiej, którą przewieziono samochodem na ulicę Miljonową, gdzie posterunek policyjny czuwał w dalszym ciągu przy zwłokach. – To moja siostra! – krzyknęła przybyła, gdy jej odsłonięto zmasakrowany trup dziewczyny. Nie ulegało więc już wątpliwości, iż mord dokonany na osobie Borowskiej na osobie Borowskiej miał ścisły związek z zabójstwem przy ulicy Piotrkowskiej. Na ulicy Miljonowej, która w pewnej swej nie jest zabrukowana, widniały ślady kół samochodu. [...] Istnieje przypuszczenie, że Borowska utrzymywała ścisły kontakt z bandytami i sprowadziła ich do swych chlebodawców, a po zbrodni razem z nimi uciekła. Dlaczego ją później zamordowano – chwilowo trudno ustalić. Możliwe, że dziewczyna, obawiając się odpowiedzialności karnej, chciała zdradzić swych przyjaciół, lub tez zauważyła, że ją pokrzywdzono przy podziale łupów. Bandyci postanowili więc ją zgładzić i w tym celu wywieźli ją taksówką na krańce miasta, gdzie w nocy, niespostrzeżeni przez nikogo dokonali krwawego samosądu. [...] Policja skoncentrowała więc całe śledztwo przy ulicy Piotrkowskie 117. Trudno jest obecnie ustalić kiedy właściwie zniknęła Borowska. Co się tyczy Tyszerów, to zeznania poszczególnych lokatorów domu i dozorcy nie zgadzają się ze sobą, gdyż każdy z nich widział zamordowanych o innej porze. Nie wiadomo również, ile wynosił łup bandytów. W składzie fortepianów znaleziono na piecu opróżniony portfel Tyszera, w którym prawdopodobnie znajdowała się większa gotówka. [...] Bandyci, którzy byli również w jego mieszkaniu, usiłowali rozbić znajdującą się tam ogniotrwałą kasę. Widocznie jednak nie byli oni specjalistami w tej dziedzinie, gdyż nie mogli nawet rozbić górnego pancerza kasy i w końcu zrezygnowali z rozpoczętej pracy. W kasie ogniotrwałej, jak nam komunikują, znajdowało się 27 tysięcy 9o złotych, 3.751 dolarów oraz akcje i obligacje wartości około 5o tysięcy zł. W świetle zeznań lokatorów domu najprawdopodobniejsza wydaje się być hipoteza, ustalająca okoliczności zbrodni. Ponieważ Tyszerowie onegdaj do godziny 5-ej 3o lub 5-ej 45 po południu bawili u krewnych, morderstwo mogło być dokonane najwcześniej w niedzielę po godzinie 6-ej. Kilku lokatorów domu przy ul. Piotrkowskiej 117 twierdzi, że do mieszkania Tyszerów około 6-ej przybyli jacyś dwaj osobnicy, jeden ubrany w eleganckie futro, drugi zaś w wytartą jesionkę i cyklistówkę, którzy rzekomo chcieli u nich kupić fortepian. Tyszerowie mieli się z nimi udać do składu, by im pokazać posiadane instrumenty muzyczne. Gdy znajdowali się już w składzie Tyszer nie wiadomo z jakiego powodu powrócił do mieszkania. Widziała go wówczas jego najbliższa sąsiadka pani Pokrzywka, gdy wchodził bez palta do mieszkania. Możliwe, iż właśnie w czasie nieobecności Tyszera, rzekomi kupcy zamordowali jego żonę [...]”. Środa, 14 listopada 1928. „ Zbrodniarz aresztowany. Jest to 19-letni Stanisław Łaniucha, zam. przy ul. Targowej 33. Szofer taksówki, która woziła zbrodniarzy po mieście podał ich rysopisy. Bestjalstwo zbrodniarzy – 15 ran nożem, poderżnięte gardła i wyłupione oczy . Godzina 3-cia w nocy. Po dwudniowych uciążliwych poszukiwaniach udało się władzom śledczym w osobach komendanta wojewódzkiego policji insp. Elsseser-Niedzielskiego, naczelnika wojewódzkiego urzędu śledczego podinspektora Noska, komendanta Izydorczyka i nadkomisarza Weyera schwytać sprawców ohydnego zabójstwa dokonanego na małżonkach Tyszer. O godzinie 2-ej w nocy wyżej wymienieni przedstawiciele władz wkroczyli do mieszkania Łaniuchów, zamieszkałych przy ulicy Targowej Nr. 33, na czwartem piętrze, gdzie też ujęto 19-letniego Stanisława Łaniucha, jednego ze sprawców mordu. Okutego w kajdany przewieziono do urzędu śledczego. Na wieść o zaaresztowaniu zbrodniarza przybyli do urzędu śledczego przedstawiciele prokuratorji. Wzięty w krzyżowy ogień pytań zbrodniarz przyznał się do zbrodni i oświadczył, iż narzędzie mordu, siekierkę, rzucił do ustępu (p.). Zbrodniarza skonfrontowano z szoferami taksówki i dozorcą domu przy ulicy Piotrkowskiej 117. Obydwaj go poznali. Policja aresztowała również pewnego 14-letniego chłopca, który jest podejrzany o spółudział w mordzie. Ustalono już, iż Łaniucha zamordował najpierw Tyszerową w chwili, gdy wypisywała mu ona rachunek na zakupione pianino. Pokwitował on rachunek swem prawdziwem nazwiskiem, ponieważ pracował on kiedyś u zamordowanych Tyszerów, którzy go znali. Jak wiadomo, rachunek, obryzgany krwią, został znaleziony przez policję na miejscu zbrodni. Łaniucha – po zamordowaniu Tyszerowej – ukrył jej zwłoki między pianinami, a następnie zamordował Tyszera. Zbrodniarz był kochankiem służącej Tyszerów Borowskiej, której obiecywał małżeństwo. Jest rzeczą możliwą, iż Łaniucha miał jeszcze jednego wspólnika. Badanie aresztowanych trwało do rana. Dalsze szczegóły poda dzisiejszy „Express”. Przebieg wczorajszego dnia był następujący: Akcja policji poszła przedewszystkiem po linji poszukiwań szofera, który wiózł zbrodniarzy. W ten sposób starano się pochwycić nitkę… Zarządzono dokładną kontrolę wszystkich kursujących po mieście taksówek. Ul. Andrzeja w odcinku od Gdańskiej do Żeromskiego zapełniona była taksówkami po obu stronach ulicy; wszyscy szoferzy taksówek miejskich i zamiejskich, przebywający czasowo w Łodzi, poddani byli skrupulatnym badaniom, nikt jednakże nie mógł powiedzieć nic konkretnego. Tegoż dnia w godzinach wieczorowych związek szoferów zwołał zebranie swych członków, na którem postanowiono przyjść z pomocą władzom policyjnym i zobowiązać szoferów do udzielania wyjaśnień policji. W rezultacie do władz policyjnych zgłosił się jeden z łódzkich szoferów, i złożył ważne zeznanie, rzucające snop światła na tajemnicę morderstwa. Powróciwszy wczoraj z Piotrkowa, dokąd dowiózł pasażerów, i dowiedziawszy się o uchwale związku szoferów, zdecydował się powtórzyć władzom to, co zdołał zaobserwować a co ma ścisły związek z prowadzeniem przez władze śledztwem. W sobotę około godz. 9-ej wieczorem, gdy stał z taksówką przy rogu ul. Nawrot i Piotrkowskiej, zgłosiło się doń 2 pasażerów w stanie silnego zdenerwowanie i prosili, by odwiózł ich na ul. Zawiszy. Szofer odjechawszy z pasażerami, zatrzymał się przy wspomnianej ulicy przed jednym z większych domów. – Proszę zaczekać tu na nas – oświadczył jeden z pasażerów. Niezadługo pasażerowie wrócili. Byli całkowicie przebrani. – Jedziemy na Targową róg Nawrot – rzucił któryś. Pojechali. Na rogu taksówka stanęła. Do samochodu wsiadła pewna kobieta, skromnie odziana. Taksówka odwiozła pasażerów w stronę Widzewa. Zatrzymali się przy ulicy Suchej w pobliżu Widzewskiej Manufaktury. Wysiadłwszy z taksówki, polecili czekać na swój powrót. Postój trwał przeszło pół godziny. Wkrótce nieznajomi wrócili, sami bez kobiety, którą rzekomo odprowadzić mieli do domu. Wsiadłwszy do taksówki, polecili szoferowi zawieść się na Plac Kościelny. Tutaj uregulowali rachunek i wysiedli. Dokąd się udali – szofer powiedzieć nie może [...]. Rekonstrukcja obrazu zbrodni. Wedle dotychczasowych danych można przebieg zbrodni zrekonstruować w następujący sposób: W czasie gdy zbrodniarze przybyli do składu fortepianów (wbrew pierwszym przypuszczeniom) małżonkowie Tyszer przebywali w sklepie, a nie w mieszkaniu prywatnem. Zbrodniarze widocznie powiadomieni byli przez służącą, skoro wiedząc, że zakład jest zamknięty, nie udali się do mieszkania a przybyli do składu. Tutaj zastali ś.p. Marję Tyszerową. Przedstawiwszy jej cel swej wizyty, chcieli nabyć piani№ P. Tyszerowa skomunikowała się wówczas przez telefon wewnętrzny ze swym małżonkiem, który w tym czasie był w mieszkaniu i spożywał kolację. Świadczą o tem niedojedzone resztki wieczerzy. Nim przybył do składu, zbrodniarze zamordowali jego małżonkę uderzeniem siekiery małego typu. Gdy ś.p. Tyszerowa straciła przytomność, zbrodniarze zadali jej szereg ciosów nożem w głowę i piersi, poczem poderżnęli jej gardło, wyłupili oczy, a schwyciwszy trupa za nogi zaciągnęli w kąt pierwszego pokoju. Ponieważ rany, zadane Tyszerowej, obficie krwawiły, na miejscu pozostała kałuża krwi. Po zamordowaniu Tyszerowej zbrodniarze ukryli się w trzecim pokoju. Przedtem jednak, by ukryć miejsce zbrodni nasunęli pianino na miejsce, gdzie widniała krwawa plama. W chwili, gdy przybył do zakładu Tyszer i wszedł do drugiego pokoju, zbrodniarze rzucili się nań, zadając mu cios tą samą siekierą w czoło. Cios był ogłuszający. Ś.p. Tyszer zachwiał się, lecz trzymał się jeszcze na nogach. W tym momencie zbrodniarze zadali mu następny cios. Tyszer pochylił się nad pianinem, krwawiąc na klawiaturę otwartego pianina. Ślady krwi świadczą, że Tyszer miał jeszcze tyle sił, że usiłował uciec do korytarza, gdzie upadł bez przytomności. Tutaj zbrodniarze dokończyli swego potwornego dzieła, zadali mu jeszcze 15 ran nożem, również poderżnęli gardło i wyłupili oczy. Następnie zrewidowali kieszenie zamordowanych. W portmonetce ś.p. Tyszerowej zbrodniarze znaleźli zaledwie kilkanaście złotych. Portmonetkę rzucili więc za piec w 3 pokoju. Z portfelu ś.p. Tyszera zbrodniarze wyjęli kilkaset złotych zaledwie. Portfel ten znaleziono na piecu. Po morderstwie zbrodniarze udali się do mieszkania zamordowanych na pierwsze piętro. Dochodzenie policyjne ustaliło, że w tym mieszkaniu była służąca. Świadczą o tem pozostawione na stole kuchni resztki niedojedzonej przez nią kolacji. W mieszkaniu jest wielki nieład. Mordercy widocznie poszukiwali pieniędzy i kosztowności. Całą biżuterję oraz pieniądze policja znalazła w otworzonej przez siebie kasie ogniotrwałej, do której usiłowali dostać się zbrodniarze. Kasa ogniotrwała nosi na sobie liczne ślady uszkodzeń w kilku miejscach. Widać znaki uderzeń, kółka regulacyjne są złamane, rączki pourywane. Wreszcie zbrodniarze opuściwszy mieszkanie bezkarnie zbiegli. Kasa ogniotrwała ś.p. Tyszerów zawierała w sobie około 15o.ooo złotych gotówką, papiery wartościowe, około 3.ooo dolarów, biżuterję. Wszystko to obliczone zostało na sumę około ćwierć miljona złotych. Zawartość kasy nie została naruszona. Obliczeń dokonała policja. [...] W nocy władze policyjne zarządziły obławę w całym mieście. Obława trwała od godz. 3 rano, przy policji mundurowej i śledczej. Aresztowano ogółem 12 osób, w tej jedną silnie podejrzaną. Badanie aresztowanych trwało do godz. 4 i pół ra№ Zamordowana przy ulicy Miljonowej kobieta, jak stwierdzono było ze zbrodniarzami w bliskich stosunkach osobistych. Wczoraj rodzina zamordowanych zwróciła się do władz policyjnych z gotowością zaofiarowania 5.ooo złotych temu, kto wykryje, względnie przyczyni się do wykrycia zbrodniarzy, bądź wskaże miejsce ich pobytu, albo poda ich dokładny rysopis. [...] Onegdaj o godzinie 1o-ej wieczorem wywieziono zwłoki Tyszerów do prosektorjum, gdzie wczoraj poddano je sekcji. Pogrzeb zamordowanych odbędzie się we czwartek rano Mieszkanie i skład fortepianów przy ulicy Piotrkowskiej 117 opieczętowano Przed bramą domu ustawiono posterunek policyjny [...]”. Piątek, 16 listopada. „Wczoraj przed południem odbył się pogrzeb ś. p. Tyszerów. Przed kościołem św. Krzyża skąd miał wyruszyć orszak żałobny, zgromadziły się niezliczone tłumy mieszkańców. Przy ul. Przejazd stał długi sznur pojazdów i samochodów. Przed głównym ołtarzem w trumnach metalowych spoczywały na katafalku zwłoki ofiar morderstwa. Kościół był rzęsiście oświetlony. Przed główną bramą kościelną stanęły okryte kirem dwa karawany. Porządek utrzymywała policja VII i VIII Komisarjatów P. P. pod osobistym kierownictwem podkomisarzy Andziaka i Więckowskiego. O godzinie 1o-ej wyszedł w szatach żałobnych J E. ks. Biskup Tymieniecki, który osobiście celebrował nabożeństwo żałobne, poczem odprawił egzekwje przed katafalkiem. Po nabożeństwie żałobnem wygłosił przemówienie ksiądz prałat dr. Jan Bączek. O godzinie 11·ej min. 3o nastąpiło wyprowadzenie zwłok z kościoła, a wkrótce kondukt wyruszył w kierunku Starego cmentarza. Kondukt pogrzebowy prowadził 13 księży z księdzem prałatem Bączkiem na czele. Za karawanami kroczyła licznie przybyła rodzina, znajomi, przyjaciele, przedstawiciele kupiectwa i stowarzyszeń, których ś. p. Tyszerowie byli członkami. Kondukt przeszedł ulicą Przejazd, Andrzeja, Żeromskiego na Stary cmentarz katolicki. Nad mogiłą przemówił ksiądz prałat Wyrzykowski, poczem na wieka trumien posypały się ciężkie grudy ziemi, pod którą spoczęły snem wiecznym niewinne ofiary krwawej i potwornej zbrodni”. „Stosunki majątkowe ś.p. Tyszerów. Posiadali oni liczne nieruchomości. Jak nas informują, ojciec zamordowanego Bronisława Tyszera był bardzo zamożnym człowiekiem i przed kilkunastu laty słynął w Łodzi jako „król hipotek”. Ulokował on na hipotekach licznych nieruchomości przeszło milion rubli, prócz tego zaś był właścicielem domów przy ul. Gdańskiej 69, Głównej 28, Nawrot 14, narożnego domu przy zbiegu ulic Piotrkowskiej i Nawrot, wreszcie olbrzymich, niezabudowanych placów przy ulicy Andrzeja, Nowej i kilku mniejszych. Tyszer senior zmarł dopiero przed kilku laty, pozostawiając olbrzymią spuściznę następującym spadkobiercom: zamordowanemu Bronisławowi, jego bratu Engelbertowi, Ruprechtowi, Mejznerowej, Szymańskim i Adamczykowej. Bronisław Tyszer otrzymał więc szóstą część olbrzymiego majątku. Przed pięciu laty zamordowany ożenił się z wdową po ś.p. Józefie Grzegorzewskim, właścicielu składu fortepianów, która prócz majątku męża posiadała dużą kamienicę i ogród w Brzezinach. Składem fortepianów przy ulicy Piotrkowskiej kierowała żona. Sam ś.p. Tyszer prowadził stale interesy handlowe praz zarządzał domami, który był spółwłaścicielem. Ostatnio zamierzał on razem z bratem Engelbartem nabyć jeszcze jedną kamienicę. Donosiliśmy już w „Expressie”, iż ś.p. Tyszer pertraktował ze spadkobiercami M.D. Kałuszyniera, chcąc kupić nieruchomość przy ul. Zielonej 48, jednocześnie zaś pertraktował w sprawie kupna domu przy ulicy Pomorskiej. Właściciel tej drugiej kamienicy żądał 2o tysięcy dolarów w gotówce. Bronisław Tyszer oświadczył mu wówczas, że obecnie razem z bratem rozporządza 15 tys. dolarów i tylko tę sumę może poświęcić na kupno domu, gdyż cały majątek ma ulokowany w nieruchomościach. Należy zaznaczyć, że Tyszer mówił o 15 tys. dolarów w ubiegłą sobotę, a więc w przeddzień morderstwa. Ponieważ w kasie, znajdującej się w jego mieszkaniu, znaleziono przeszło 13o tysięcy złotych w różnej walucie oraz obligacjach, a część gotówki, przeznaczonej na kupno domu miał Engelbert Tyszer, należy przypuszczać, że łup zbrodniarzy był rzeczywiście nikły”. Czwartek, 15 listopada. „Pierwsze przesłuchanie mordercy. [...] Łódź po schwytaniu mordercy odetchnęła z ulgą. Zabójstwo potrójne zelektryzowało miasto i przez 3 dni o niczem innem się nie mówi, jak o zabójstwie i śledztwie. Aż do obecnej chwili nie mogliśmy podawać nawet tych szczegółów, które przedostawały się przez gęste sito prowadzonego w ścisłej tajemnicy śledztwa. Obecnie, kiedy wstępne dochodzenie uwieńczone zostało schwytaniem mordercy, możemy podać pełny obraz poszukiwań. Jak schwytano mordercę? Lokalu, w którym dokonano morderstwa nie opuszczała do ostatniej chwili policja, która za punkt zaczepu obrała rachunek wystawiony na nazwisko Stanisława Łaniuchy. Poprzednio podawano, że rachunek ten wystawiony był na nazwisko Żarczyńskiego. Był to manewr policji, która będąc na tropie mordercy, nie chciała go spłoszyć przez podanie nazwiska właściwego. Policja zwróciła się do biura adresowego i zrobiła wyciąg wszystkich osób noszących to nazwisko. Osoby te poddane zostały obserwacji. Domów, w których zamieszkują pilnowała policja śledcza. M.in. dom przy ul. Targowej 33 obserwowali wywiadowcy. W nocy z wtorku na środę stojący przed bramą tego domu wywiadowcy spostrzegli wracającego młodzieńca, który po otworzeniu mu bramy przez dozorcę wszedł do posesji. Zapytany dozorca domu oświadczył, że nazywa się on Stanisław Łaniusza. Natychmiast skomunikowano się z urzędem śledczym. Wojewódzki komendant policji podinspektor Niedzielski, naczelnik urzędu śledczego podinspektor nosek, w towarzystwie komisarza Miki i 4 posterunkowych oraz wywiadowcy przybyli natychmiast na teren posesji przy ul. Targowej 33. Stanąwszy na 4 piętrze, wkroczyli do mieszkania Łaniuchów. Zastali tam 3 mężczyzn i kobietę, która leżała już w łóżku. Policjanci z bronią w ręku i z okrzykiem Ręce go góry, wkroczyli do mieszkania. Na twarzach obecnych w mieszkaniu malowało się zdumienie i trwoga. Nikt się nie odzywał. Wszyscy podnieśli ręce do góry. Jeden tylko Stanisław Łaniucha, oświadczył: Ja wiem poco oni przyszli. Po stwierdzeniu tożsamości obecnych, okazało się, że jest to: ojciec rodziny, p. Wacław Łaniucha, matka Leokadja, szwagier Lebis, siostra Wiktorja (żona Lebsa), leżąca w łóżku po połogu. Przeprowadzono rewizję osobistą, która nic nie wykryła. Wszystkich obecnych prócz kobiety chorej aresztowano i odwieziono do urzędu śledczego. W mieszkaniu zbrodniarza pozostał komisarz Mika i kilku posterunkowych, którzy przeprowadzili dokładną rewizję. Znaleziono pokrwawiony garnitur wiszący na wieszaku, splamiony krwią kołnierzyk i krawat Stanisława Łaniuchy, toporek systemu strażackiego na szafie i noszący ślady krwi”. Reporter konkurencyjnego „Echa” opisał sprawę nieco inaczej: „Obecnie dopiero wychodzi na jaw, że zakrwawiony rachunek znaleziony na miejscu zbrodni przez policję i podpisany nieczytelnem nazwiskiem nie jest głównym powodem schwytania mordercy. Świeży motyw monstrualnej zbrodni przedstawia się zgoła sensacyjnie. Mianowicie Łaniuch po dokonaniu mordu stwierdził, że garnitur jaki miał na sobie wskutek gwałtownych uderzeń siekierki jest silnie zbryzgany krwią pomordowanych ofiar. To też pierwszą jego czynnością po przybyciu do swego mieszkania było przebranie się w inny garnitur. Poplamione ubranie zwinął w kłębek i owinąwszy je papierem gazetowym schował na noc pod poduszkę. Rano w poniedziałek Łaniuch po spożyciu śniadania wyjął z pod poduszki niespostrzeżenie krwawą paczkę i udał się do pobliskiej pralni. Przyjął go sam właściciel sklepu. – Mam garnitur do prania. Jest mocno poplamiony. Proszę mi go przygotować jak najprędzej. Właściciel pralni wziął paczkę z rąk klienta i przykleiwszy do niej numerek porządkowy zapytał: - Pańskie nazwisko? – Łaniuch jestem, Stanisław. Po udzieleniu tej informacji zbrodniarz wyszedł ze sklepu. Właściciel pralni dopiero po upływie godziny rozpakował paczkę i spojrzawszy na jej zawartość stanął jak wryty. Garnitur był cały splamiony cieczą koloru brunatno-czerwonego. Szczególnie na marynarce rozlane były duże plamy świeżej krwi. Zalatywał od nich niemiły zapach. Właściciel pralni wiedząc już o zbrodni dokonanej na osoba ś.p. Tyscherów [!] wiedziony dziwnem przeczuciem pobiegł do pobliskiego komisariatu i zawiadomił komisarza o swem odkryciu. Po skomunikowaniu się z komendą policji dopiero wtedy odcyfrowano nazwisko wypisane na rachunku pozostawionym w składzie fortepianów. Nazwisko to brzmiało Łaniuch. Władzom śledczym otworzyły się oczy. Późnym wieczorem do drzwi mieszkania Łaniuchów ktoś zapukał. Jednocześnie od korytarza padły przez pokrywę drzwi słowa: - Listonosz. Proszę otworzyć. Ojciec mordercy odsunął zasuwę. W drzwiach stanęła smukła sylwetka poczytyljona z torbą. – Depesza dla Stanisława Łaniucha. Czy jest obecny? – Tak – padło od stołu i jednocześnie do listonosza zbliżył się młody człowiek. – Mam depeszę, ale myślałem, że pan jest starszym człowiekiem – dziwił się przybysz. – Co się pan tak dzieci? Zresztą dawaj pan tę depeszę – odpowiedział Łaniusz. Listonosz począł grzebać w torbie i w pewnej chwili rzucił zdenerwowanym głosem. – Do djabła! Nie wiem, gdzie mi się zapodziała. Łaniucha spojrzał bystro na niego i odsunąwszy się od listonosza rzucił nagle z drwiącym uśmiechem. – Ehe, niech pan już dalej nie gra komedji. Pan jest wywiadowcą policyjnym. Po tych słowach w ręku „listonosza” błysnął rewolwer: - Ręce w górę! Przez otwarte drzwi wpadli policjanci z komisarzami na czele. Tak aresztowano potwornego zbrodniarza”. I dalej relacja z „Republiki”: „Po odstawieniu aresztowanych do urzędu śledczego przybyli tam pp. prokurator Schmidt, sędzia śledczy Grzos i pprok. Markowski. Zaraz na wstępie Stanisław Łaniucha oświadczył, iż on jest sprawcą morderstwa; przyznał się do winy z zimną krwią i bez presji. Badany przez policję Stanisław Łaniucha oświadczył, że przed 3 laty był pomocnikiem stroiciela fortepianów w firmie Grzegorzewski. Od niedawna przestał pracować i przeniósł się do firmy konkurencyjnej. Do właścicieli składu fortepianów p.f. J. Grzegorzewski czuł zawiść. Z zamiarem morderstwa nosił się od dłuższego czasu, nie mógł go jednak zrealizować. W niedzielę 11 b.m. o godz. 1o rano przybył do składu Tyszerów. Ponieważ zakład był zamknięty, udał się do ich mieszkania na pierwsze piętro. Zapukawszy do drzwi mieszkania Tyszerów zastał w przedpokoju służącą Józefę Borowską, której oświadczył, że przybył do właścicieli zakładu, celem nabycia pianina. Powiadomiona o zamiarze Marja Tyszerowa przybyła celem rozmówienia się. Łaniucha oświadczył jej, że otrzymał spadek, dzięki czemu stał się zamożnym człowiekiem. Tyszerowa nie przeczuwając złego, zgodziła się na tranzakcję. Rozmowę tę obserwowała służąca. Łaniucha, dowiedziawszy się o warunkach tranzakcji, oświadczył Tyszerowej, że wróci o godzinie 3 p.p. ze swoim ojcem i zrealizuje tranzakcję. Istotnie przybył on o tej porze, ale sam, tłomacząc, że ojciec jest niezdrów i kupna dokona sam. W tym czasie Bronisław Tyszer leżał w łóżku, a żona wraz z Łaniuchą udała się do składu. Zająwszy miejsce za biurkiem, po omówieniu warunków kupna, zajęła się wypisywaniem rachunku. Przy tej czynności Tyszerowa zapomniała wypisać w rachunku numeru fortepianu i firmy jego. Odrzuciwszy blankiet zaczęła wypisywać nowy rachunek. W tej chwili zbrodniarz stojący za nią, uderzył ją toporkiem w głowę. Cios był śmiertelny. Cyniczny morderca, schwyciwszy ofiarę za nogi, ściągnął z fotela na chodnik. Gdy znalazła się na podłodze, Łaniucha zadał jej jeszcze kilka ciosów, poczem zawlókł ciało do pokoju frontowego składu i porzucił w kącie. Zrabowawszy sakiewkę zawierającą 7o zł., zdjął z ręki zegarek złoty, obrączkę ślubną, klucze do kasy ogniotrwałej i mieszkania. Torebkę, opróżniwszy, rzucił na piec. Ponieważ wiedział, że wkrótce ma przybyć Bronisław Tyszer, zbrodniarz oczekiwał następnej ofiary. Na miejscu gdzie została zamordowana Tyszerowa, była wielka kałuża krwi, którą zbrodniarz zasłonił nasunięciem fortepianu. Po 2o minutach zapukał ktoś do drzwi składu. Wiedząc, że przybywa Tyszer, zbrodniarz wpuścił go. W momencie, gdy Tyszer zamierzał pójść do drugiego pokoju, zbrodniarz, wyjąwszy z pod pachy toporek, uderzył Tyszera w głowę. Cios nie był silny, skoro Tyszer nie stracił przytomności i schwytał zabójcę za rękę. Zbrodniarz mając prawą rękę wolną, zadał Tyszerowi drugi cios, tym razem śmiertelny. Tyszer upadł nieżywy. Łaniucha wówczas, przyciągnął ciało jego do okna w tymże pokoju i zakrył je powłoką fortepianu. Wyjąwszy portfel, w którym nie znalazł pieniędzy, rzucił go na piec. W międzyczasie spostrzegł, że służąca Tyszerów wychodziła na miasto. Po dokonaniu morderstwa opuścił skład, zatrzasnął jego drzwi i mając klucze udał się do mieszkania Tyszerów. Znalazłszy się tam, usiłował otworzyć kasę ogniotrwałą, lecz nie znając jej mechanizmu starał się ją rozbić toporkiem. W mieszkaniu znalazł 35o złotych. Zabrał futro i kapelusz Tyszera, luksusowy budzik, tuzin srebrnych łyżeczek, platerowane łyżki stołowe i zawiązał je w tłomok. Palto i kapelusz Tyszera wziął na siebie i opuścił mieszkanie Tyszerów. Była to godzina 6 p.p. Zbrodniarz udał się na róg Nawrot i Piotrkowskiej, wynajął taksówkę i polecił zawieść się na ulicę Tatrzańską, gdzie wyszedłszy polecił szoferowi czekać. Sam udał się w okoliczne pola, gdzie w pobliżu stawu zakopał skradzione przedmioty. Wróciwszy, odjechał tą samą taksówką na ulicę Nawrot Nr. 7, z zamiarem udania się na miejsce zbrodni, ażeby zabić służącą Józefę Borowską. Myśl ta powstała w zbrodniarzu dlatego, że obawiał się on jedynego świadka swego czynu. Tyszerowa bowiem, przyjmując Łaniuchę w mieszkaniu w obecności służącej, opowiedziała jej kim jest przybyły. Przybywszy do posesji przy ul. Piotrkowskiej 117, znalazł służącą przy drzwiach mieszkania Tyszerów, gdzie czekała ona „powrotu” swych chlebodawców. Morderca oświadczył służącej, że przychodzi zapłacić rachunek za kupione pianino, oraz powiedział, że będzie czekał razem z nią na powrót Tyszerów. W pewnej chwili zbrodniarz zaproponował służącej by udała się ona z nim na spacer. Służąca odmówiła. W międzyczasie z sąsiednich drzwi klatki schodowej wyszła córka rządcy domu, która widząc czekających zaproponowała im, by zechcieli oczekiwać Tyszerów u niej w mieszkaniu. Służąca zgodziła się, Łaniucha zaś odmówił, udając się na balkon klatki schodowej, gdzie czekał do godz. 8 wieczorem. O tej porze z mieszkania rządcy wyszła Józefa Borowska, bardzo zaniepokojona nieprzybyciem Tyszerów. Stanęła również na balkonie, wdając się w rozmowę z Łaniuchą. Morderca pożegnał wkrótce służącą i udał się do cukierni Piątkowskiego. Spotkawszy tutaj chłopca dał mu 3 złote za fatygę i prosił, żeby udał się na ulicę Piotrkowską 117, gdzie na balkonie stoi służąca Borowska, podszedł do niej i wręczył jej 5 złotych i oświadczył, że przychodzi z polecenia Tyszerów, którzy przysyłają jej 5 złotych na taksówkę, żądają aby przybyła natychmiast na ulicę Tatrzańską. Chłopiec poszedł. W chwili, gdy służąca rozmawiał z przybyłym chłopcem nadszedł również Łaniucha. Powiedział on do Borowskiej, że uda się razem z nią do Tyszerów na ulicę Tatrzańską i tam zapłaci za piani№ Służąca, nie przeczuwając nic złego, pojechała razem z Łaniuchą. Ponieważ w okolicy tej są błota, a ulice są ciasne, nie pozwalając taksówce przejechać, Łaniucha zaproponował służącej, by udała się ten kawałek drogi pieszo do fabryki Steigerta, gdzie mieli być rzekomo Tyszerowie. Szoferowi polecono poczekać na powrót. Znalazłszy się na polach za fabryką Steigerta, Łaniucha zadał służącej cios toporkiem w głowę. Borowska zsunęła się do rowu i straciła życie. Zbrodniarz przykrył ją jej własną chustką. Powrócił do taksówki i odjechał na róg Sienkiewicza i Moniuszki. Tutaj zapłacił szoferowi, wynajął drugą taksówkę i pojechał ponownie na ulicę Tatrzańską. Udał się nad staw i odkopał ukryte tam przedmioty, poczem powrócił taksówką na róg Targowej i Nawrot. Działo się to w niedzielę. Doszedł pieszo ul. Targową do posesji Nr. 33, gdzie zamieszkał i ukrył w komórce mieszkania skradzione przedmioty. W poniedziałek o godz. 8 rano wszystko to spakował razem z futrem Tyszera w jedną paczkę i zaniósł do sklepu niejakiego Majchrzaka w tej samej posesji, prosząc go o przechowanie paczki. Tuzin łyżek srebrnych zabrał ze sobą do warsztatu stroiciela fortepianów Fuldego przy ul. Gdańskiej 112, gdzie dorywczo pracował i tam je ukrył. Zegarek złoty i bransoletkę Tyszerowej zaniósł do reparacji zegarmistrzowi Bieńkowskiemu (Nawrot 53). Obrączkę i zamszową portmonetkę z różańcem i jeszcze jeden zegarek damski ukrył na belce w ustępie. Gotówkę w sumie 45o złotych wręczył swojej siostrze. Zapytany przez nią skąd ma tyle pieniędzy, oświadczył jej, że poznał pewną kobietę, która mu je wręczyła. Po załatwieniu tego udał się na miejsce zbrodni przy ulicy Piotrkowskiej 117, celem przekonania się, co tam słychać. Przed bramą domu tego zastał policjanta, który go nie chciał wpuścić na podwórze. Spacerował ulicą Piotrkowską i słuchał, co ludzie mówią. Oto wszystko, co powiedział zbrodniarz. Poza tem Łaniucha dodał, że zamierzał jeszcze zamordować właściciela składu fortepianów Szustra przy ul. 1 Maja. Po śledztwie, które trwało do godz. 4 rano, zbrodniarza osadzono w areszcie do dyspozycji władz sądowych. P. prokurator Szmidt oświadczył, że dąży do tego by śledztwo zakończone zostało jeszcze w listopadzie i by w tym czasie morderca stanął przed sądem. Stanisław Łaniucha jest niewysokim, szczupłym młodzieńcem, typowem dzieckiem miasta. Chuda twarz, długi nos, zlekka zaczerwieniony, wąskie usta – nie składają się na sympatyczną całość. Mimo tuzinkowego wyglądu, nie budzi zaufania, a raczej zmusza do pewnej rezerwy. Mówi mało i spokojnie. [...] Dziś o godz. 1o m. 3o odbędzie się pogrzeb ofiar bestjalskiego morderstwa ś.p. Marji i Bronisława Tyszerów. Zwłoki tragicznie zmarłych w metalowych trumnach umieszczone zostały na katafalku w kaplicy przedpogrzebowej kościoła Św. Krzyża. Toną one w powodzi wieńców, składanych przez licznych znajomych ś.p. małżonków Tyszerów. O godzinie 1o rano ks. biskup Tymieniecki odprawi nabożeństwo żałobne poczem kondukt żałobny wyruszy na stary cmentarz katolicki, gdzie zwłoki złożone zostaną w grobach rodzinnych. [...] Aresztowanie Stanisława Łaniuchy wywołało w całej dzielnicy robotniczej Wodnego Rynku olbrzymie wrażenie. Przed domem przy ul. Targowej Nr. 33 gromadzą się nieustannie niezliczone tłumy publiczności, która omawia fakt ujęcia młodocianego zbrodniarza. Dom przy ul. Targowej 33 składa się z 4 piętr i jednej bocznej kamienicy w podwórzu. Dom zamieszkały jest przeważnie przez robotników oraz drobnych kupców, którzy trudnią się handlem na Wodnym Rynku. Czwarte piętro, gdzie znajduje się mieszkanie Łaniuchów jest dość obszerne i schludnie utrzymane. Całe urządzenie składa się z trzech łóżek, szafy i kilku krzeseł. W pokoju tym mieszkają właściwie dwie rodziny: 58-letni Łaniucha wdowiec wraz z dwoma synami 19-letnim Stanisławem (aresztowanym) oraz 21-letnim Eugeniuszem, urzędnikiem, oraz córka jego Dalewisowa wraz z mężem oraz dzieckiem. Rodzina Łaniuchów mieszka już w tym domu od 9 lat i cieszy się dobrą opinią. Łaniucha senior oraz zięć jego posiadają stoisko na Wodnym Rynku i trudnią się od dłuższego czasu handlem owocami. Współpracownik „Republiki” miał możność w dniu wczorajszym rozmawiać z ojcem aresztowanego. P. Łaniucha jest bardzo zdenerwowany i oświadcza, że aresztowaniem syna jest wprost zaskoczony: - Taki spokojny zawsze i chętny do pracy, syn mój znajduje się obecnie pod ciężkim zarzutem morderstwa. Dałem mu wykształcenie, skończył szkołę powszechną. Chciałem z niego zrobić człowieka, i oddałem go do terminu na polerownika. Wszyscy, u których pracował byli z niego zadowoleni i mówili zgodnie, że będzie on dobrym fachowcem. Początkowo pracował u niejakiego Bukowskiego, a następnie u p. Gołębiowskiego, który był majstrem w firmie Józef Grzegorzewski. Ze swych zarobków syn mój nie zdawał mi rachunku. Od kilku lat zauważyłem u niego dziwne objawy manjactwa. Przez całe lato jeździł stale łowić ryby do pobliskich miejscowości pod Łodzią, ale mogę pana zapewnić, że nigdy żadnej rybki nie złowił, ani do domu nie przyniósł. Wogóle łowienie ryb zaprzątało mu cały umysł. Całemi dniami myślał tylko zawsze o tem, aby mógł wyjechać na połów ryb. Pewnego razu znaleźliśmy w domu małą książeczkę. W książeczce tej, ku memu wielkiemu zdziwieniu odczytałem kilka wierszy napisanych przez mego syna, poświęconych rybactwu oraz morzu. I ktoby przypuszczał, że syn mój pisze wiersze? Tu ojciec cytuje początek jednego wiersza, który utkwił mu w pamięci: „Napawam sobie duszę rybkami…” – W dniu dokonania morderstwa – mówi dalej ojciec – t.j. w niedzielę cała rodzina wcześnie wstała, gdyż chciała udać się na miasto, aby wziąć udział w święcie niepodległości. Stanisław tego dnia ociągał się ze wstawaniem i dopiero o godzinie 9 rano przebudził się. Zapytałem go, dokąd idzie… Wówczas oświadczył, że na defiladę. Radziłem mu, aby lepiej udał się do kościoła. Dokąd jednak udał się, tego nie mogę stwierdzić. Wiem, że o pierwszej wrócił podczas mej nieobecności na obiad, a o drugiej udał się na miasto. – A kiedy wrócił syn do domu? – Tego niewiem. Jak zwykle nakazuję synowi, by o 9-ej wieczorem był w domu, ale drzwi zostawia się otwarte i dlatego nigdy nie mogę wiedzieć, kiedy wraca. W niedzielę udaliśmy się wcześniej na spoczynek i syna jeszcze nie było. Nad ranem spał dość mocno i nie zdradzał specjalnego zdenerwowania. Muszę dodać, że syn mój był bardzo skryty i tajemniczy. Nie znosił alkoholu i nie palił również papierosów. – A czy miał jakieś znajome niewiasty? – Zapewniam pana, że nie. Nigdy go nie widziałem w towarzystwie kobiet. Wczoraj o godzinie 7 wieczorem udał się on do kina. Gdy powrócił do domu, oczekiwali go już przedstawiciele władz śledczych, którzy go zaaresztowali i odwieźli do urzędu śledczego. W czasie aresztowania odpowiadał on spokojnie na postawione mu pytania i nie stawiał żadnego oporu. – A czy u państwa nie zginęła siekierka? – Nie. Mamy tutaj taką małą siekierkę, która przez cały czas znajdowała się w mieszkaniu. Obecnie została ona zabrana przez władze śledcze. [...] Jedna z mieszkanek domu, która była wczoraj o godz. 7 w kinie Oświatowym oświadcza, że widziała w kinie Stanisława Łaniuchę w towarzystwie młodej kobiety. Co mówi dozorca? – W domu tym jestem dozorcą od dwóch lat. Znam dobrze rodzinę Łaniuchów. Prowadzą oni skromny i bardzo spokojny tryb życia. Stanisław Łaniucha nie zwracał nigdy specjalnie niczyjej uwagi, nie urządzał awantur i przychodził przed zamknięciem bramy do domu. W niedzielę nie wiedziałem go przez cały dzień. Przypuszczam, że musiał on przyjść do domu przed zamknięciem bramy lub nazajutrz ra№ Jego aresztowanie jest dla wszystkich mieszkańców tego domu zagadką. Wszyscy z niecierpliwością oczekiwali wiadomości, czy jest on rzeczywiście mordercą. Jak zdołaliśmy wstępnie jeszcze stwierdzić 21-letni brat aresztowanego Eugenjusz Łaniucha jest urzędnikiem bankowym, a ojciec jego był robotnikiem i dopiero od roku trudni się handlem. Ostatnio aresztowany pracował również u stroiciela fortepianów Fuldego przy ul. Gdańskiej 12”. I znów nieco inaczej widział sprawę reporter „Echa”: „P. Furmaniak, dozorca tego domu i ślusarz w jednej osobie z całą gotowością udzielił żądanych informacyj. – Było to wieczorem o godz. 9-ej – zaczął dozorca – gdy po niego przyjechali, niby po Staśka Łaniuchę. Całą rodzinę zabrali, jeno siostrę chorą zostawili i kobietę, która ją pielęgnowała. Zabrali starego Łaniuchę, człowieka pięćdziesięcioletniego, szwagra Dobielisa Józefa i brata 21-letniego Eugenjusza. Zamknąłem bramę, a policja w podwórzu pozostała. Gdy przyszedł mąż tej kobiety, co przy chorej Dobielisowej została, to i jego wzięli do badania. Policja zabroniła z okien wyglądać i nakazała firanki w oknach spuścić. Dziwiłem się temu wszystkiemu mocno. Nie mogło mi się w głowie pomieścić, że to właśnie Stasiek Łaniucha morderstwa dokonał. Przecież to nawet patrzeć na co nie było. Była akurat u mnie jegomość pewien, co przyszedł klucze obstalować. Powiada do nas policja: Będziecie panowie za świadków przy rewizji. Gdzie tu ustępy są. Tam znajdują się pewne rzeczy, które mamy znaleźć. Zaprowadziłem policję do ustępów. I tu znaleźli czego szukali. Na belce w jednym z ustępów leżała paczka, a w niej znajdowały się: obrączka złota z monogramem Marji Tyszrer i portmonetka zamszowa damska. Powiadają wywiadowcy: ma się tu jeszcze znajdować w dole kloacznym siekierka. W domu jego młotek i sztylet znaleźli. Na sztylecie jednak nie było śladów, by był od używany. Od siostry Łaniuchy odebrali wywiadowcy 44o złotych, które on jej wręczył poprzedniego wieczora mówiąc: schowaj te pieniądze, dostałem je od swojej narzeczonej, bym uczył się na pończosznika. W niedzielę, t.j. w dzień morderstwa 11 listopada widziałem się z Łaniuchą. Była to godzina trzecia po południu. Odziewałem się właśnie w nowy garnitur, jako że szedłem do brata na chrzciny. Naraz wchodzi Stasiek Łaniucha. – Panie Furmaniak – powiada – mam do pana interes. Nie mam teraz czasu – odburknąłem. No to przepraszam – odpowiedział pokornie i poszedł. Już go tego dnia więcej nie widziałem. Do domu nie przychodził, bo bramy mu nie otwierałem, ale wiem, że po zbrodni był Łaniucha w kinie (ustalono, że odwiedził dwa kina: Corso, gdzie grano „Postrach dzikiego zachodu” i Lunę wyświetlającą „Burzę”). Widziała go tam nasza lokatorka wdowa Tomczyńska. Był z jakąś panną. Wieczorem we wtorek przyszedł do sklepiku Majchrzakowej w naszym domu i wziął sobie paczkę, przyczem powiedział, że zapłaci nazajutrz. – Ale już nie zdążył, bo go wzięli. Łaniuchowie to mało znani ludzie. Jednak, jak ludzie powiadają, źle się u nich w rodzinie działo. Matka przed pięciu laty otruła się na śmierć. Stary Łaniucha z pewnością o morderstwie nie wiedział. A Stasiek Łaniucha to od małych lat był złodziej. Ostatnio, gdy był bez pracy, kradł w domu, co się dało. Nawet ojcu kradł jabłka z koszyka. Poza tem był spokojny. Nikogo do siebie nie sprowadzał, a w ciągu dwóch lat ani razu nie widziałem go pijanego. Raz tylko zadzwonił do bramy po jedenastej i rzekł, że drobnych nie ma i jutro zapłaci. Nie upłynęło 1o minut, a zbiegła na dół siostra Staśka i krzyczy: Panie Furmaniak, biegnijcie do komisariatu, brat mój się otruł. Pobiegłem, zadzwoniłem do pogotowia. Przyjechały dwa pogotowia: Miejskie i Kasy Chorych. Lekarz miejski orzekł, że to atak serca, a doktór z Kasy Chorych stwierdził, że chłopak za dużo wódki wypił i przez to choruje. A wyglądał tak jakby miał umierać. – Do brata i siostry mówił, by go w ciemny garnitur do trumny ubierali. Nazajutrz wyzdrowiał i za bramę mi zapłacił. W ogólności niczego był chłopak. Jakby go kto obcy nawet na róg po papierosy posłał, toby przyniósł. I jeszcze raz powtarzam: nijak w głowie pomieścić mi się nie może, że ta marnota Stasiek Łaniucha mógł coś podobnego uczynić. Taki słabowity, taki zdechlak”. „Republika”: „Morderca małż. Tyszer, Stanisław Łaniucha przesiaduje w areszcie przy komendzie policji w celi Nr. 16, gdzie przebywa samotnie. Obok celi ustawiony jest stały posterunek, który przez cały dzień śledzi przy otwartym judaszu każdy ruch zbrodniarza. Morderca Łaniucha zdradza stale zdenerwowanie, chodzi po celi bez przerwy, jak osaczony zwierz. Bardzo często słychać, jak mówi: - Byle czemprędzej stąd, aby raz z tem skończyć. Wobec tego, że władze śledcze odmówiły przyjmowania jedzenia dla niego przez rodzinę, spożywa on jedzenie więzienne”. „Echo”: „ Za kratami. Łaniucha ani na chwilę nie traci spokoju. Siedzi i nadal z zainteresowaniem wertuje dzienniki, przepełnione opisami krwawej zbrodni . Widocznie w celi jest gorąco, bowiem zrzucił z siebie marynarkę. Od czasu do czasu podchodzi do ciepłego pieca i oparłszy się o rozpalone kafle, patrzy zamyślonym wzrokiem poprzez kraty żelazne na skrawek smutnego jesiennego nieba. Myśli zapewne o swym krwawym czynie popełnionym w dniu święta narodowego. Albo o niezbadanej tajemniczej przyszłości, która rysuje mu wyraźnie kontury szubienicy… Zadrżał całem ciałem i opuściwszy miejsce przy piecu, zaczął miarowym krokiem przemierzać małą celę. W „Judaszowem oku”, kryjącem się dyskretnie w drzwiach więziennych, każde jego poruszenie, każdy krok śledzone jest bacznie przez strażnika. Łaniuch czuje na sobie wzrok niewidzialnego człowieka i co chwila spokojnym ruchem poprawia spodnie, zbyt luźno oparte na biodrach. Szelek ani paska nie ma. Aresztantom przedmioty to odbiera straż więzienna, gdyż łatwo może je w przystępie rozpaczy zamienić na stryczek. Otwierają się ciężkie drzwi i wchodzi dozorca z pękiem kluczy w ręku. Stara się nawiązać z młodym więźniem rozmowę: - Uff, jak to gorąco! – Ano – to mnie bardzo cieszy, że tak panowie dbacie o to abym się nie zaziębił – odpowiada z pewną ironią młodociany zbrodniarz. Strażnik brzęknął kluczami, jakby chciał zagłuszyć zjadliwe słowa aresztanta. – Nie czuje pan żadnych wyrzutów sumienia? Stanisław Łaniuch spojrzał ze ździwieniem na dozorcę. – Wyrzuty sumienia? Teraz?... A na co mi to potrzebne? Widząc zaś osłupienie malujące się na twarzy poczciwego dozorcy dodaje: - Nie lubię drażnić swych nerwów. Zawiniłem i teraz nie ma co się denerwować. Interlokutor wzruszył ramionami i opuścił celę. Łaniuch pozostał znowu sam ze swemi myślami. Łaniuch świetny symulant spokoju. Muskuły twarzy są opanowane. Najważniejsza – to zasłonięcie twarzy maską udanego spokoju”. „Echo”: A teraz przenieśmy się tam, gdzie wśród czterech skromnych ścian, hen gdzieś na poddaszu siwy, sterany życiem ojciec opłakuje straszny czyn swego potwornego syna. Józef Łaniuch. 56-letnI ojciec, jest wyprowadzony z równowagi. I trudno mu się pogodzić z monstrualna rzeczywistością. — Co my teraz poczniemy biedni — wyłania się w rozgorączkowanem mózgu byłego tkacza (pracował dwa lata temu w fabryce Eiserta Karola przy ul. Karola 19) pytanie. — Odemnie i mych dzieci wszyscy się odsuną. Nikt nie poda ręki członkom rodziny bestialskiego mordercy. Topór, którym rąbał ciała trojga ludzi, zarąbał również raz na zawsze cały szacunek I poważanie, jakim się cieszyła dotąd rodzina Łaniuchów. Bodajby to!... Dobrze, że matka zmarła przed siedmiu laty, nie widzi ponurej teraźniejszości Nigdy by nie przypuszczała, że syn jej najmłodszy, ukochany Stasiek będzie mordował z premedytacją ludzi... Jaka hańba i jaki wstyd! Długie lata miną zanim rodzeństwo zmyje krwawą plamę zbrodni dokonanej przez nieoględnego Staśka. Siwowłosy ojciec dnia tego nie doczeka. Zgryzie go boleść i wstyd. Bo ludzie o swych grzechach zapominają szybko, o cudzych zaś długo, długo pamiętają. Taki już jest świat...”. I dzień później: „ Brat Łaniuchy o mordercy. Najmłodszy syn – źrenica oka. Znany psychjatra dr. Siwiński o zbrodniarzu . Po przewiezieniu sprawcy ohydnego morderstwa do więzienia przy ulicy Kopernika, sprawa cała zaczyna przybierać normalny obrót. Ponowne przesłuchanie zbrodniarza przez sędziego śledczego stwierdziło ponad wszelką wątpliwość, że wbrew pierwotnym przypuszczeniom potrójnego morderstwa dokonał sam Łaniucha i nie miał żadnych wspólników. Zeznanie dozorcy, który widział w krytycznym dniu dwie różne osoby w pobliżu mieszkania Tyszerów znalazło proste i logiczne wyjaśnienie. Łaniucha wszedł do sklepu w cyklistówce na głowie, zaś gdy po dokonanej zbrodni opuszczał miejsce przestępstwa był przebrany w palto i kapelusz ś p. Bronisława Tyszera, co naturalnie zupełnie zmieniło jego wygląd. Stad pochodziła kategoryczność. z jaka dozorca utrzymywał, że było tam bezwzględnie dwóch osobników odmiennego zupełnie wyglądu. Podczas ostatniego przesłuchania skorygowano nazwisko aresztowanego, które brzmi nie Łaniucha. lecz Laniucha. Laniucha został jak już nadmieniano, przewieziony wczoraj o godzinie 2 po południu do gmachu przy ul. Gdańskiej 44, gdzie mieści się prokuratura i urzędują sędziowie śledczy. Jednak dopiero o godzinie 4 przybył sędzia śledczy p. Grzyś z miejsca zbrodni, gdzie Jeszcze raz dokonał dokładnych oględzin lokalnych. Łaniucha złoży (obszerne zeznanie, które pokrywało się z zeznaniem pierwotnem w zupełności i po twierdził je swoim podpisem. Następnie został odwieziony do więzienia przy ul. Kopernika gdzie będzie przebywał do chwili rozprawy sadowej. Według przypuszczeń proces przeciwko Laniusze odbędzie się w końcu grudnia lub z początkiem stycznia. Wobec tego. że rodzina mordercy jest niezamożna i nie będzie sobie mogła pozwolić na zaangażowanie adwokata, sąd prawdopodobnie wyznaczy obrońcę z urzędu. Lista świadków oskarżenia została już prowizorycznie ułożona. W sadzie w charakterze świadków staną: P. Fulde, u którego Łaniucha pracował i gdzie ukrył cześć zrabowanych przedmiotów: dozorca domu; chłopiec z cukierni, który wywołał Borowską na zlecenie Laniuchy: brat zamordowanego ś. p. Tyszera, który pierwszy wykrył zbrodnie; syn dozorcy domu, który wszedł do mieszkania przez ok№ Aby je otworzyć: właściciel pralni, który przyczynił się do schwytania mordercy, szoferzy taksówek i kilku sąsiadów. Rodzina wystawi też zapewne świadków, którzy maja oświetlić dotychczasowe życie oskarżonego. Łódź powoli zaczyna powracać do normalnego stanu po olbrzymiem wzburzeniu, jakie wywołała niesamowita zbrodnia. Podczas przyszłej rozprawy sadowej przeżyje jeszcze raz ohydę mordu, dokonanego przez młodzieńca, stojącego na progu życia”. „Wizyta u brata mordercy. Współpracownik nasz odwiedził brata potwornego mordercy Eugenjusza Łaniuchę w mieszkaniu jego ojca przy ulicy Targowej i poniżej zamieszczamy jego wrażenia: Już od progu uderzył nas porządek, jaki panował w schludnem małem mieszkanku jak wiadomo położonem na czwartem piętrze. Co prawda mebli niedużo, jednakże czystość ścian i sprzętów zrobiła dodatnie wrażenie. Przy kołysce. Na szczęście p. Eugenjusza zastajemy samego. Siedzi przy stole. Jedną ręką podpiera stroskaną twarz, drugą rytmicznie porusza kołyskę, w której śpi dziecko jego siostry. Ujrzało ono świat niedawno. Zaledwie kilka tygodni temu. P. Eugenjusz Łaniucha na nasz widok przerwał swą czynność i powstał z krzesła. Jest zgrabny i przystojny... — Pragnęlibyśmy z panem po rozmawiać. — Trudno. Skoro panowie już weszli — proszę. Energicznym ruchem wskazał nam krzesła. Już miało paść pierwsze pytanie gdy nagle w kołysce zakwilił noworodek. Eugenjusz Łaniucha zarumienił się mocno i rzucił na swe usprawiedliwienie: - To nie moje — to siostry...Jednocześnie kłopotliwy uśmiech wypłynął mu na lica. P. Eugenjusz szybko opanował nadwątlone nerwy. — Jestem nieco przeczulony. Proszę się nie dziwić. Pomału dochodzimy do celu naszej wizyty. „Poeta”. Pierwszy rozpoczął gospodarz domu. - Czytałem w prasie banialuki, jakoby mój ojciec nie kochał Staśką i często na niego krzyczał. Stanowczo temu zaprzeczam. Stasiek jako najmłodszy syn był jego źrenicą oka i wiele razy mu przebaczał karygodne czyny. Szczególnie cieszył się, gdy Stasiek czytał mu swoje wierszyki. Podczas takich seansów muskał z zadowoleniem wąsa i mawiał: — Ho ho, nasz Stasiek, to mądra główka!... Takiej łagodności, jaką stosował względem „poety” nigdy u nikogo nie widziałem. Stanisław odpłacał się zwykle pięknem za nadobne. Zarobione pieniądze w całości oddawał ojcu, który mu następnie wydzielał na rozrywki i potrzeby odpowiednie sumki. - Czy Stanisław odznaczał się pracowitością? — Bardzo. Byłbym złym bratem, gdybym powiedział, że Stasiek nie lubił pracy. Oddawał się jej z całym pietyzmem. Formalnie uwierzyć nie mogę, że mój brat, który miał więcej dodatnich cech w swym charakterze mógł dopuścić się tak potwornego czynu. — Czy mówił coś w domu o Tyszerach? — Owszem — razu pewnego zwierzył mi się, że Tyszerowie to dobrzy ludzie — tylko bardzo skąpi. Kiedy stracił posadę ojciec nie robił mu z tego powodu wyrzutów i nadal z własnej kieszeni dawał mu na kina I wycieczki na które wybierał się przeważnie uzbrojony w wędką i haczyki na ryby. Był wielkim miłośnikiem tego sportu jak również i innych. Tu p. Eugenjusz przerwał opowiadanie i podszedłszy do komody począł w niej szperać — Mam — wykrzyknął w pewnej chwili. W ręku jego błysnął jakiś karton papieru. — Oto najładniejsza fotografia Staśka w kostiumie sportowym. Spojrzeliśmy na nią ciekawie. Stanisław Łaniucha potworny morderca odziany w krótkie spodenki do pasa, koloru ciemnego ze skrzyżowanemi na piersi rękoma prezentował się dobrze. Klatka piersiowa dobrze rozwinięta. Szczególniej uderzała silna muskulatura rąk — rąk, które z takim spokojem mordowały ludzi. Zdjęcie to, które kazał Stanisław Łaniucha zrobić przed dwoma miesiącami miało mu ułatwić zapisanie się do jednego z klubów sportowych na terenie Łodzi. Dowodzi to, że zbrodniarz interesował się sportem i pragnął za wszelką cenę zabłysnąć w rodzinnem mieście jako nowa gwiazda atletyczna. przypuszczenie to potwierdza w zupełności nasz rozmówca. Podziękowaliśmy za Informacje i wyszliśmy na korytarz. Po przez pokrywę drzwi doszły nas rytmiczne stuki rozkołysanej kolebki. W każdym bądź razie Stanisław Łaniucha jest typem niecodziennym zbrodniarza. Rzadko kiedy bowiem dała się zauważyć tak znaczna wytrwałość w zamiarze zbrodniczym i w samej zbrodni. Przecież po zamordowaniu Tyszerów miał dosyć czasu. by ochłonąć, a jednak w dalszym ciągu przemyśliwał nad sposobem wywabienia z domu i zamordowania służącej. Jedno jeszcze należy podkreślić: zbrodnia nie była dla Laniuchy celem. lecz środkiem poprostu chciał zdobyć pieniądze na to. by nauczyć się fachu i stać się zupełnie samodzielnym. Będąca w opracowaniu ustawa o psychopatach przewiduje utworzenie dla nich specjalnych zakładów, gdzie będą odpowiednio wychowywani. - Gdyby zakłady takie istniały u nas już dzisiaj, to, kto wie? Możeby Łaniucha nie dokonał swej zbrodni. Kończąc swe wywody, wyrażam przekonanie, że sąd, przed którym stanie Łaniucha, powinien orzeczenie swe wydać po przeprowadzeniu badania psychiki oskarżonego. Zastrzegam się w tem miejscu raz jeszcze, że to co mówię oparte jest li tylko na tym materjale Informacyjnym, którego dostarczyła mi prasa. Dlatego również nie mogę całą ścisłością określić stopnia odpowiedzialności Stanisława Laniuchy za popełnioną przezeń zbrodnie”. „Republika”: „Łaniucha – chory seksualnie. [...] Wczoraj wyszły na jaw sensacyjne okoliczności, które rzucają nowe światło zarówno na osobę zbrodniarza, jak i motywy potwornego czynu. Łaniucha przyznał się mianowicie do tego, że od sześciu lat jest onanistą. Powiedział to spokojnie, bez rumieńców na twarzy, bez najmniejszego wstydu Mając lat trzynaście, a więc będąc jeszcze w szkole powszechnej począł się onanizować i ulegał temu szkodliwemu nałogowi aż do chwili popełnienia morderstwa. — Cierpiałem ostatnio z tego powodu... wyjaśniał zbrodniarz — chciałem się leczyć... W tym celu udałem się do lekarza kasy chorych... Damo mi jakieś lekarstwa, których zażywałem w ukryciu przed domownikami. nie chciałem bowiem żeby się ktoś o tem dowiedział... Lekarstwa jednak nie pomagały... Nie miałem dość sił, by się odzwyczaić... Poradzono mi wówczas, żebym się udał do lekarza prywatnego... Nie miałem jednak pieniędzy, a zależało mi ogromnie na tem, żeby się wyleczyć... Postanowiłem więc zdobyć pieniądze bez względu na wszystko... I wtedy powstała w mej głowie myśl o morderstwie... To oświadczenie Łaniuchy posiada pierwszorzędne znaczenie. Z dalszych jego zeznań wynika, że naskutek onanji Łaniucha od dwóch lat cierpi na niemoc płciową, wobec czego o normalnych stosunkach z kobietami nie mogło być mowy. Dla przyszłego procesu są to rzeczy wagi pierwszorzędnej. Łainiucha zostanie jeszcze zbadany w celu stwierdzenia, czy i w jakim stopniu uprawiany przezeń „proceder” wpływał na jego stan umysłowy. Planował czwarty mord. W dalszym ciągu wyszło na jaw, że morderca prócz Tyszerów i Borowskiej miał jeszcze na oku owego chłopca z cukierni Piątkowskiego, którego posyłał po służąca. Łaniucha obawiał się, że chłopiec pozna go gdzieś na ulicy i że go zdradzi, postanowił więc pozbyć go w ten sam sposób w jaki usunął służącą Tyszerów Borowską. W tym celu namawiał go by pojechał z nim oraz z Borowską taksówką. Chłopiec jednak przeczuwał, że spotka go nieszczęście i nie dał się namówić. Łaniucha nalegał żeby z nim pojechał, niemal przemocą wciągał go do taksówki, lecz malec uparł się i nie chciał pojechać. — Gdyby pojechał z nami — przyznał się szczerze Łaniucha — zamordowałbym go razem z Borowską... Należy wobec tego przypuszczać, że Łaniucha krytycznego wieczoru mordowałby każdego, kto stawał mu na przeszkodzie lub mógłby go poznać. Bez skruchy. W rozmowie zwrócono się doń z pytaniem: — Czy żałujesz swego czynu ? Łaniucha odparł bez namysłu: — Żal ml tylko służącej Borowskiej... Gdy się dowiedziałem z gazet, że posądzają ją również o współudział w morderstwie, chciałem to natychmiast sprostować... Ona jest zupełnie niewinna.. Następnie Łaniucha opowiada, że początkowo miał zamiar Borowską zamordować w mieszkaniu, lecz popełnił wielki błąd. a mianowicie —zatrzasnął drzwi mieszkania i nie miał kluczy. Musiał więc potem służąca wywabić z mieszkania w jakikolwiekbądź sposób i usunąć ją z tego świata. Rehabilitacja ś. p. Borowskiej. Jak się okazuje Borowska służyła u Tyszerów dopiero od miesiąca. Przyjechała do Łodzi po raz pierwszy ze wsi. Jako prosta, wiejska dziewczyna nie orientowała się w planie naszego miasta i nie wiedziała, że ulica Tatrzańska położona jest na krańcach miasta. Jak stwierdzają świadkowie Borowska była bardzo spokojną dziewczyną, nie wychodziła nigdzie, pracowała sumiennie i Tyszerowie bardzo byli z niej zadowoleni. O zamążpójściu nie myślała nawet, albowiem jak sama mówiła, „nie mam urody miejskiej”. Borowska rzeczywiście była nieładna a twarz jej szpeciło szczególnie jedna sztuczne oko. Z tego względu, wersja na temat namawiań Łanjuchy w sprawie ożenku, nie zgadza się z rzeczywistością”. I jeszcze jedno: „ Awanturka miłosna Laniuchy w lesie łagiewnickim. Stanisław Laniucha (nie Łaniucha, jak sądzono mylnie dotychczas). Pod nazwiskiem Laniuchy krwawy zbrodniarz zapisany jest w księdze meldunkowej domu przy ulicy Targowej 33. Postać mordercy nie przestaje Interesować opinji publicznej. Z najwyższem, może do pewnego stopnia niezdrowem zainteresowaniem wczytują się ludzie w najdrobniejsze szczegóły życia krwawego wyrostka, dla którego bagatelką było porozbijać toporkiem głowy trojgu ludziom i zmasakrować ich trupy. Przeprowadzono szereg wywiadów z najbliższem otoczeniem zbrodniarza. W świetle wywiadów tych wygląda on dość niewinnie. Cichy, spokojny, niezdolny skrzywdzić nikogo, gotów na skinienie pójść na róg po papierosy nawet dla obcego, stroniący od kobiet. Znaleźliśmy się Jednak w posiadaniu pewnego szczegółu, wskazującego dobitnie, że Stanisław Laniucha bynajmniej nie wykazywał indeferentyzmu pod względem erotycznym, że nie obce mu były awanturki miłosne. Dnia 28 października r. b. a więc nie tak dawno przed dniem straszliwej zbrodni na posterunek policji w Radogoszczu zgłosił się nie kto inny tylko Stanisław Laniucha w stanie pożałowania godnym. Miał na sobie jedynie palto, buciki i bieliznę i to bardzo niekompletną, ponieważ brakowało na nim koszuli... W ręce silnie okrwawionej trzymał nóż. Widok niezwykłego przybysza przejął zdumieniem policjantów. Laniucha złożył następujące zeznanie, zaprotokółowane przez policję. Będąc w kinie zawarł znajomość z jakąś sympatyczną dziewczynką. Spędził w jej towarzystwie całe popołudnie, poczem ona zaproponowała spacer do lasu łagiewnickiego. Z chęcią przystał na tę propozycję i oboje udali się do lasu Nie wiedział jednak. Iż został wciągnięty w zasadzkę. W trakcie gdy „zabawiał się” z swą towarzyszką znienacka z gąszczy wybiegło dwóch drabów, którzy rzucili się na niego i zażądali pieniędzy. Miał przy sobie w portfelu kilkanaście złotych. Laniucha nie uląkł się napastników, lecz stoczył z nimi zaciętą walkę. Jeden z nich wydobył nóż. Laniucha rzucił się na niego i wyrwał mu nóż, kalecząc sobie dotkliwie rękę. Mimo rozpaczliwego oporu napastnicy zrabowali mu portfel i ubranie. Tak więc okazuje się, że napad opryszków na Laniuchę w lesie Łagiewnickim nie jest bajeczką. Nie jest nią o tyle, że figuruje ona w protokule policyjnym, spisanym na podstawie opowiadania samego Laniuchy. - Jak tam było w rzeczywistości, nie wiadomo. Pozostanie to na zawsze tajemnicą lasu Łagiewnickiego, który gościł pod konarami swemi najkrwawszego mordercę, jakiego Łódź, a może I Polska cała dotąd nie widziała”. „Echo”, środa, 2o lutego. „ Potworny sprawca śmierci trojga ludzi przed obliczem sprawiedliwości. Dlaczego Laniucha nie ma obrońcy. Niesamowite samobójstwo matki mordercy . [...] Jutro sprawca śmierci trojga niewinnych osób, młodociany Laniucha stanie przed obliczem sędziów. Przed trybunałem sprawiedliwości rozegra się końcowy akt niesamowitej tragedii. Przesunie się cały szereg świadków, którzy przypieczętują winę Laniuchy. Dowody rzeczowe, miedzy innemi toporek i splamiony krwią garnitur. Zapadnie wyrok… Od znanego obrońcy w sprawach karnych mec. Homofokl-Ostrowskiego otrzymaliśmy garść szczegółów, które rzucają nowe światło na młodocianego mordercę: - W kilka dni po ukończeniu śledztwa policyjnego zjawił się u mnie ojciec Laniuchy z prośbą, abym się podlał obrony jego syna. Na pytanie, dlaczego udał się do mnie, odpowiedział, że słyszał o mnie. Jako o obrońcy. Zwróciłem złamanemu zupełnie na duchu ojcu mordercy uwagę, że zgodzić się nie mogę na jego prośbę dopiero po rozmówieniu się z samym oskarżonym i od wyniku tej rozmowy uzależniam podjęcia się prowadzenia tej sprawy przed sądem. Podczas rozmowy z ojcem i jednym z członków rodziny, do wiedziałem się o bardzo charakterystycznym wypadku, który poniekąd oświetla atmosferę, w jakiej wyrastały dzieci Laniuchów. Według opowiadań ojca Laniuchy. była matka sprawcy morderstwa osoba nadzwyczaj nerwowa i stan jej graniczył z histeria. Pewnego razu podczas nieobecności domowników ubrała się w ślubną suknie. zapaliła świece i ułożywszy się na pościeli popełniła samobójstwo przez wypicie trucizny. Fakt taki. o ile opowiadanie ojca jest zgodne z prawda, mógłby mieć pewne znaczenie dla oceny stanu umysłu niesamowitego mordercy gdyby sądowi w przepisanym, terminie podano listę świadków mogących ten wypadek potwierdzić. Inny fakt. opowiedziany mi przez rodzinę również rzuca dziwne światło na psychikę mordercy. Po dokonaniu potrójnej ohydnej zbrodni i powrocie do domu, Laniucha położył się spać i spał jak suseł. Żadnych wyrzutów sumienia, żadnego strachu, ani zaniepokojenia, które okazują w takich momentach nawet zatwardziali zbrodniarze! Następnego dnia po tej rozmowie, właśnie gdy miałem zamiar udać się do sadu. Zjawił się u mnie zapłakany ojciec i wybuchnął: — Panie mecenasie! Nieszczęście! Ten warjat nie chce żadnego obrońca, ani z wyboru, ani też z urzędu! Coś my się go naprosili, nabłagali, nie i nie! Co mam zrobić? — Na to niema rady — odrzekłem — oskarżony sam musi w tej sprawie zadecydować. Ma na to wyznaczony termin. Muszę przyznać, że mnie samego ten upór mordercy zaskoczył. Wprawdzie samego czynu negować nie można, ale zawodowy prawnik potrafi zawsze zgrupować okoliczności przemawiające za oskarżonym, albowiem niema takiego zbrodniarza, na którego dnie nie tliłaby iskierka człowieczeństwa. Wszystko to odrzucił oskarżony i staje przed surową Temidą i ciężarem trzech morderstw bez podpory, prawem przewidywanej, a z punktu widzenia ludzkiego zrozumiałej. [...] Laniucha, krwawy zbir Łodzi nie wniósł — o czem już swego czasu donosiliśmy — prośby o wyznaczenie mu obrońcy z urzędu, co daje pewność, że na jutrzejszej sprawie bronić się będzie sam. Potwierdzają to także wiadomości, które wyszły poza obręb więzienia, jakoby Laniucha poprosił zarząd więzienia o ołówek i papier w celu przygotowania samoobrony. Potworny morderca podobno skrzętnie notuje niektóre punkty aktu oskarżenia, który mu został wręczony w kilka tygodni po dokonanem morderstwie. W związku z mającą się odbyć w dniu jutrzejszym rozprawą główną na sali 56 zajdą pewne zmiany. Mianowicie z polecenia prezesa sądu powiększona będzie znacznie Ilość miejsc dla prasy, palestry i sądownictwa. Sprawa rozpocznie się punktualnie o godz. 9 rano i z chwilą przystąpienia do rozprawy drzwi na salę będą zamknięte i absolutnie nikt nie będzie wpuszczony. W gmachu sądu zarówno jak i przed gmachem porządek utrzymywać będzie policja. Lista osób, którym wydano karty wstępu na rozprawę została zamknęła w dniu wczorajszym. — Ogółem wydano 35o kart wstępu”. Czwartek, 21 lutego. „ Laniucha przyznał się do zbrodni w całej rozciągłości. [...] Tłum wyciągnął szyje… Jednocześnie skonsygnowana na miejscu policja zwartem kordonem otoczyła karetkę, z której wyszedł pod silną strażą młodzieniec o bladej, nieco wymizerowanej twarzy: Stanisław Laniucha... Szybkim krokiem straż więzienna wraz ze zbrodniarzem minęła szpaler i znikła za drzwiami sądu. Tłum w ponurem milczeniu przeprowadził oczyma orszak potwornego, mordercy aż do podwoi gmachu. Wchodzimy za Laniuchą do Sądu Okręgowego. Sala nr. 56 wypełniona po brzegi publicznością. Stoły dziennikarskie oblepione przedstawicielami łódzkich dzienników. Punktualnie o godzinie 9 minut 45 wchodzi sąd w składzie podanym przez nas w poprzednich numerach „Echa”. Przewodniczący przystępuje do odczytania akta oskarżenia. Czynność ta zajęła przeszło pół godziny. Laniucha Stanisław odziany w elegancki granatowy garnitur, w czystym białym kołnierzyku robi pomimo swej wybitnie przestępczej twarzy dodatnie wrażenie. Siedzi spokojnie oparłszy się ręką o balustradę. Oczy zebranej publiczności wlepione są w tę zagadkową postać. O godzinie 1o minut 15 ukończono odczytywanie aktu oskarżenia. Laniucha przyznaje się w całej rozciągłości do potrójnego mordu, zaznaczając, iż pierwszego morderstwa dokonał o godzinie 2 i pół po południu. Pomiędzy śmiercią Tyszerowej, a jej małżonkiem upłynęła zaledwie jedna minuta. Na zapytanie przewodniczącego sądu p. Kozłowskiego, gdzie się urodził Laniucha odpowiada: - W gminie Krokocie. – A w jakim powiecie leży ta gmina? – pyta ponownie przewodniczący. – Nie wiem – odpowiada z uśmiechem oskarżony. – Czy oskarżony ma obrońcę – pada następne pytanie… - Zbyteczne... - Czy oskarżony chorował? Po dłuższym namyśle Laniucha potrząsa przecząco głową, oświadczając jednocześnie, iż dokładne opowiadanie na temat swego, strasznego czynu odkłada na koniec rozprawy. Po tym krótkim „djalogu” sąd przystąpił do zaprzysiężenia świadków. Pierwsi przysięgali katolicy i ewangelicy. Następnie ułożono na stole rodały dla świadków wyznania mojżeszowego. Podczas odbierania przysięgi od żydów Laniucha powstał z ławy oskarżonych i przyglądał się ciekawie temu procesowi. Po zaprzysiężeniu wszystkich świadków przewodniczący sądu zarządził przerwę, która trwała do godziny 11-ej min. 15. Publiczność, która dostała się na dzisiejszą rozprawę za biletami wyległa na korytarz, aby nasycić sie komentarzami na temat ostatnio przeżytych wrażeń. Wyrok spodziewany dzisiaj”. „Akt oskarżenia przeciwko Stanisławowi Laniusze. O godz. 9 minut 5o rozpoczęto odczytywanie następującego aktu oskarżenia: Dnia 12 listopada 1928 r. robotnicy, idący w godzinach rannych do fabryki, znaleźli w rowie przy ul. Milionowej, w pobliżu fabryki Teodora Sztajgerta trupa młodej kobiety, przykrytego jasną kraciastą chustką. Oględziny dokonane przez sędziego śledczego I rew. m. Łodzi wykazały, iż cała czaszka zwłok w okolicy potylicznej była zdruzgotana i przedstawiała krwawa masę odłamków kości i mózgu. Jednocześnie ustalono, że w zaciśniętej lewej dłoni trupa znajdowała się chustka do nosa i banknot pięciozłotowy, a w leżącej w pobliżu małej torebce skórzanej - pięć banknotów po 2o zł. i szereg drobiazgów. Podczas powyższych oględzin dozorca pobliskiej posesji przy ul. Milionowej 35/37. Adolf Just doręczył policji małą skrwawioną chustkę do nosa, oświadczając, że znalazł ją na podwórzu fabrycznem tuż przy parkanie. [...] Tego samego dnia około godziny 1o zrana dozorca Adam Rybicki, udawszy się jak wynika z donosu od administratora Bronisława Tyszera, zamieszkałego przy ul. Piotrkowskiej nr. 117, ku wielkiemu zdziwieniu spostrzegł, iż sklep Tyszerów pod firmą „Józef Grzegorzewski” jest jeszcze zamknięty, a na stukanie do drzwi mieszkania Tyszerów w tym samym domu nikt się nie odzywa. O spostrzeżeniu swem Rybicki zakomunikował bratu Bronisława Tyszera. Engelbertowi Tyszerowi. Ostatni przekonawszy się, że dzwonki i stukania do drzwi nie dają żadnych rezultatów, spostrzegłszy niedomknięte oko w kuchni, polecił Stefanowi Siejce przystawić drabinę do okna i wejść przez nie do mieszkania. Siejka spełnił to polecenie i otworzył od środka zamknięte na zatrzask, a kiedy Engelbert Tyszer wówczas wszedł do środka, spostrzegł, że klucze od sklepu i od mieszkania leżą na stole, że w mieszkaniu naogół wszystko jest w porządku, jeno oderwany numerator kasy ogniotrwałej leżał na podłodze. Tknięty złem przeczuciem Engelbert Tyszer zeszedł na dół do sklepu swego brata i tam w drugim pokoju składu odnalazł na ziemi, obok fortepianu zwłoki swego brata Bronisława, zaś w głównej sali sklepowej w kącie przy ścianie zwłoki swej bratowej, Marji Tyszerowej. [...] Oględziny dokonane przez Sędziego Śledczego 2 rewiru ustaliły w sklepie i składzie, a zwłaszcza w drugim od klatki schodowej pokoju składu i korytarzu, łączącym pokój ów ze sklepem, liczne ślady krwi na podłodze i meblach, zaś na piecu we wspomnianym pokoju składowym — portfel męski z notatkami, damską torebkę z przyborami toaletowemi i dwa zmięte oraz silnie zakrwawione blankiety. Oględziny mieszkania Tyszerów, poza wspomnianem uszkodzeniem kasy ogniotrwałej oraz kawałkiem zakrwawionej gazety, nie dały początkowo żadnych rezultatów. Między innemi stwierdzono, że zawartość kasy ogniotrwałej w postaci 27 tysięcy złotych gotówką i walut obcych, papierów wartościowych i kosztowności została nietknięta. [...] Podczas przeprowadzonych w tym samym czasie wywiadów, ustalono, że służąca Tyszerów, Józefa Borowska zaginęła bez wieści. Wobec tego, że rysopis jej zgadzał się z wyglądem zwłok kobiety, odnalezionych przy ul. Miljonowej okazano owe zwłoki siostrze Borowskiej, Franciszce Olczakowej oraz Józefie Kucman, przyczem obie w okazanych im zwłokom od razu poznały zaginioną Józefę Borowską. Oględziny sądowo-lekarskie zwłok Bronisława Tyszera, Marji Tyszerowej i Józefy Borowskiej, ustaliły u wszystkich trojga na twarzy i czaszce głębokie rany, tłuczone i rąbane, przyczem ran tych u Bronisława Tyszera naliczono dwadzieścia cztery, z czego kilka o charakterze śmiertelnym: u Marji Tyszerowej około dziesięciu, z czego 5 śmiertelnych, zaś u Borowskiej trzy rany z czego jedna w okolicy potylicznej o rozmiarze 15 x 4 cm. Zdaniem lekarza sądowego, wszystkie powyżej opisane rany mogły być zadane jednem narzędziem, którem najprawdopodobniej był nieduży toporek, niezbyt zaostrzony. [...] Podczas przesłuchiwania osób, zamieszkałych we wspomnianym domu przy ul. Piotrkowskiej 117, okazało się. że w godzinach wieczorowych w dniu 11 listopada 1928 r. Flora Majerowicz, Brucha vel Bronia Pokrzycka, Emilia Kuliszewska oraz Marja Zarębska, widziały przed drzwiami mieszkania Tyszerów służącą ich, Józefę Borowską oraz nieznanego im młodego mężczyznę w czarnem palcie z fokowym szalowym kołnierzem i w miękkim kapeluszu. Bronia Pokrzycka rozmawiała nawet wówczas z Borowską i dwukrotnie zapraszała ją do siebie, czego ta skorzystała i opowiedziała Pokrzyckiej, iż nie wie co się stało, że Tyszerowie wyszli przed jej powrotem i tak długo nie wracają. Na zapytanie zaś Pokrzyckiej, kim jest ów pan, z którym Borowska rozmawiała, ostatnia odpowiedziała, iż jest to jakiś klient, który nabył pianino i czeka na Tyszerów, aby im dopłacić resztę pieniędzy. Zbadany dozorca tego domu, Michał Siejka oświadczył, iż krytycznej nocy po godzinie 23-ej wypuszczał z wspomnianej posesji nieznanego mu młodego osobnika, w czarnem palcie z fokowym kołnierzem i miękkim kapeluszu. Po upływie około 2o minut osobników ponownie wszedł na podwórze w towarzystwie młodego chłopca, a po chwili obaj wymienieni wraz ze służącą Tyszerów, odzianą w jasną kraciastą chustkę, znowu wyszli na ulicę. [...] W nocy na 12 listopada 1928 roku Stanisław Paradowski, wracając do domu przy ul. Przędzalnianej, spostrzegł około godziny wpół do pierwszej taksówkę, która dojechała do rogu ulicy Przędzalnianej i Milionowej. Z samochodu tego wysiadła kobieta w kraciastej chustce, a za nią mężczyzna, przyczem oboje udali się ulicą Milionową w kierunku fabryki Steigerta Tejże nocy o godzinie 12 m. 4o dozorca wspomnianej fabryki Sztajgerta. August Reisler, spostrzegł na ulicy sylwetki dwojga ludzi, idących w kierunku granic miasta, a po 15 minutach zauważył jednego osobnika, idącego w kierunku powrotnym, przyczem osobników wsiadł następnie do oczekującego nań samochodu przy zbiegu Przędzalnianej i Milionowej. Przy szczegółowych oględzinach przedmiotów, znalezionych w składzie firmy „Józef Grzegorzewski”, ustalono iż na jednym z blankietów ujawnionych na piecu, spisany został rachunek za nabycie pianina przez Stanisława Laniuchę. Po ustaleniu, iż osobnik o tem imieniu i nazwisku mieszka w Łodzi przy ul. Targowej 33. Leopold Kołodziejski przeprowadził tam rewizję mieszkaniową, przyczem ujawnił mały toporek ze śladami krwi oraz kwit z pralni na oddane ubranie do prania. W czasie pobytu przod. Kołodziejskiego w tem mieszkaniu nadszedł sam Stanisław Laniucha, który nie będąc o to pytany oświadczył, że wie po co policja do niego przybyła, a mianowicie, iż jest to w związku z zamordowaniem Tyszerów. Delegowany ze znalezionem pokwitowaniem do pralni Kiersza „Pogotowie Krawieckie” [ogłoszenie z roku 1928: „Tu 63-3o Pogotowie krawieckie Kiersza czynne od 5 g. do 1 w nocy. Odświeża: Garnitur za zł. 3-, Suknię za zł. 2,8o-, Palto za zł. 3- łącznie z odebraniem i odesłaniem do farbowania. Pranie chem. Nicowanie, przeróbki, reperacje, szt. cerowanie. Zakłady Krawieckie Pralnia Chemiczna i Farbiarnia Żeromskiego 91 (Sklep narożny)”] st. post. P. P. Franciszek Łukawski odebrał stamtąd ubranie marynarkowe z widocznemi śladami krwi. Kiedy ubranie to następnie okazano domownikom Laniuchy. Wymienieni poznali je jako ubranie tegoż Stanisława Laniuchy. Przesłuchany przez przod. P. P. Władysława Paluszka Stanisław Laniucha przyznał się odrazu do zabójstwa Bronisława i Marji małż. Tyszerów oraz Józefy Borowskiej i wyjaśnił, że będąc od kilku tygodni bez pracy i bez pieniędzy postanowił dokonać rabunku, przyczem wybrał Tyszerów, gdyż znał ich jako ludzi bardzo zamożnych, pracował bowiem przez kilka tygodni w ich przedsiębiorstwie, że do zabójstwa nikt go nie namawiał, ani mu też nikt nie dopomagał w ich wykonaniu. Przebieg zajścia Laniucha opisał w sposób następujący: W dniu 11 listopada około g. 3-ej po południu Laniucha udał się do mieszkania Tyszerów, gdzie przez służącą Borowską powiadomił Tyszerową, iż pragnie nabyć pianino. Tyszerowa zeszła z nim do składu, gdzie on, Laniucha, wybrał sobie pianino, następnie zaś, kiedy Tyszerowa w pokoiku, łączącym skład ze sklepem wypisywała mu powtórny rachunek (w pierwszym omyliła się co do numeru pianina) i zażądała pieniędzy — Laniucha podał jej dwie przygotowane koperty z kawałkami gazet, poczem z tyłu uderzył ją kilkakrotnie w głowę małym toporkiem, jaki z sobą przyniósł z domu. Leżącą bez oznak życia Tyszerowa schwycił za nogi i zaciągnął ją do sklepu, poczem w drugim pokoju składu przesunął pianino, aby bezpośrednio po wejściu nie można było zobaczyć, co się dzieje we wnętrzu. Kiedy po półgodzinnem oczekiwaniu wszedł do składu Bronisław Tyszer. Laniucha oświadczył mu. że wybrał już sobie pianino, wskazując na to, które uprzednio przesunął i poprosił Tyszera, aby coś zagrał. Kiedy Tyszer usiadł przy pianinie, Laniucha ztyłu uderzył go silnie toporkiem w głowę, a kiedy ten zwalił się na ziemię począł rąbać mu głowę, zadając mu powyżej opisany szereg ran. Po zrewidowaniu portfelu i torebki Tyszerów, Laniucha wyszedł ze składu, zabierając ze sobą obrączkę, zdjętą z palca zwłok Tyszerów, zegarek, zdjęty z jej ręki, 75 złotych, jakie znalazł w torebce, klucz od kasy, chusteczkę Tyszerowej i Jej koronkę do modlitwy oraz umowę kupna-sprzedaży (poprawioną). Przed wyjściem rzucił jeszcze na piec portfel Tyszera, torebkę Tyszerów oraz kilka kawałków papieru, którem wytarł sobie ręce. Mając klucze od mieszkania Tyszerów, Laniucha udał się na górę, gdzie nie zastał nikogo. Tam znalazł w szafie około czterystu złotych, a następnie usiłował otworzyć posiadanym kluczem kasę ogniotrwałą, a gdy to mu się nie udało oderwał toporkiem numerator.

Kiedy i to mu nic nie pomogło zabrał leżące na łóżku futro z fokowym kołnierzem, kapelusz, 1o łyżeczek platerowanych i mały stojący zegarek poczem wyszedł z mieszkania zatrzaskując za sobą drzwi. Zabrane przedmioty ukrył początkowo przy ul. Tatrzańskiej w polu. Następnie jednak przewiózł je do domu i oddał: futro zawinięte w papier wraz ze stojącym zegarkiem - na przechowanie Apolinaremu Majchrzakowi, nie mówiąc mu co się w paczce znajduje: pieniądze siostrze swej Wiktorji Delebio, jako niby to otrzymane od znajomej panienki, zegarek damski – jubilerowi Tadeuszowi Bańkowskiemu [Nawrot 63] do wstawienia szkiełka, wreszcie kapelusz – Ickowi Gilnerowi dla przefasonowania. Pozostałe drobiazgi, obrączkę i koronkę, i portmonetkę ukrył w ustępie domu gdzie zamieszkiwał zaś łyżeczki schował w szufladzie w zakładzie Fuldego, gdzie ostatnio pracował [„Fulde Leopold, mag. Obuwia, Piotrkowska 121, Tel. 1712o”]. Wszystkie powyższe przedmioty zostały znalezione u wskazanych osób i załączone do sprawy w charakterze dowodów rzeczowych. [...] Po tymczasowem ukryciu rzeczy przy ul. Tatrzańskiej Laniucha, jak sam opowiadał powrócił nad wieczorem do domu przy ul. Piotrkowskiej 117, aby w jakikolwiek sposób sprzątnąć jedynego świadka, którego się obawiał, a mianowicie Józefę Borowską. Udając, że czeka na Tyszerów, iż chce im zapłacić resztę należności, próbował on skłonić Borowską by z nim razem wyszła do miasta, a gdy mu się to nie udało wyszedł około pół do dwunastej w nocy na ulicę i namówił chłopca z pobliskiej cukierni Piątkowskiego, aby udał się z nim do bramy, gdzie mieszkają Tyszerowie i wręczył tam oczekującej służącej 5 złotych i powiedział, że Tyszerowie kazali jej natychmiast wziąć taksówkę i przyjechać do nich na ulicę Tatrzańska. Chłopiec ów wykonał to zlecenie, a wówczas Borowska nie spodziewając się podstępu wyszła z chłopcem i Laniuchą na ulicę i wraz z Laniuchą, który jej oświadczył, że musi się również zobaczyć z Tyszerami wsiadła do pobliskiej taksówki. Taksówka dojechali do zbiegu ulicy Przędzalnianej i Milionowej. Tam Laniucha oświadczył Borowskiej, że samochód dalej nie może zajechać i trzeba iść przez pole. Po odprowadzeniu Borowskiej poza fabrykę Steigerta Laniucha niespodzianie wyjął toporek i znienacka uderzył Borowska z tyłu w głowę, powalając ja odrazu na ziemię. Po zadaniu Borowskiej jeszcze kilku uderzeń toporkiem w głowę, Laniucha nakrył ja chustką, wytarł sobie ręce chusteczką, odebraną Tyszerowej, przerzucił chustkę przez płot i wsiadł do samochodu, którym pojechał zpowrotem do miasta. Postawiony w stan oskarżenia z art. 455 p. 12 i art. 453 K. K. Stanisław Laniucha przyznał się do winy, przedstawiając okoliczności zajścia w sposób identyczny jak wyżej. Zbadany chłopiec z cukierni Piątkowskiego Stanisław Tomaszewski potwierdził, że rzeczywiście w nocy na 12 listopada około godziny 24-tej zatrzymał go jakiś osobnik, którego następnie rozpoznał w okazanym mu oskarżonym i poprosił go, aby zaniósł czekającej w domu przy ulicy Piotrkowskiej 117 służącej 5 złotych i oświadczył jej, że p. Tyszerowie kazali jej taksówką przyjechać na ulicę Tatrzańską. Nie spodziewając się niczego złego Tomaszewski wraz z Laniuchą poszedł na podwórko tego domu, wręczył wskazanej mu służącej 5 złotych, poczem wszyscy razem wyszli. Przeprowadzona sądowo-chemiczna ekspertyza ustaliła na ubraniu Laniuchy i na jego toporku są oczywiste ślady ludzkiej krwi. W toku śledztwa Laniucha zgłosił się do naczelnika więzienia Eugeniusza Umgeltera i oświadczył, że miał wspólnika w zbrodni w osobach Augusta Kühela, praktykanta [?] apteki, w której również pracował Engelbert Tyszer [...] Laniucha badany na tę okoliczność przez sędziego śledczego oświadczył, że powiedział to naczelnikowi więzienia, lecz było to czczym wymysłem, zupełnie niezgodnym z prawdą. [...] Żaden August Kühel w aptekach z Engelbertem Tyszerem nigdy nie pracował [...]”. Piątek, 22 lutego. „ Mordercę trojga niewinnych osób spotkała zasłużona kara. Stanisław Laniucha pretensjonalny młodzieniec został skazany za zabójstwo ś. p. małżonków Tyszerów i Borowskiej na śmierć przez powieszenie. Kat Rzeczypospolitej zwiedzi po raz pierwszy miasto maszyn i kominów . Egzekucja przez powieszenie odbędzie się po raz pierwszy w Łodzi od czasu okupacji rosyjskiej. Szubienica dla Laniuchy najprawdopodobniej stanie na Polesiu Konstantynowskim. Tam zwjerzęcy morderca spojrzy po raz ostatni na świat, na członków swej rodziny, aby po w myśl wyroku trybunału i sprawiedliwości oddać się w ręce kata. Człowiek, który z takim kamiennym wprost spokojem zgładził w chęci zysku troje ludzi nie może się znajdować nadal wśród żywych, chociażby w najściślejszej separacji. Dla tego też wyrok śmierci zastosowany względem Laniuchy wydany był zgodnie z sumieniem sądzących i został przyjęty przez społeczeństwo łódzkie z wyrazem ulgi. Laniucha — śmiało stwierdzić możemy — jest zagadką psychologiczną XX wieku. Zachowanie się jego podczas rozprawy sądowej, w obliczu śmierci uderzały wszystkich i u najbardziej zapalonych zwolenników sensacyj wywoływały niesmak. Laniucha pragnął wrócić do więzienia z przydomkiem „bohatera”, co mu się absolutnie nie udało. Jak twierdzą najbliżej stojący przy skazanem osoby Laniucha oczekując w pokoju aresztanckim Sadu Okręgowego wyroku i popijając herbatę podaną mu przez ojca w pewnym momencie oświadczył obecnym iż po ogłoszeniu wyroku śmierci wzniesie na sali sądowej pewien okrzyk. I rzeczywiście, gdy przewodniczący sędzia Kozłowski odczytał cichym głosem postanowienie nagle i z uśmiechem krzyknął: - Niech żyją młode kobiety! Po tym „toaście” najspokojniej siadł i począł się uśmiechać do pilnujących go policjantów. Sala oniemiała! A potem poczęły się sypać w stronę skazańca słowa pełne oburzenia: Błazen! Idjota! Kretyn! Policja Jednak nie dopuściła do zbiegowiska i tłum rozgorączkowany cynicznym występem Laniuchy, kierowany wprawną ręką komisarzy po przez podwoje wysypał się na obszerne schody, a stamtąd na ulice. Błazeński występ mordercy nie schodził z ust gawiedzi. Sypały się, jak z rogu obfitości rozmaite uwagi. Gdy sala opustoszała Laniucha tanecznym krokiem wyszedł z ławy oskarżonych i pod eskortą został odprowadzony do karetki więziennej. Na stopniach stanął policjant z karabinem u nogi. Karetka samochodowa ruszyła w stronę ulicy Kopernika. Laniucha wrócił do swej celi Nr. 13 gdzie również oczekiwał na rozprawę sadową jeden z zabójców ś. p. prezydenta Cynarskiego Kazimierz Rydzewski. Jak się dowiadujemy skazaniec zachowuje się w więzieniu tak samo jak na sali sądowej. Wyrok śmierci nie podziałał na niego deprymująco. W-14 dni od ogłoszenia wyroku nastąpi zkolei ogłoszenie motywów. Po tym terminie Laniucha w przeciągu dni czternastu ma prawo apelować. Czy skorzysta z przysługującego, mu prawa nie wiadomo. Coprawda Laniucha przed opuszczeniem sali rozpraw oświadczył z humorem iż o apelacji ani myśli. Był to ostatni gest potwornego pasera. Według naszych przypuszczeń Laniucha straci swój rezon w celi więziennej i najprawdopodobniej będzie się starał uchronić swa szyję od śmiertelnych uścisków stryczka. Ma do namysłu 28 dni”. [...] Z wczorajszego badania świadków na uwagę zasługuje zeznanie brata zamordowanego — Engelberta Tyszera, który temi słowy opisał straszne odkrycie: O śmierci mego brata dowiedziałem się przez dozorcę domu, w którym mój brat mieszkał. — W niedzielę byliśmy jeszcze razem w kościele. Po nabożeństwie zwykle, cała rodzina zbiera się u matki. Tak też było i w niedzielę. Byliśmy u niej z wizytą. Gdy przybyłem do mieszkania brata mego nikt mi nie otwierał. Zawezwałem dozorcę domu. Zamiast niego wyszedł syn jego. Zauważył on, te okno w kuchni jest nieco uchylone, wszedł więc po drabinie do mieszkania i odryglował drzwi od wewnątrz. Św. Tomaszewski goniec z cukierni Piątkowskiego opowiada, w jakich okolicznościach w niedzielę wieczór udał się do mieszkania ś. p. Tyszerów. Jakiś mężczyzna zapytał go, czy chce dobrze zarobić. Odpowiedział: Tak, chcę. Wówczas mężczyzna ów polecił mu, by udał się na Piotrkowską 117 I p. po lewej stronie i zapukał do mieszkania Tyszerów, wówczas wyjdzie z przeciwka służąca Tyszerów, której ma powiedzieć, że na ulicy Tatrzańskiej znajduje się p. Tyszer i żeby z nim lam natychmiast się udała. Na dole już stał ten pan i chciał żebym pojechał z nimi, lecz nie chciałem, Przewodn.: Pocoś ty miał jechać? Św.: — Bo on mi mówił, że tak będzie lepiej. Przewodn.: — Czy ta dziewczyna chciała odrazu jechać i weszła bez oporu do taksówki? Św.: — Tak. Przew.: — Ile dostałeś pieniędzy od niego? Św.: — Dostałem od niego 5 zł. i 3 zł. na auto, bo powiedziałem mu, że później przyjadę. Przewodn.: — A dokąd on ci kazał przyjechać? Świadek: Na ul. Przędzalnianą do d-ra Duglasa. Sędzia Kozłowski wskazuje na Laniuchę. siedzącego na ławie oskarżonych 1 zwraca się do świadka: — Czy poznajesz go? Tomaszewski spogląda na Laniuchę i śmieje się. Laniucha również uśmiecha się do niego. Tomaszewski: — Tak poznaję go. Ojciec Stanisława Laniuchy w ten sposób scharakteryzował swego syna: „W szkole uczył się dobrze — potem poszedł na szofera, później znów został stroicielem pianin. Był b. posłuszny i wszyscy go lubili, ale miał jakieś swoje tajemnice. Ludzie mówili, że jest nienormalny, bo śmieje się ze wszystkich”. Przewodniczący: — W jakich okolicznościach umarła żona świadka? Św.: — Otruła się 5 lat temu. Przewodniczący: — Dlaczego? Św.: — Nie wiem”. „Republika”: W szkole uczył się dobrze — rozpoczął — potem poszedł za szofera, później znów został stroicielem pianin. Był b. posłuszny I wszyscy go lubili, ale miał jakieś swoje tajemnice. Ludzie mówili, że jest nienormalny, bo śmieje się ze wszystkich. Przewodniczący: Śmieje się ze wszystkich? Świadek: — Mnie to trudno wytłumaczyć, ale on śmieje się zawsze, kiedy inni nie śmieli się. Przed dwoma laty razu pewnego zemdlał zupełnie nieoczekiwanie. Nie mogliśmy go wtedy docucić i musieliśmy posłać po pogotowie. Co z nim wtedy było, tego sam lekarz nie wiedział. Przewodniczący: — Czy oskarżony chciał być marynarzem? Świadek: — Tak, chciał wyjechać do Włocławka, by zostać marynarzem. Był nawet w Włocławku, ale musiał z tego zrezygnować, bo był za młody. Przewodniczący: Czy osk. był pracowity? Świadek: Bardzo był pracowity, ale nigdy długo nie pracował, bo mu się nie udawało. Jak pracował to zarabiał tylko 15 — 2o zł. tygodniowo. Przewodniczący: Czy rozpaczał gdy stracił zajęcie? Świadek: Rozpaczał. Przewodniczący: W jakich okolicznościach umarła żona świadka? Św.: — Otruła się 5 lat temu. Przewodn..: - Dlaczego? Św..: — Nie wiem. Przewodn.: — Czy oskarżony mówił świadkowi, że chce być rzeźnikiem? Św.: - Tak. Przewodn.: — Dlaczego akurat rzeźnikiem? Św.: — Bo mówił, ze fest silny i podoba mu się ta praca... Następnie świadek Fulde stolarz, u którego Stanisław Łaniucha swego czasu pracował, opowiada, że oskarżony był u niego w poniedziałek rano po zamordowaniu Tyszerów. Prokurator: — Czy oskarżony mówił wówczas świadkowi o zbrodni? Świadek: Tak. Powiedział, że zabili Tyszerów i prosił mnie, bym poszedł z nim razem zobaczyć trupy. Byłem wówczas zajęty i nie mogłem pójść, więc sam poszedł. Prokurator: Czy Łaniucha był wtedy spokojny? Świad.: Zupełnie spokojny. Dozorca domu przy ulicy Piotrkowskiej 117 p. Sujka opowiada o tym, jak przystawił drabinę i wszedł do mieszkania Tyszerów, co widział, w mieszkaniu i składzie Tyszerów. Następnie pa pytanie przewodniczącego sądu opowiada, iż krytycznego wieczoru Łaniucha trzy razy wchodził po zamknięciu bramy. Pierwszy raz dał mu złotówkę, a potem już mu nic nie dawał. Otwierał również bramę Borowskiej, gdy ta wychodziła z chłopcem na ulicę. Następnie świadek opowiada, że pamięta Łaniuchę przed dwoma laty, gdy pracował jako lakiernik u Tyszerów. Od tego czasu bardzo się jednak zmienił, więc świadek go nie poznał, gdy przyszedł w nocy. Zeznanie naczelnika więzienia. Ogromną sensację wywołało wśród publiczności zeznanie naczelnika więzienia przy ulicy Kopernika, p. Ungeltera. W dwa tygodnie po aresztowaniu, Łaniucha zwrócił się do niego prosząc, by go przesłuchał, gdyż chce złożyć dodatkowe bardzo ważne wyjaśnienie. Łaniucha wyjaśnił wówczas, że w paczce, którą mają mu przysłać z jedzeniem, w kiełbasie, ma być kartka od wspólnika razem, z którym dokonał zbrodni. Łaniucha zeznawał wówczas, że umówił się ze swym wspólnikiem, że on ma być ujęty, a wówczas zrobi z siebie warjata i to mu bezkarnie ujdzie, gdyż uznają go za niepoczytalnego. Za to poświęcenie miał otrzymać od wspólnika swego 3o tysięcy złotych. Łaniucha opowiadał wówczas naczelnikowi więzienia, że z jednym ze wspólników spotkał się w restauracji, a nawet dał mu toporek i namawiał go do zbrodni. Nazwiska wspólnika, Łaniucha nie chce wyjawić i złoży je na przewodzie sądowym. Gdy po raz drugi Łaniucha był badany przez naczelnika, wówczas powiedział że jeden ze wspólników nazywa się Kühn. Imienia i adresu Kühna nie chciał w żaden sposób podać. Badany po raz trzeci przez naczelnika Łaniucha odwołał wszystkie zeznania i oświadczył, że w czasie bezsennej nocy przyszło mu na myśl, by się ratować.[...] Następnie św. Paluszek, wywiadowca, który badał Łaniucha po aresztowaniu opowiada, iż oskarżony przyznał się do winy i z zupełnym spokojem opowiadał gdzie ukrył i jak mordował swe ofiary. Na pytanie dlaczego popełnił zbrodnię Łaniucha odpowiedział Paluszkowi, że od dłuższego czasu cierpi na onanizm. Lekarze powiedzieli że może się z tego wyleczyć. Ponieważ zarabiał mało, postanowił dokonać zbrodni, by mieć pieniądze na leczenie. [...] Prokurator Herman w przemówieniu swem wskazał, że Łaniucha jest niebezpieczny dla otoczenia. Nie wolno stwarzać możności, by Łaniucha kiedykolwiek odzyskał wolność. Zbrodniarz tego pokroju musi być izolowany od społeczeństwa. Jeśli Łaniucha zostanie skazany na karę więzienia nawet dożywotniego, to nie odstraszy to go od popełnienia nowych zbrodni. Zbrodniarze tej miary wiedzą, że przyjdzie amnestia i odzyskają wolność. Wyrok musi być surowy, tak, jak potworna była zbrodnia oskarżonego. Łaniucha mordował świadomie, z premedytacją. Niema dlań żadnych okoliczności łagodzących. Należy mu się kara śmierci”. „Echo”: „Obrona Laniuchy — Wstąpiłem do pracy do pani Tyszerowej, która obiecywała mi wiele a wreszcie po pewnym czasie wyrzuciła mnie za drzwi. Przez trzy tygodnie nie miałem pracy. Wtedy postanowiłem ich zabić. Poszedłem w sobotę do niej. ale na jej widok cofnąłem się. Myślałem sobie, że jak przyjdę do niej w niedzielę, to już ją zabiję. Poszedłem do niej o godzinie 10-ej rano. Tyszerowa otworzyła mi drzwi, tylko nie całe, ale przez łańcuch i pyta się, czego ja chcę. Powiadam jej, że chcę kupić pianino, więc się mnie pyta: — A gdzie pieniądze? I dziś święto jest, więc niema sprzedaży. I wtedy jeszcze nie miałem odwagi jej zabić. Byłem nawet o godzinie 1 jeszcze raz, ale i wtedy nie mogłem tego uczynić. Potem już poszedłem na obiad. Wiedziałem, że o godzinie 4 idzie do rodziny z wizytą więc jej przedtem jeszcze powiedziałem że przyjdę o wpół do trzeciej z ojcem. Przyszedłem do niej prosto z obiadu. I wtedy jeszcze nie miałem odwagi. W sklepie zamknęła za sobą drzwi i zaczęła pisać rachunek. Zapytała się gdzie są pieniądze a ja jej pokazałem kopertę z papierami. Wtedy ona w krzyk, jak ja śmiem oszukiwać w ten sposób. „Wynoś się, powiada, ze składu”. Wtedy ją zamordowałem. W tej chwili wszedł Tyszer. Ja chciałem uderzyć go w czoło, ale on się usunął, rzucił się na mnie i obaj upadliśmy na ziemie. On był nade mną i oparł się na mnie lewą ręką ale ja mu tę rękę podbiłem i wtedy byłem już na nim i zadałem mu kilka ciosów w głowę. Już chciałem wyjść, a tu słyszę pode drzwiami, jak Borowska z kimś rozmawia, że Tyszerowie wyszli i kluczy jej nie zostawili, co przecież nigdy się nie zdarzało. Potem, jak Borowska odeszła ode drzwi, ja wyszedłem i też stanąłem pode drzwiami. Gdy Borowska przyszła znowu I spytała, co ja tu robię, powiedziałem jej, że ja też czekam na Tyszerów, bo chcę kupić pianino. Ona powiada: — Jakto. przecież dziś święto, więc nie może ona kupić. A ja jej na to: — Dałem już 5oo zł. zadatku, a teraz chce zapłacić reszto, a po pianino jutro przyśle. Potem żeśmy razem stali na balkonie, a Borowska powiada: — Tu coś musi bvć. bo już jest pół do szóstej, a ich jeszcze niema... Znów zacząłem opowiadać, że byłem u Tyszerów o dwunastej i że sporządziliśmy akt kupna, a teraz chce resztę dopłacić. № I tak rozmawialiśmy do wieczora. Poza tern poszedłem do domu I schowałem łyżeczki, które wziąłem ze sobą futro i powróciłem i powiadam do niej. że może byśmy poszli szukać Tyszerów. Potem sobie myślałem, że Tyszerowa to musiałem zabić, bo to była kobieta bardzo zła. Ona nie miała w sobie ani krzty poczucia miłosierdzia bliźniego. — Tylko bałem się, że jak ja ją zabiję, to przecież przyjdzie Tyszer i mnie zabije. Więc poszedłem w stronę ulicy Nawrot, a tu jest cukiernia Piątkowskiego. Wychodził z niej ten chłopak, więc powiadam do niego, że to tak a tak, że ja ich zabiłem i że tu trzeba teraz wyprowadzić tę służącą. Więc dałem mu pieniądze, a on poszedł do Borowskiej i powiedział tak. Jak ja mu mówiłem. Powiedziałem Borowskiej, że i ja bym pojechał do Tyszerów, więc razem wsiedliśmy w taksówkę i pojechaliśmy. Na ulicy Milionowej powiedziałem jej, te to musi być zapewne tu a tu, więc ją poprosiłem w pole i potem ją uderzyłem toporkiem [...]”. „Republika”: „Po zamknięciu przewodu sadowego, policja wyprowadziła Łaniuchę ze sali do pokoju aresztanckiego, znajdującego się na pierwszym parterze. Łaniucha przez cały dzień nie miał nic w ustach i w celi otrzymuje posiłek. Po upływie pół godziny, sąd wznawia swe obrady i publiczność wprost z zaparciem tchu oczekuje zeznań oskarżonego. Wprowadzają go znów na sale. Łaniucha, który już poprzednio zdradzał objawy zdenerwowania i rękoma zasłaniał sobie twarz, teraz jest znów zupełnie spokojny, spogląda z uśmiechem na publiczność i tanecznym krokiem zbliża się do ławy oskarżonych. Ody wreszcie znalazł się przy lawie oskarżonych, podskakuje do góry i siada dumnie, rozglądając się dokoła. Trzy morderstwa – trzy wyroki śmierci. — W imieniu Rzeczypospolitej Polskiej... Stanisław Łaniucha, lat dziewiętnaście, syn, uznany winnym... skazany. Śród natłoczonej, pełnej wyziewów ludzkich sali poważnie brzmi przyciszony głos przewodniczącego — sędziego Kozłowskiego. Wyrok śmierci. Trzy morderstwa — trzy razy śmierć mordercy, objęta łącznym wyrokiem. Łaniucha oparł się mocno na rękach. Sprężył się, Jak do skoku. Zycie Jego zaparło się w gardle, krew uderzyła do twarzy purpurową falą. Błyskawicą przez wywrócone białka oczne przemknęła zupełna obojętność. Zawisł na rękach. Jak chusta prana w strudze podmiejskiej I opadł. Jakiś szloch, histeryczny śmiech i płacz kobiecy przeszył salę. Głęboko, męczeńsko, po męsku zaszlochał ojciec — Proszę opuścić salę, rozeszła się komenda konwoju. Fala ludzka popłynęła i otoczyła ławę oskarżonych. Ciekawe spojrzenia ludzkie przebijają wywrócone białka Laniuchy. Sprężył się w sobie. Zapragnął ponieść w przedśmiertne godziny więzienne wspomnienie roli, zagranej śród ciżby W chwili, gdy przewodniczący sądu Kozłowski kończy odczytywanie wyroku śmierci i publicznością wstrząsa dreszcz, Łaniucha, na którego zwrócone są wszystkie oczy, rzuca się naprzód i woła: - Vivat! Niech żyją młode kobietki! Na sali zapanowała grobowa cisza. Publiczność, która już poczęła cisnąć się w kierunku drzwi poprostu oniemiała. Okrzyk Laniuchy musiał bowiem wyprowadzić z równowagi nawet tych, którzy z najmniejszą krwią przysłuchiwali się rozprawie sądowe] i którzy żywili największą nienawiść do zbrodniarza. Łaniucha zdawał się być zupełnie przytomny. Miało się wrażenie, iż absolutnie nie przejął się wyrokiem i chciał rzeczywiście tylko wyrazić hołd pięknym paniom, będącym na sali sądowej. Gdy bowiem wypowiedział powyższe zdanie, usiadł na lawę i z zupełnym spokojem oczekiwał, dopóki policjanci nie wyprowadzą go ze sali. Po paru minutach sala sądowa pustoszeje. Jednym z ostatnich jest ojciec Łaniuchy. Jest on trupio blady jednakie stara się opanować swe nerwy. I nie spogląda nawet na syna. Nie będzie apelować! W chwili po odczytaniu wyroku reporterom „Republiki” udało się zamienić kilka słów z Laniuchą. - Gdyby skazali mnie na więzienie dożywotne, byłbym apelował... Tak nie opłaca się! Podczas wojny światowej ginęli ludzie niewinnie, niech więc i ja zginę, bo jestem winny. Nie będę apelował od wyroku śmierci. Odprowadzany przez policję do karetki więziennej, Łaniucha pytał, czy policjanci wierzą w życie pozagrobowe... Dowcip makabryczny nie opuszcza go ani na chwilę. [...] Na sali sądowej pozostaje jeszcze jakaś kobieta, która wybucha spazmatycznym płaczem. Policja wyprowadza ją na schody. Nikt nie zna jej nazwiska, niewiasta ta bowiem nie jest krewna skazanego, ani wogóle nie była wmieszana do sprawy. Przed gmachem sądu tymczasem zbierają się tłumy, które oczekują wywiezienia Łaniuchy do więzienia. Wreszcie zjawia się karetka samochodowa, do której szybko Policja wprowadza skazanego na śmierć. Karetka więzienna odjeżdża w kierunku ul. Kopernika. Publiczność powraca do domów, omawiając najdrobniejsze szczegóły z procesu tego niezwykłego zbrodniarza. Incydent na sali. Podczas krótkiej przerwy, rozlega się na sali krzyk: - Puścić go, on jest niewinien! To jest ofiara, ja znam morderców. To jakaś nieznajoma kobieta dostała ataku histerycznego, podniecona niesamowitą atmosferą sali. Z potęgującą się w takich wypadkach siłą wyrywa się z rąk, wyprowadzających ja policjantów i długo jeszcze dziki szloch brzmi w uszach publiczności. Łaniucha na krótką chwilę spojrzał w tę stronę i odwrócił się. Jak zdołaliśmy się dowiedzieć, na miejscu nawiedzona atakiem histerii kobieta nie była na wet znajomą Łaniuchy. „Echo”, sobota, 23 lutego: „ Sędzia Kozłowski poprowadził proces na modłę zachodnio-europejską. Sala nr. 56 podczas procesu krwawego cynika. Młode kobiety rozgorączkowanemu oczyma śledziły każdy ruch skazańca . Jeszcze chyba nigdy sala Nr. 56 Sądu Okręgowego nie pomieściła tyle publiczności co na procesie Stanisława Laniuchy. Według notatek naszych reporterów zgóra 7oo osób przysłuchiwało sic sensacyjnej rozprawie. Wśród publiczności przeważały, młode kobiety, które z zapartym oddechem, rozgorączkowanemi oczyma śledziły każdy ruch młodocianego mordercy. To niezwykle zainteresowanie się płci pięknej procesem Laniuchy nie jest cechą dodatnią łodzianek. Mimo iż powietrze w przepełnionej sali było wprost tropikalne, żadne z przedstawicielek płci słabszej, nie starała się podczas przerwy o łyk świeżego powietrza na korytarzach sadu, w obawie o utracenie wygodnego miejsca. Niektóre panie odziane w ciepłe futra omdlewały formalnie z gorąca i ze znurzenia. Mimo to na swem stanowisku wytrwały do końca. Publiczność z procesu Laniuchy przedstawiała istny konglomerat. Kogóż tam nie można było spotkać? Najliczniej reprezentowana była prasa łódzka (zrozumiale!), teatry Miejski i Popularny oraz dzielnica miasta, gdzie wyrósł i wychował się krwawy komik. Uderzało w oczy ogromne zdenerwowanie brata zamordowanego Tyszera, który uspokoił się dopiero po ogłoszeniu wyroku. Opuścił gmach sądowy z wyrazem ulgi na twarzy. Krzesła ustawione bliżej okien zajęli pracownicy bankowi, którym kolumny cyfr całkowicie przesłonił proces Laniuchy. Podczas głównej przerwy sala nr. 56 zamieniła się w śniadalnię. Tu i ówdzie zadźwięczała łyżeczki od herbaty. Zaszeleścił papier i w rękach znalazły się rozmaite zakąski, któremi posilano się „doraźnie”. Ten i ów korzystając z dłuższej przerwy uciął krótką drzemkę. Słowem — odpoczywa№ Dopiero przytłumiony dzwonek wrócił wszystkim przytomność. Ponowne ukazanie się Laniuchy w ławie oskarżonych rozkołysały na nowo salę. Nastąpił finał tego smutnego widowiska. Odczytanie wyroku, a potem ostatni błazeński wystąp Laniuchy. Przesyconą wrażeniami publiczność skryły mroki szerokiej ulicy. [...] P. sędzia Kozłowski przeprowadził w tempie iście morderczem proces, skracając swoją energją ten przykry spektakl do minimum. Proces został przeprowadzony szybko i sprawnie, ograniczał się do spraw istotnych, uniknięto niepotrzebnej formalistyki, jak również doraźnych kar. Sędzia Kozłowski procesowi Laniuchy nadał bieg typowo zachodnio - europejski, co należy podkreślić z całej uznaniem”. „Echo”, poniedziałek, 25 lutego: „ Łódź nie przestaje się interesować Stanisławem Laniuchą, chociaż od sensacyjnego procesu mija już czwarty dzień . Jak głoszą wiadomości, dochodzące z ulicy Kopernika wyrafinowany zbrodniarz nie traci w więzieniu tupetu i czas w celi więziennej skraca sobie wypisywaniem na ścianach rozmaitych bzdurstw. jak: „Tu siedział Laniucha, zabójca trzech niewinnych ofiar. Podpisano: Pomocnik Lucypera”. Podczas spaceru na dziedzińcu więziennym zbrodniczy pozer odpowiedniemi gestami informuje zaciekawionych kamratów z innych cel o wyroku śmierci. Robi to z humorem, a przesunięcie ręka po gardle, mające oznaczać śmierć przez powieszenie, podkreśla z dziwna perwersją. O apelacji absolutnie nie myślał i dopiero ostatnio zaczyna się nią nieco Interesować. Zgnębiony niesamowitem zachowaniem się syna. Ojciec postanowił na własna rękę działać, ażeby tylko swe dziecko odsunąć, jak najdalej od szubienicy. W tym celu postanowił za syna apelować. W dniu wczorajszym niejaka Nowacka, która na czwartkowem procesie w ataku histerii oświadczyła sądowi, iż Laniucha jest niewinny i działał pod hipnozą. Odwiedziła ojca potrójnego mordercy i namawiała go aby nie bacząc na zachowanie się syna, wniósł apelację, uważa bowiem że zachowanie się Stanisława Laniuchy wynika z tego, że zabójca pozostaje jeszcze pod hipnozą. Nowacka oświadczyła ojcu mordercy, że wszystko uczyni, aby być przesłuchana przez prokuratora, któremu wyjawi faktycznych sprawców nieszczęścia. Sądząc z zachowania się Nowackiej w Sądzie Okręgowym podczas procesu śmiało możemy stwierdzić. Iż kobieta ta jest histeryczką i enuncjacje jej są fantazją chorego mózgu. Łaniucha nie mógł mordować pod hipnoza, bowiem hipnotyzm nie przewiduje żadnych komplikacyj. Zahipnotyzowany człowiek wiernie wypełnia polecenia swego chwilowego władcy. Następstwa czynów go nie obchodzą. Jest jakby maszyną bez myśli i mózgu. Tymczasem Laniucha po zamordowaniu Tyszerów, w obawie, iż zostanie poznany przez ich służącą — dla bezpieczeństwa swej osoby po raz trzeci puszcza w ruch śmiercionośną siekierkę. Dla własnego bezpieczeństwa — to znaczy, iż podczas mordowania mózg jego działał najsprawniej. Borowska padła pod ciosami siekiery przy pełnej świadomości zbrodniarza. Stwierdzili to i eksperci i sędzowie, którzy zgodne ferowali wyrok śmierci. Jak się dowiadujemy matka skazańca do wybuchu wojny światowej pracowała w fabryce Sllbersztajna przy ul. Pustej. Jako nałogowa pijaczka nie cieszyła się wśród przełożonych dobrą opinją. Często w mieszkaniu przy ul. Targowej wybuchały sprzeczki miedzy nią a jej mężem. Matka Łaniuchy przepijała całotygodniowy zarobek. Razu pewnego Laniuchowa skradła w fabryce pasmo przędzy, za co została wydalona. Bez pieniędzy, nie mogąc zaspokoić głodu alkoholowego, popełniła wreszcie w dość osobliwy sposób samobójstwo”. I jeszcze to: „ W drodze na szubienicę. Łaniucha nie przejmuje się wyrokiem śmierci. Nazwisko Łaniuchy nie schodzi jeszcze z ust ludności Łodzi. Ci nieliczni, którzy byli obecni na procesie, przeżywają każdy szczegół ponurego widowiska, ci którzy nie byli na sali – wypytują o wszystko, o każdy drobiazg. A Łaniucha? Zda się, że jego jednego nie obchodziło i nie obchodzi to wszystko, co zainicjował kilkunastu uderzeniami niewielkiej siekierki. Na procesie zdawał się być nieobecny Patrzył w przestrzeń. Z samym sobą prowadził jakieś rozmowy milczące. Zdradzał zupełny brak zainteresowania dramatem, którego był smutny bohaterem”. „Hasło Łódzkie”, wtorek, 26 lutego: „Troski i uśmiechy. Wiersz o Łaniusze… Przed kilku dniami w felietonie p.t. „Tępić grafomanów” radziłem nieznanemu „poecie”, aby miast wierszy, pisał dyktanda. Okazuje się dziś, że zapomniałem wtedy o pewnym drobnym szczególe. Oto powinienem był zaznaczyć, że grafomanki, o których wówczas nie wspomniałem, są równie niebezpieczne, jak i grafomani. Jako dowód słuszności swojego twierdzenia przytaczam wyjątek z „utworu” panny Zofji P. p.t. „Łaniucha”: Weszła noc głucha/ Z toporem Łaniucha/ Do państwa Tyszerów zakrada się/ I zabił tam wielu/ Służącą Tyszerów i t.d.. Czy Sz. Czytelników nie oburza sam tytuł? Młoda panna miast pisać o wiośnie, o ptaszkach, o kwiecie bzu lub o wonnej lilji, czy o innych „kwiatuszkach” – jako temat swoich rozmyślań wybrała ni mniej, nie więcej tylko Łaniuchę. Zdaje się, że Sz. Autorka chciała okazać pogardę krwawemu mordercy w ten sposób, że pisząc o nim, robiła całą masę najzwyklejszych błędów ortograficznych. Jestem przekonany, że na wykładach profesora o ortografji panna Zofja P. była tak samo głucha, jak ta noc, w czasie której Łaniucha popełnił swą zbrodnię. Panna Zofja P. w dalszym ciągu swoich rozmyślań na temat krwawego zbira pisze: On jakby pobity wykrzyknął: Niech żyją młode kobiety! Mam wrażenie, że Sz. Autorka była również pobita i to… po głowie, a jeśli nie – to szkoda. Takiej córce ojciec powinien od czasu do czasu przetrzepać skórę, aby nie myślała o niepotrzebnych rzeczach. Kończąc swe uwagi na temat wiersza „Łaniucha” mam zaszczyt zakomunikować, jego autorce, że nadesłany „utwór” będzie umieszczony… na samem dnie kosza redakcyjnego. Gogo”. „Republika”, czwartek, 28 lutego: „Przed kilku dniami donosiliśmy o tem, że Stanisław Laniucha, zabójca ś. p. małż. Tyszerów i Borowskiej, skazany przez sad okręgowy w Łodzi w dniu 21 lutego na śmierć przez powieszenie, w miarę zbliżania się terminu, do którego ma prawo złożyć apelację, wpadł w silną depresję i, wypytywał o termin apelacji. Onegdaj do mec. Lilkera zgłosiła się rodzina Stanisława Łaniuchy, w osobach ojca, siostry, brata i szwagra, która prosiła go o podjęcie obrony przed Sądem Apelacyjnym w Warszawie. Mec. Lilker natychmiast udał się do urzędu prokuratorskiego i tu porozumieniu z prokuratorem Hermanem. Mec. Lilker udał się następnie do więzienia przy ul. Kopernika, gdzie w kancelarii więzienia Laniucha złożył swój podpis na pełnomocnictwie, zgadzając się jednocześnie na obronę mec. Lilkera. W dniu wczorajszym na zasadzie plenipotencji mec. Lilker otrzymał zezwolenie od sądu okręgowego, na widzenie się i porozumienie się z mordercą co do jego obrony. Udał się następnie po raz wtóry do więzienia, gdzie przez dwie godziny rozmawiał z morderca w celi Nr. 13. Jak wynika z powyższego, Łaniucha bezwzględnie będzie apelował. Bronić go będzie mec. Lilker, którego pełnomocnictwo zostało w dniu wczorajszym włączone do akt sprawy Laniuchy w sądzie okręgowym. Jak się dowiadujemy, mec. Lilker zajmie się sprawa Stanisława Łaniuchy zaraz po odczytaniu motywów wyroku, które będą ogłoszone w dniu 7 marca r. b. w sali Nr. 56 w sadzie okręgowym w Łodzi. Na odczytanie wyroku, z więzienia sprowadzony zostanie Laniucha. [...] Nowe okoliczności sprawy. Jak się dowiadujemy, Laniucha zmienił całkowicie dotychczasowe swoje stanowisko i zbrodniarz twierdzi, że będzie miało to decydujące znaczenie dla apelacji. W tem miejscu nie będzie od rzeczy przytoczyć zeznania naczelnika więzienia w tej sprawie, złożone w dniu 21 lutego na proces przeciwko Łaniusze. Oto co powiedział ten świadek p. Umgeltera, naczelnik więzienia przy ulicy Kopernika: W dwa tygodnie po aresztowaniu, powiadomiono mnie, że Laniucha chce coś bardzo ważnego powiedzieć, że chce złożyć dodatkowe bardzo ważne wyjaśnienia. Gdy go wezwałem, wyjaśnił że w paczce, którą mu mają przysłać z jedzeniem, w kiełbasie, ma być kartka t. zw. „grypsanka” od wspólnika, wraz z którym miał dokonać mordu na Tyszerach i Borowskiej. Laniucha wyjaśnił przy tem, że za to poświęcenie miał otrzymać od wspólnika swego 3o.ooo zł. Przed mordom spotkał się ze wspólnikiem w restauracji, gdzie namawiano go do zbrodni. Morderca po wizycie w więzieniu adwokata Lilkera wpadł w świetny humor”. „Echo”, 8 marca: „Wizyta brata u Stanisława Laniuchy. [...] Wczoraj w godzinach popołudniowych w więzieniu przy ulicy Kopernika zjawił się brat Stanisława Laniuchy, który na mocy zezwolenia władz odbył z nim krótką rozmowę na temat przyszłego procesu w Sądzie Apelacyjnym w Warszawie. Potrójny morderca nadal przebywa w świetnym humorze i podczas rozmowy z bratem sadził się na dowcipy. Jak nas informują ze źródeł wiarogodnych cyniczny morderca z przyjemnością korzysta ze spaceru po dziedzińcu więziennym i wobec innych przestępców gra rolę niemego wesołka, bowiem regulamin więzienny zabrania wszelkich rozmów podczas tej „rozrywki”. Ostatnio Laniucha nie interesuje się już lekturą i czas w celi spędza na rozmyślaniach”. Piątek, 22 marca 1929, „Ilustrowana Republika”: „ Histerczyka Nowacka za wszelką cenę pragnie wyrwać Laniuchę z rąk kata . O kolosalnem zainteresowaniu się sprawą Laniuchy świadczą najdosadniej najrozmaitsze, często wprost fantastyczne pogłoski i wersje, nad któremi oczywiście przechodzi się do porządku dziennego. Jedną z osób, które opowiadają o Laniusze niestworzone rzeczy, jest znana ze swego niedawnego wystąpienia w Sądzie Okręgowym w Łodzi podczas procesu Laniuchy, niejaka Nowacka, manikurzystka, zamieszkała przy ul. Wólczańskiej. Nowacka, jak już w swoim czasie donosiliśmy, korzystając z przerwy, jaką zarządził komplet sądzący Laniuchę, wybiegła na środek sali i poczęła wołać: Laniucha jest niewinny!.. Ja znam morderców... Laniucha jest zahipnotyzowany. Kobieta ta, opowiadając o Laniusze, twierdzi kategorycznie, iż wie z wiarygodnego źródła, że zbrodniarz ten padł ofiarą bandy wyzyskiwaczy z jakimś hipnotyzerem ną czele, i we śnie hipnotycznym dokonał tych potwornych morderstw. - Laniucha na rozprawie jeszcze był zahipnotyzowany tak, jak ja kiedyś — mówi Nowacka — i czynił to, co mu banda nakazywała, to znaczy — nie bronił się. Wyprowadzona z sali sądowej przez policjantów, Nowacka nie poprzestała na swym występnie, czyniąc zabiegi o przesłuchanie jej przez sędziego śledczego. Usiłowania jej jednak spełzły na niczem. Obecnie Nowacka oświadczyła, że wobec tego, iż Laniucha ocknął się w więzieniu ze snu hipnotycznego, o czem świadczy — według niej — chęć apelowania i ratowania się — wszystko uczyni, aby wyrwać go z rąk śmierci. W związku z tem Nowacka zapowiada swój wyjazd do Warszawy, gdzie poczyni starania, aby ją wysłuchano, jeśli nie przed, to chociaż podczas procesu apelacyjnego przeciwko Laniusze. . wypowiadaniu swych „rewelacyj” Nowacka zachowuje taką powagę, że zdawaćby się mogło, iż nie jest ona pełna zmysłów. Psychologia tej dziwnej opowieści jest tak ciekawa, że wartoby, aby świat lekarski zainteresował sie nią bliżej psychjatra”. Dzień później: „W drodze do szubienicy… Łaniucha nie przejmuje się wyrokiem śmierci. Nazwisko Łaniuchy nie schodzi jeszcze z ust ludności Łodzi. Ci nieliczni , którzy byli na procesie, przeżywają każdy szczegół ponurego widowiska, ci którzy nie byli na sali – wypytują o wszystko, o każdy drobiazg. Zda się, że jego jednego nie obchodziło i nie obchodzi to wszystko, co zainicjował kilkunastoma uderzeniami niewielkiej siekierki. Na procesie zdawał się nieobecny. Patrzył w przestrzeń. Z samym sobą prowadził jakieś rozmowy milczące. Zdradzał zupełny brak zainteresowania dramatem, którego był smutnym bohaterem. Po wyroku „nie w pięć, ni w dziewięć” wzniósł niespodziewany okrzyk: „Niech żyją piękne kobiety”. Z ławy oskarżonych wyszedł niemal tanecznym krokiem. Lekko wskoczył do karetki więziennej, a wchodząc do celi więziennej, powiedział pono: - No, nareszcie jestem znów tutaj. Wymęczyli mnie aż strach…! Zaraz też poprosił o większą porcję jedzenia i wkrótce jadł jak wygłodniały zwierzak. Najadłszy się, Łaniucha usiadł na pryczy więziennej i począł gwizdać wszystkie możliwe piosenki. W nocy spał smacznie i twardo snem sprawiedliwego. W godzinach rannych jak zwykle, wyprowadzono go wraz z innymi więźniami na spacer. Zastosował się ściśle do regulaminu i nie rozmawiał z nikim z więźniów. Ale rzecz prosta ze wszech stron spotykał pytający wzrok: „jaki wyrok”? Uśmiechał się na prawo i lewo i raz po raz wyciągniętym palcem przesuwał po szyi. Gest ten służył za odpowiedź więziennym kolegom: - Stryczek na szyję! Po powrocie do celi poprosił o drugi tom „Ogniem i Mieczem” – Sienkiewicza. Tom pierwszy przeczytał z bibljoteki więziennej jednym tchem w przeddzień rozprawy. Tom drugi skończył już przed wieczorem i zaraz na jutro zamówił dalszy ciąg całej „Trylogii”. W związku z tem interesującą odpowiedź na pytanie „czy będzie apelował” usłyszał jeden z dozorców: - Jeżeli zdążę do czasu uprawomocnienia się wyroku przeczytać wszystkie książki Sienkiewicza, to machnie ręką i pójdę na stryczek. Jeśli nie zdążę – będę odwlekał moją śmierć. Mówił to poważnie i spokojnie. Łaniucha ma około miesiąca czasu do namysłu, czy przyjąć karę, czy apelować. Apelację bowiem złożyć można w ciągu 2 tygodni od ogłoszenia motywów wyroku, które, jak przewidywać należy, nie wcześniej jak za 2 tygodnie będą opracowane”. Niedziela, 24 marca. „Hasło Łódzkie” zamieściło artykuł: „ Koszmarny sen Łaniuchy. Widział okrwawioną głowę ś.p. Tyszera. „Co mi powiedział – nigdy w świecie nie powtórzę” . Łódź wciąż jeszcze nie przestaje mówić o Łaniusze. Krwawy zbir stał się tematem ohydnej legendy. Co robi. Jak spędza czas w więzieniu? – dopytują się ludzie ustawicznie. Czeka na apelację. Skargę apelacyjną rozpatrywano wczoraj na posiedzeniu sądu okręgowego i nadano jej normalny bieg, to znaczy akta sprawy przesłano do sądu apelacyjnego w Warszawie, gdzie odbędzie się rozprawa. Terminu należy się spodziewać szybko, już w końcu kwietnia prawdopodobnie, gdyż ukazał się ostatnio okólnik ministra sprawiedliwości nakazujący szybkie rozpatrywanie spraw zakończonych w I-szej instancji wyrokiem śmierci. Skarga apelacyjna opiera się głównie na zarzucie, że Łaniucha nie był badany przez psychjatrów. Istotnie istnieją pewne poszlaki, że nie wszystko w porządku jest z jego rozumem. Sama ohyda potrójnego mordu każe widzieć w tym wyrostku nienormalny typ. Zachowanie w sądzie, jego dziwny okrzyk „niech życją kobiety”, głupkowaty uśmiech, błędne oczy itd. – wszystko to są poszlaki niepoczytalność. Ale w jakim stopniu? Czy aż w takim, że wykluczają odpowiedzialność za bestjalską zbrodnię? Gdyby Sąd Apelacyjny powziął podejrzenie co do poczytalności Łaniuchy, oddany on byłby pod obserwację do zakładu w Tworkach pod Warszawą. A tymczasem Łaniucha w więzieniu czyta zawzięcie. Już pół bibljoteki więziennej „wyczytał”. O los swój mało się martwi. Czasem tylko zagaduje o to, jak prędko stanie znów przed sądem, przyczem zwykł już kończyć rozmowę powiedzeniem: „mnie tam wszystko jedno”. Przed kilku dniami opowiedział Łaniucha, że miał straszny sen. – Widziałem – mówił – samą głowę Tyszera. Cała była we krwi, nawet z oczu płynęły krwawe łzy. Tak głowa tak stała sama w powietrzu, a oczy świeciły się. A potem usłyszałem, jak głowa przemówiła do mnie, ale co powiedziała, tego nikomu na świecie nie powtórzę”. Czwartek, 28 marca, „Ilustrowana Republika”: „ Odpieczętowanie składu Tyszerów [...] Każde zetknięcie się ze sprawą Tyszerów nasuwa szereg smutnych refleksyj. Przed oczyma staje straszliwa tragedja przy ulicy Piotrkowskiej 117. Wczoraj znów odżyły te mrożące krew w żyłach obrazy. [...] Nastąpiło to na skutek odpieczętowania lokalu sklepowego, który dotąd od chwili śledztwa policyjnego stał nienaruszony, a w którym obecnie miano dokonać spisu inwentarza. Wchodzimy tylnem wejściem do drugiego pokoju. Już na samym wstępie rzuca nam się w oczy pianino z obróconą do wejścia klawiaturą, którą obryzgała krew Tyszerowej — obecnie zczerniała i pokrywa ją cień. Przy tem to pianinie zamordowana została ś. p. Tyszerowa, która na chwilę przed tragiczną śmiercią próbowała z instrumentu wydobyć tony skocznej piosenki. W dalszym pokoju, do którego prowadzą jeszcze ślady skrzepłej krwi, ułożone w krwawy chodnik — zastajemy okropniejszy widok. Pod oknem duża kałuża skrzepłej krwi , która niby klej przytwierdziła do podłogi pokrycie fortepianowe użyte przez zbrodniarza do wytarcia rąk i twarzy ze śladów morderstwa. Tutaj cisnął tę derę i tu też pozostała… [...] Tonący od kilku miesięcy w mroku lokal sklepowy — dziś po raz pierwszy ożywił się nieco. W powietrzu unosi się przykra woń. Na chwile przed wejściem komisarza Tomaszewskiego, spadkobierców oraz świadków tego aktu sporządzania spisu inwentarza — otwarto okna i lokal wypełnił się czystem powietrzem. W związku z dokonaniem spisu inwentarza do lokalu ś. p. małż. Tyszerów przybyli prócz p. Engelberta Tyszera i p. Rubrechta, opiekuna nieletnich spadkobierców, trzech braci i jednego bratanka Bursów — komornik Tomaszewski. Z dokonanego spisu wynika, że w sklepie pozostały 22 fortepiany i 3 pianina. W skład komisji szacunkowej weszli pp.: Eulde, Finster oraz Kojszwic. Po załatwieniu wszystkich spraw w lokalu sklepowym, warsztaty reparacyjne składu fortepianów. Jakkolwiek lokal ten absolutnie stał zdała od całej tragedii, ten jednak na widok zgrupowanych tu zapasów żywnościowych w postaci kartofli, cebuli, kapusty (wszystko uległo zgniciu) oraz zapasów opałowych w postaci węgla, drzewa — nasuwają się smutne myśli. [...] Jeden rzut oka wystarczy, aby stanąć wobec strasznej prawdy. Ruina wyziera z każdego niemal kąta. To samo w mieszkaniu. Na ścianach tylko dwa portrety nieszczęśliwych małżonków. Tutaj, jak już donosiliśmy, w ub. tygodniu dokonano spisu i szacunku inwentarza. Komisarz Tomaszewski wobec świadków dokonał otwarcia dokumentów które zabrał z sobą. Według zebranych informacyj na miejscu okazuje się, że poza instrumentami stojącemi w lokalu sklepowym — wiele fortepianów znajduje się w rękach różnych osób na mieście. Instrumenty te były albo wypożyczone, albo dane na próbę, lub sprzedane na raty… Spis tych instrumentów sporządzony zostanie w najbliższym czasie. Około godz. 2 po poł. nastąpiło ponowne zamknięcie lokalu sklepowego. Warsztatu oraz mieszkania. Klucze przekazane zostały rodzinie. Rozwiązanie kwestji spadku nastąpi w najbliższym czasie. (stf.)”. Sobota, 3o marca, „Hasło Łódzkie”: „ Łaniucha uciekł z więzienia. Pilnik, trzonek łyżki, zapałki. Skok z trzeciego piętra. Dziś rano dozorca więzienny, sprawdzając cele stwierdził, że cela krwawego zbira Łaniuchy jest pusta. Niezwłocznie zaalarmowano władze więzienne i przystąpiono do poszukiwań. Stwierdzono na wstępie, że pod łóżkiem Łaniuchy widnieje wielki otwór wybity w podłodze. Obok leżał złamany trzonek łyżki blaszanej, pilnik do paznokci i kilkanaście wypalonych zapałek. Otwór szerokości około 32 centymetrów prowadził na zewnątrz. Tędy Łaniucha przedostał się i z wysokości 3-go piętra skoczył na podwórze. Dziać się to musiało w nocy pomiędzy 23 a 25 godz. Dalsze śledztwo wykazało, że w pobliżu więzienia oczekiwało nocą tajemnicze auto. Ustalono, że zbieg miał wspólników całą bandę, na czele której stał specjalnie przybyły z Ameryki bandyta Buffalo-Bill. Okazuje się, że banda już od 3 tygodni była w kontakcie ze zbrodniarzem. Pilnik i zapałki przesłane były w tajemniczy sposób. Idąc po śladach tajemniczego auta, stwierdzono, że zginęło ono wśród ulic Bałut. Tu więc gdzieś ukrywa się zbieg. Buffalo-Billa widziano jeszcze wczoraj w przebraniu za starszą panią. Energiczne poszukiwania zarządzone. Redakcja „Hasła” ze swej strony szuka [wydrukowane do góry nogami] takiego, który tym wszystkim głupstwom o ucieczce Łaniuchy uwierzył”. Wtorek, 4 kwietnia: „Wielkanoc krwawego zbira [...]. Radość Zmartwychwstania przewala się przez ulice miasta. Uroczyste dzwony biją „rezurecturi” – a ludzkie serca uderzają do wtóru weselu świata. Chrystus zmartwychwstał. Nadeszło wielkie święto miłości, wiary i nadziei… ale nie dla wszystkich. Apatycznie jak oslepła ćmia błąka się po swej celi Łaniucha. Z ulicy dochodzą go echa życia: dzwonienia, huczne wystrzały, gwar i wrzawa… Zdaleka, skądś tam z zaświatów dochodzą go echa śmierci: wizje straszliwe, koszmarne cienie, niesamowite postacie defilują upiornie po szarych ścianach i patrzą krwawemi źrenicami prosto w mózg mordercy. Więc zrywa się przerażony Łaniucha. Pręży się w sobie i kuli – by obłędnie cisnąć się w kąt celi. Wtedy zjawy znikają na chwilę, przepadają bezszelestnie w mroku, by za chwilę wychylić swe trupie twarze, z drugiego końca Łaniucha poznaje je: ten cień największy to Tyszer, ten drugi, który rękami coś grozi to Tyszerowa, ten zaś ostatni, który nie mówi nic, tylko stoi, i patrzy boleśnie – to Józia Borowska… A potem – jak w upiornym kinie – zmienia się obraz: na szarej ścianie wyrasta prosta, a straszna w swym bezruchu szubienica. Kat purpurowy i dwaj jego pomocnicy stoją obok. Kierują głowami w stronę krwawego zbira – i wolnym krokiem zbliżają się ku niemu. Łaniucha krzyczy, kurczy się – ale trzej kaci z groźnie wyciągniętemi ramionami zbliżają się coraz bardziej i bardziej… Aż go dopadli… Włos się zjeżył na głowie zabójcy. Ryknął nieludzko i zaczął rękami walić o żelazne nieruchome drzwi… zemdlał… Na alarm dozorcy zawezwano lekarza więziennego, który z trudem przywrócił Łaniusze przytomność. Na mieście biją dzwony wielkanocne – długo głośno. Dla jednych – na zmartwychwstanie – dla innych – jak na pogrzeb…”. Piątek, 26 kwietnia, „Ilustrowana Republika”: „Łaniucha wywieziony na sprawę do Warszawy. Jak już donosiliśmy, w dniu 4 maja na wokandzie sądu apelacyjnego w Warszawie znajdzie się sprawa zabójcy Tyszerów i Borowskiej, Stanisława Łaniuchy. Łaniucha już przed paru dniami pod silnem konwojem został przewieziony do więzienia warszawskiego, w którym będzie czekał dnia rozprawy”. Środa, 1 maja: „ Proces Łaniuchy odbędzie się w sobotę, dn. 4 maja. [...] Na rozprawę został wezwany w charakterze świadka p. Samuel Szturm właściciel składu fortepianów przy ulicy Zawadzkiej 17. Zeznania p. Szturma będą miały bardzo ważkie znaczenie i mogą zadecydować o losie skazańca. Jak wiadomo, Łaniucha pracował w swoim czasie w składzie p. Szturma w charakterze polerownika, przyczem był pracownikiem bardzo zdolnym i inteligentnym oraz zyskał sobie całkowicie zaufanie swego pracodawcy. Mimo to, p. Szturm nie uważał Łaniuchy za zupełnie normalnego człowieka. Bywały takie okresy, że przy pierwszym zetknięciu się z nim, nawet osoby zupełnie obcej moż­na go było określić słowem warjat, gdyż w chwilach takich Łaniucha mówił od rzeczy, popełniał moc dziwactw, czasem szkodliwych nawet dla otoczenia, za co właśnie p. Szturm wydalił go z pracy”. Sobota, 4 maja: „W dniu dzisiejszym w sądzie apelacyjnym w Warszawie rozpocznie się sensacyjny proces potrójnego mordercy Stanisława Łaniuchy, skazanego przez sąd okręgowy w Łodzi na karę śmierci przez powieszenie. Wśród mnóstwa sensacyjnych momentów, w jakie niewątpliwie obfitować będzie przewód sądowy, ogólne zaciekawienie wzbudza sprawa poczytalności Łaniuchy. Opinję o stanie poczytalności w Warszawie. Łaniuchy wyda wybitny psychjatra polski dr. Ńelken. Do sprawy zawezwano dwuch nowych świadków, p. Samuela Szturma, właściciela składu fortepianów przy ul. Zawadzkiej Nr. 17, byłego pracodawcę Łaniuchy i posterunkowego policji państwowej, Bajera. W dniu dzisiejszym na sprawę wyjechał obrońca Łaniuchy apl. adw. Lilker oraz krewni ś. p. Tyszerów. (w)”. Niedziela, 5 maja: „Wyrok na Łaniuchę [...]. Korespondent „Republiki” (F) telefonuje z Warszawy: W uzupełnieniu zamieszczonych wczoraj przez „Express” wiadomości o procesie i wyroku na Łaniuchę podajemy poniżej szczegółowo zeznania najważniejszego świadka p. Sturma oraz eksperta pułk. dr. Nelkena, Świadek Sturm zeznał, że oskarżony pracował u niego przez dłuższy czas w charakterze polerownika. Obowiązki swe spełniał niesumiennie i niejednokrotnie zdradzał nienormalne objawy, wyrażające się w bezpodstawnym śmiechu, uciekaniu od ludzi i przebywaniu w samotności. Oskarżony grał często na pianinie podczas nieobecności świadka, a gdy ten zwracał mu uwagę, żeby lepiej pracował, oskarżony odpowiedział mu, że woli grać na pianinie i że prześcignie wkrótce Paderewskiego. [...] Po zeznaniach świadka Sturma sąd zarządził 2o-minutową przerwę, podczas której w oddzielnem gabinecie odbywało się badanie Łaniuchy przez jednego z najznakomitszych psychiatrów warszawskich pułk. dr. Jana Neikena. Posiedzenie zostało wznowione i w atmosferze ogólnego napięcia począł zeznawać dr. Nelken. Łaniucha podczas zeznań psychjatry sądowego ukrywa twarz w dłoniach. Dr. Nelken rozpatruje na wstępie swych zeznań zagadnienie dziedziczno­ści, mówiąc że matka Łaniuchy nadużywała alkoholu i prawdopodobnie zmarła śmiercią samobójczą przez otrucie. Sam oskarżony jeśli wierzyć świadkom jest chłopcem cichym, spokojnym, w szkołach uczył się dobrze i dopiero gdy doszedł do pewnego wieku, wystąpiły u niego pewne objawy charakterystyczne: zamknięcie się w sobie, samotne chodzenie na spacer, pociąg do łowienia ryb i stronienie od zabaw. Według dr. Neikena warte podkreślenia są dwa fakty z życia Łaniuchy, o których mówi rodzina. Pierwsze zajście, to pewien późny powrót do domu oskarżonego w stanie niebywałego zdenerwowania i osłabienia. Łaniucha miał być wówczas sztywny i czynił wrażenie zatrutego tak, iż rodzina wezwała przy przepłukaniu żołądka i doszło nawet do wybicia mu zęba. Po zabiegu Łaniucha usnął. Drugie zajście to powrót z wycieczki, na którą Łaniucha udał się w towarzystwie. Łaniucha powrócił z wycieczki z przeciętą żyłą u ręki, co czyniło na rodzinie wrażenie usiłowania popełnienia samobójstwa. Podczas pracy, według zeznań pracodawców, Łaniucha był spokojny, ale często chwytano go na samogwałcie. Oprócz tego trzymały się go urojenia wielkościowe, jak np. stawianie siebie na równi z Paderewskim. Dalej dr. Nelken omawia rezultat badania Łaniuchy, stwierdzając, że Łaniucha jest przytomny, zdaje sobie sprawę z miejsca i czasu. Co do dwuch zajść o których mówiła rodzina, to wyjaśnia dr. Nelken, że pierwsze — było to tylko silne zdenerwowanie a w drugim wypadku chodziło o zajście z towarzyszami na tle względów kobiety. Ranę na ręku zadał sobie Łaniucha sam w stanie zdenerwowania. Dr. Nelken zeznał dalej, iż Łaniucha przyznał mu, że ś. p. Tyszerowej nienawidził jednakże nie zamordował jej sam, ale wspólnie z innym mężczyzną, którego nazwiska wyjawić nie chce. Mężczyzna ów zamordował również ś. p. Tyszera bez udziału Łaniuchy. Borowską zamordował Łaniucha, wedle przyznania się dr. Nelkenowi. Ekspert stwierdza dalej rachityczną budowę ciała Łaniuchy, przyspieszoną akcję serca, organy wewnę­trzne jednakże są wszystkie bez zmian. Obserwacje swe dr. Nelken reasumuje w sposób następujący (według stenogramu) : Oskarżony jest osobnikiem niezrównoważonym, dość silnie psychopatycznym, na co wskazuje Jego zamknięcie się w sobie i Jego wzmożony onanizm oraz Jego ataki nerwowe, które też robią wrażenie zatrucia. Wreszcie wskazują na to również jego skłonności samobójcze. Nie Jest wykluczone, że motyw do zamordowania ś. p. Tyszerowej tkwił głęboko w jego podświadomości i był połączony z przeżyciami wewnętrznemi. Natomiast jego planowanie wywabienie służącej, określono miejsce w celu jej zamordowania zupełnie dostatecznie przemawiają przeciwko jakimkolwlekbądź podejrzeniom o zamącenie świadomości w czasie popełnienia przestępstwa a tem samem przemawiają przeciwko epileptycznym zamroczeniom świadomości w tym czasie. Oskarżony w czasie popełniania przestępstwa całkowicie zdawał sobie sprawę z poprzedniego przez siebie czynu. Mógł jednak kierować swojemi czynami w znacznie mniejszym stopniu, niż osobnik psychicznie pełnowartościowy. [...] Na tem dr. Netken kończy, a p. prok. Guszkowski zwraca się z zapytaniem: — Czy pan doktór sądzi, że obserwacja oskarżonego w zakładzie psychiatrycznym dałaby wyniki? Dr. Nelken: Mojem zdaniem obserwacja taka jest bezcelowa. Przew.: Czy strony mają jakieś wnioski? Apl. Lilker: Wobec orzeczenia dr. Nelkena wnoszę o rozpatrzenie sprawy. Przew.: Sąd udaje się na naradę. Narada sądowa trwała 2o minut i po upływie tego czasu, kiedy sąd powrócił na salę, przewodniczący Orłowski ogłasza: Wyrok. — Sąd postanawia po wysłuchaniu eksperta: mając na uwadze, że oskarżony zdradza cechy psychopatyczne i zmniejszona jest jego zdolność zdawania sobie sprawy z popełnianych czynów, sąd — bez przesądzenia wyniku sprawy — odsyła akta sprawy z powrotem sądowi okręgowemu w Lodzi z wnioskiem o uzupełnienie śledztwa w myśl art. 355 ustawy postępowania karnego. Przew.: Na tem zamykam posiedzenie. [...] Sąd powstaje i wychodzi ze sali. Wszyscy cisną się do bariery odgradzającej ławę oskarżonych od miejsca dla publiczności. Łaniucha po ogłoszeniu decyzji sądu apelacyjnego siada znów na ławie oskarżonych i zajmuje pozycję. Woźni wzywają publiczność do opróżnienia sali, Na kurytarzu czeka już ojciec oskarżonego i brat. Po chwili wyprowadzają St. Łaniuchę na kurytarz, a stamtąd tylnem wyjściem na dół do pokoju dla aresztantów. Powoli sala sadowa pustoszeje. Na wokandzie znajdują się jeszcze dwie sprawy, które mają być rozpatrzone. Proces Łaniuchy w Warszawie skończył się. Akcja znów przenosi się do Łodzi. Przebieg procesu. Dla dania naszym Czytelnikom pełnego obrazu wczorajszego procesu Łaniuchy w Warszawie : Sprawa rozpatrywaną była w apelacji w Warszawie w następującym składzie sędziów: Wiceprezes sądu apelacyjnego p. Orłowski i sędziowie Emil Pęski, Bronisław Sawicki. Oskarża prokurator Guszkowski. Pierwszym świadkiem był Józef Łaniucha, ojciec oskarżonego. Zeznaje na zapytanie przewodniczącego. — Czy Stanisław Łaniucha byl człowiekiem rozgarniętym? Św.: Do czasu wojny syn mój przebywał na wsi. Miał wtedy różne dziwaczne idee. Między innemi chciał uciec do Włocławka i zostać marynarzem. Zamiaru tego nie wykonał całkowicie. Przew.: Dlaczego wrócił z Włocławka ? Św.: Bo nie miał tam z czego żyć. Przew.: Z czego umarła żona świadka? Św.: Otruła się. Znaleziono przy niej flaszeczkę z karbolem. Żona mola była alkoholiczką. Przew.: Kiedy piła? Czy wtedy, gdy był już duży, czy jeszcze przed jego urodzeniem? Św.: Piła jeszcze przed jego urodzeniem. Aplikant Lilker: Co pan powie o krwotokach i napadach oskarżonego? Św.: Krwotoki takie miewał mój syn często. Dr. Nelken: Wspominał pan o tem, że syn pański dostał pewnego razu ciśnienie. Na czem to polegało? Ojciec: Syn mój wtedy zemdlał. Wezwano pogotowie. Sądzono, że się otruł. Okazało się jednak, że to był wstrząs nerwowy. Na tem kończy swe zeznania ojciec oskarżonego. Zeznania brata. Przewodniczący wzywa drugiego świadka, brata Eugenjusza. Przewodn.: Jak się zachowywał oskarżony w dzieciństwie? Świadek: Gdy sięgnę pamięcią wstecz, widzę i inne dzieci. Gdy miał 6 — 7 lat nie zachowywał się tak, jak moi koledzy, lecz uciekał gdzieś w samotne ustronia, spędzając czas na rozmyślaniach. Po śmierci matki obudził się pewnej nocy z okropnym krzykiem: — O Jezu! Mamo! Ja umieram! Ja idę do nieba! Po tych słowach przewrócił się i był sztywny. Wezwano felczera i pogotowie. Przy pompowaniu żołądka złamano mu ząb. Tak miał usta zaciśnięte. W dalszym ciągu zeznań świadek odpowiada na pytania dr. Nelkena, dotyczące poczytalności oskarżonego we wczesnym dzieciństwie. Świadek zaznacza, że oskarżony czynił zawsze, na nim wrażenie anormalnego”. Sobota, 1 czerwca. „Łaniucha nudzi się. Prosił naczelnika więzienia o jakąś pracę. Prośba mordercy nie mogła być uwzględniona. Łaniucha po decyzji Sądu Apelacyjnego, przewidującej odesłanie mordercy w celu zbadania jego stanu poczytalności do zakładu dla umysłowo chorych pozostał narazie w więzieniu mokotowskim w Warszawie. Chwilowy, jak się początkowo zdawało pobyt zbrodniarza zaczął się przedłużać. Mijał tydzień za tygodniem, a Sąd Apelacyjny nie kwapił się z wydaniem zarządzeń, zmierzających do odtransportowania mordercy do Tworek lub innego zakładu. Łaniucha zaczął się wreszcie nudzić. Nie podobało mu się bezczynne życie, zatruwane myślą o stryczku. Postanowił przeto prosić o pracę. W ty celu udał się do naczelnika więzienia z prośbą: „Panie naczelniku! Jestem kompletnie zdrów i chcę pracować jak wół. Dotychczasowa bezczynność mnie zabija”. Naczelnik mimo najszczerszych chęci nie mógł zadość uczynić prośbie Łaniuchy, ponieważ więzień, nie osądzony ostatecznie, jest traktowany jak więzień śledczy i nie może być wysłany na robotę. Morderca Tyszerów musi więc nadal oczekiwać na dalszy bieg wypadków”. Wtorek, 11 czerwca: „Łaniucha przewieziony do Łodzi. [...] Jak nas informują, zabójca małżonków Tyszerów i służącej Borowskiej po rozprawie w sądzie apelacyjnym w Warszawie przetransportowany został do Łodzi i oddany do dyspozycji tutejszego sądu okręgowego. Na rozprawie w sądzie apelacyjnym w Warszawie, jak wiadomo lekarz psychjatra Dr. Nelk orzekł, iż zbrodniarz, aczkolwiek mordu dokonał przy pełnych zmysłach, dziś stał się człowiekiem z przytępioną świadomością, ze względu na rachityczną budowę czaszki. Na mocy tego orzeczenia lekarskiego sąd apelacyjny w Warszawie wydał decyzję, przekazującą Łaniuchę ponownie sądowi okręgowemu w Łodzi w celu uzupełnienia śledztwa i przeprowadzenia ponownego badania. Przed dwoma dniami, jak donosiliśmy już, nadeszły z Warszawy akta sprawy Łaniuchy, a wczoraj sprowadzony został się zbrodniarz i osadzony w celi nr. 13 przy ul. Kopernika. Sprowadzenie Łaniuchy nastąpiło na wyraźne żądanie łódzkiego sądu okręgowego, który wyznaczył na dzień 15 czerwca posiedzenie gospodarcze. Na tem posiedzeniu Łaniucha zbadany zostanie przez trzech znanych w Łodzi lekarzy psychiatrów, a mianowicie dr. Klozenberga, Starzyńskiego i Siwińskiego, prócz tego przesłuchani zostaną świadkowie, których badano w sądzie apelacyjnym w Warszawie, a zatem brat Łaniuchy oraz dawny jego chlebodawca p. Szturm. Decyzja jaka zapadnie po badaniu przekazana zostanie sądowi apelacyjnemu w Warszawie, który wznowi rozprawy. p.”. Sobota, 15 czerwca: „Czy Łaniucha jest poczytalny. [...] Ustalenie poczytalności odbywa się według ustalonych metod, lekarskich. Przedewszystkiem lekarze dokonują badań tak zwanych subiektywnych. Ustalają, oni, czy badany dokładnie odróżnia pojęcia czasu, miejsca oraz otoczenia w którem przebywa. Lekarze przedewszystkiem pytają badanego, jaka jest obecnie pora roku. Gdy otrzymują właściwą odpowiedź, pytają go o rok, miesiąc i dzień. Po otrzymaniu odpowiedzi na powyższe pytania lekarze stwierdzają, czy badany dokładnie orjentuje się co do miesiąca, w którem przebywa. Szemat pytań jest mniej więcej następujący: „W jakim kraju mieszkasz, w jakim mieście się znajdujesz, w jakim lokalu, przy jakiej ulicy itd.”. Chodzi o to, iż zakres pierwszych pytań jest zwykle najszerszy, następne zaś coraz wyższe. W ten sam mniej więcej sposób dokonywa się badań, jeśli chodzi o stwierdzenie, czy dany osobnik uświadamia sobie, w jakim przebywa otoczeniu. Chodzi tu o to, czy, wie on naprzykład kim są ci, którzy go badają, czy uświadamia sobie w jakim otoczeniu ostatnio przebywał, czy pamięta rodzinę i t. d. Na tem polegają badania subiektywne. Badania objektywne polegają; na stwierdzeniu reakcji źrenic, muskułów, krtani nerwów itd. Lekarze ustalają, czy badany reaguje w normalny zupełnie sposób, czy też zachodzi wypadek reakcji przytępionej lub wzmożonej, świadczącej o cechach zwyrodnienia. Lekarze interesują się również przeszłością badanego, stwierdzają, czy w młodości przechodził on jakieś choroby, które mogły pozostawić pewien ślad na jego psychice, naprzykład szkarlatynę, lub też ataki epileptyczne. Jak wiadomo, epileptycy pod wpływem swej choroby dokonywują niekiedy potwornych zbrodni, z których absolutnie nie zdają sobie sprawy ani w chwili ich popełnienia, ani też po dokonaniu. Jeśli chodzi o Łaniuchę, to wiadomo, iż miewał on jakieś ataki, lecz dokładnie nie zostało ustalone, czy miały one charakter epileptyczny, a więc i w tym kierunku przeprowadzone zostaną odpowiednie badania. Niezmiennie ważną jest również sprawa dziedziczności. Jeśli chodzi o obciążenie dziedziczne, to wiadomo, że matka Łaniuchy była nałogową alkoholiczką i popełniła samobójstwo. Lekarze psychiatrzy, po dokładnem ustaleniu wszystkich powyżej przez nas omówionych danych, stawiają diagnozę, której treść może być następująca: 1) psychopatyczna konstytucja (zmniejszona poczytalność), 2) dementia praecox (przedwczesne przytępienie umysłowe). O ile lekarze dojdą do wniosku, że Łaniucha jest zupełnie niepoczytalny wówczas zostanie on przesłany do szpitala dla umysłowo chorych. Zmniejszonej poczytalności nasz kodeks karny nie bierze pod uwagę. O ile więc lekarze dojdą do wniosku, że Łaniucha ma tylko zmniejszoną poczytalność będzie on odpowiadał karnie za swój czyn i sąd apelacyjny może zatwierdzić wyrok pierwszej instancji, lub też zmienić go, uważając zmniejszoną poczytalność za okoliczność łagodzącą. d.”. Niedziela, 16 czerwca: „[...] „Krwawy Stasiek zachowuje się zupełnie spokojnie. [...] Już od wczesnego rana przed gmachem sądu przy ulicy Żeromskiego gromadziły się tłumy publiczności, które zapełniły również kuluary sądowe. Około godz. 11 przed sądem zatrzymała się karetka więzienna. Czterej policjanci wyprowadzili z karetki „krwawego Staśka”, ubranego w płócienne ubranie aresztanckie. Zbrodniarz rozgląda się z ciekawością dokoła siebie, i wolnym krokiem udaje się posłusznie do celi aresztanckiej, znajdującej się na parterze gmachu sądowego. W celi tej Łaniucha do godziny 12 oczekuje wezwania na posiedzenie gospodarcze sądu okręgowego. Jest on zupełnie spokojny i kilkakrotnie mówi do otaczających go policjantów: — Wolę już stryczek, niż rok więzienia. O godz. 12 zbrodniarza policja wyprowadza z celi i kieruje do sali posiedzeń sadowych nr. 36. Na kurytarzu Laniucha spotyka swego ojca, który jest blady i z trudnością panuje nad nerwami. „Krwawy Stasiek” absolutnie nie przejął się tym spotkaniem, składa ojcu głęboki ukłon i mówi doń z uśmiechem — Dzień dobry, tato! Ojciec nie dąży już mu odpowiedzieć. Zbrodniarz znika za drzwiami sali sądowej. Po pewnym czasie sąd wzywa ojca Łaniuchy, brata Jego oraz byłego chlebodawcę zbrodniarza p. Sturma. Około godz. 2 po poł. posiedzenie gospodarcze sądu okręgowego zostało ukończone. Przebiegu posiedzenia oraz decyzji władz sądowych nie podajemy, gdyż posiedzenia gospodarcze sądu są tajne i ich przebiegu nie wolno podawać do publicznej wiadomości. Ci, którzy dokładnie śledzili przebieg całokształtu sprawy Łaniuchy, przypuszczają i domyślają się jaka decyzja mogła zapaść na wczorajszem posiedzeniu. d.”. Środa, 1o lipca: „Łaniucha za murami więzienia [...] Sprawa Łaniuchy zbliża się ku końcowi. Psychiatrzy krystalizują swoje zdanie o Łaniusze jak następuje: Badanie Stanisława Łaniuchy wykazuje: 1) pod względem cielesnym typ budowy asteniczny, zniesienie odruchów spojówkowych, obniżenie odruchów gardziełowych i wzmożoną pobudliwość naczynioruchową. Z wywodów wynika, iż badany jest dziedzicznie obarczony, a mianowicie: matka alkoholiczka popełniła samobójstwo pod wpływem domniemanej depresji psychicznej; babka o rozwoju umysłowym niżej normy; jeden z braci dotknięty napadami drgawkowymi; 2) Pod względem psychicznym badany wykazuje inteligencję i orientację prawidłową, jakoteż i rozwój umysłowy - normalny. Charakter skryty zamknięty w sobie, dążący do odosobnienia, autystyczny, (konstytucja psychiczna schizoidalna). Stanisław Łaniucha, aczkolwiek jest typem psychopatycznym, nie podlegał w chwili dokonania przestępstwa rozstrojowi psychicznemu. Zdolność rozumienia istoty i znaczenia dokonanego czynu była u badanego zachowana, natomiast wolność kierowania czynami ograniczona. Obecnie Stanisław Łanaucha nie cierpi na rozstrój psychiczny. Obserwacja szpitalna zbędna. Tyle opinja psychiatrów. Należy zaznaczyć, że wyżej podana opinia łódzkich psychiatrów niewiele różni się od opinji, wydanej przez prof. Nelkena w Warszawie. Charakterystyczne jest zdanie psychjatrów o „ograniczaniu wolności kierowania czynami”. Zdanie to może w sądzie apelacyjnym posłużyć jako podstawa do zmiany wyroku sądu pierwszej instancji, tembardziej, że jest to nowa okoliczność sądowi pierwszej instancji nieznana. Sprawa w sądzie apelacyjnym odbędzie się w drugiej połowie sierpnia. Łaniucha na rozprawę nic będzie sprowadzony. Sprawę referować bodzie sędzia Sawicki (o ile nie zajdą pewne zmiany w komplecie sędziowskim z czem trzeba się poważnie liczyć, ze względu na okres urlopowy). Łaniucha osadzony obecnie jest w celi ogólnej Nr. 2o w więzieniu przy ul. Kopernika. Służba więzienna chwali spokojne zachowanie się i posłuszeństwo Łaniuchy. Takiego spokojnego więźnia w więzieniu jeszcze nic było. Łaniucha zmizerniał i wychudł. Ostatecznie załamał się i stracił pewność i butę. Często zwierza się, że żałuje swego czynu i nie może zrozumieć, w jaki sposób mógł go popełnić. Łaniucha w celi ogólnej nauczył się palić i obecnie pali nałogowo, dopominając się u odwiedzających go często rodziny papierosów. W celi Łaniucha jest bardzo lubiany przez wspólokatorów. jest usłużny i uczynny. Książek już obecnie nie czytuje, gdyż jak oświadczył: „Te głupie piśmidła przestały mnie już bawić”. p.”. Piątek, 2 sierpnia: „Łaniucha znów przed sądem. [...] Jak się dowiadujemy, dnia 17 września o godz. 1o-ej rano odbędzie się w sądzie apelacyjnym rozprawa przeciwko krwawemu zbirowi, mordercy ś.p. małżonków Tyszerów i Józefy Borowskiej – Stanisławowi Łaniusze. Oskarżonego bronić będzie, tak jak w poprzednich instancjach apl. adw. Wilhelm Lilker [...] Łaniucha na sprawę do Warszawy nie zostanie przewieziony, ostatnie słowo w jego imieniu wygłosi obrońca jego [...]”. Poniedziałek, 5 sierpnia: „ Majątek ś.p.Tyszerów dziedziczy 14 spadkobierców. Sprawa podziału majątku po tragicznie zmarłych ś.p.Tyszerach wkracza ostatnio na nowe tory. Jak wiadomo, początkowo ze względu na brak porozumienia między spadkobiercami sprawa miała być skierowana na drogę sądową. Ostatnio jednak spór załagodzono i załatwiono polubownie. Majątek cały dziedziczy 14 spadkobierców, w tem 9 ze strony Tyszera i 5 ze strony Tyszerowej. Pozatem dowiadujemy się, iż sukcesorowie postanowili wypłacić rodzinie ś.p. Borowskie j1ooo zł. tytułem odszkodowania. (p)”. Czwartek, 12 września: „[...] Łaniucha zachowuje się w więzieniu zupełnie spokojnie. Przed dwoma dniami jak się dowiadujemy, wysłał on do Warszawy list, który zawierał bardzo ważne szczegóły morderstwa, dokonanego przy ul. Piotrkowskiej 117 [...]”. Środa, 18 września: „ Stanisław Łaniucha skazany przez sąd apelacyjny na bezterminowe ciężkie więzienie. Sąd uchylił karę śmierci z uwagi na młody wiek oskarżonego . Warszawski korespondent „Republiki” (B) telefonuje: Sąd apelacyjny w składzie wiceprezesa Orłowskiego, oraz sędziów Popowskiego i Sawickiego rozpoczął obrady nad sprawą Stanisława Leniuchy dopiero około g. 3 po południu, gdyż sprawa ta figurowała na wokandzie jako ostatnia. Zainteresowanie na sali niezwykle małe. Z publiczności nie ma nikogo. Ławy zajmuje kilku sprawozdawców sądowych i urzędników. Oskarżenie wnosi prok. Godecki. Ławę obrony zajmuje apl. adw. Lilker. Ława oskarżonych jest pusta, gdyż jak wiadomo, Łaniucha nie został sprowadzony do Warszawy, Na wstępie przewodniczący stwierdza, że wezwany na jedynego świadka w tej sprawie ojciec oskarżonego Józef Łaniucha na rozprawę się nie stawił, jednak sąd zdecydowany jest na rozpoznanie sprawy. Przewodniczący udziela głosu sędziemu Sawickiemu, który wygłasza półgodzinny referat. [...] Sprawozdanie swoje rozpoczyna sędzia od opisu znalezienia trupa Borowskiej z roztrzaskaną zupełnie czaszką i wypłyniętym mózgiem. Dalej opisuje odkrycie trupów Bronisława i Marii Tyszerów, podkreślając, iż wszystkie trzy trupy zamordowanych świadczą, iż morderca działał w podobny sposób a mianowicie mordował przez wielokrotne uderzenia tępem narzędziem. Na ciele Marji Tyszerowej naliczono 24 rany, na ciele Bronisława Tyszera 1o ran. Dalej sędzia Sawicki przypomina szczegóły śledztwa policyjnego i znalezienie na biurku w składzie fortepianów blankietu rachunku wypisanego na nazwisko Łaniuchy, oraz znalezienie w pralni chemicznej ubrania Łaniuchy ze śladami krwi. Następnie sędzia Sawicki zaznacza, że Łaniucha przyznał się do winy już w chwili wkroczenia policji do mieszkania jego rodziców i opisał przebieg morderstwa i rabunku w mieszkaniu swych ofiar. Dalej następuje opis wywabienia Borowskiej na przedmieście i zamordowania jej poczem przechodząc do referowania przebiegu procesu w sądzie okręgowym w Łodzi sędzia Sawicki przedstawia zeznania ojca Łaniuchy odnośnie młodości oskarżonego, podkreślając, iż ojciec zwracał uwagę na jego względnie późny rozwój, małe ogarnięcie itp. Sędzia referujący podkreśla, że morderca w chwili dokonania przestępstwa liczył 19 lat i 6 miesięcy. Referując przebieg rozprawy pierwszej w sądzie apelacyjnym w Warszawie, powołuje się znów na zeznania ojca oskarżonego, który opowiadał, że żona jego a matka Stanisława Łaniuchy była alkoholiczką i samobójczynią. Krótko wspomina dalej sędzia referat o zeznaniach brata oskarżonego Eugenjusza Łaniuchy i przechodzi do omówienia opinji biegłego psychjatry dr. Nelkena, który określił Łaniuchę jako osobnika niezrównoważonego o podkładzie psychopatycznym, który mógł kierować czynami swemi w stopniu znacznie zmniejszonym. Wreszcie pod koniec referatu swego wspomina o przesłuchaniu przez sąd apelacyjny aktów do Łodzi powtórnie do sądu okręgowego z wnioskiem o przeprowadzenie szczegółów badań psychicznych na osobie Łaniuchy. Opinję trzech ekspertów psychjatrów odczytuje referent w całości podkreślając, iż opinja ta stwierdza, że Łaniucha w stopniu znacznie ograniczonym posiada zdolność kierowanie swemi czynami. [...] Po ukończeniu referatu przewodniczący udziela głos prok., który na wstępie przemówienia stwierdza, że sąd okręgowy w Łodzi, skazując Łaniuchę na karę śmierci doszedł do przekonania, że warunki i okoliczności towarzyszące morderstwu są tak obciążające, iż przestępstwo to podlega całkowicie art. 15 przepisów przechodnich. W czynie Łaniuchy prok. widzi pełną premedytację człowieka myślącego a mówiąc o oskarżonym nie szczędzi mu żadnych słów potępienia. Kilkakrotnie zwraca uwagę sądowi na brak wszelkich uczuć człowieczeństwa. Na dowód tej tezy przytacza prokurator zawziętość Łaniuchy, zdolność do dobijania ofiar kilkudziesięciu uderzeniami toporka. Dalej cynizm i pozerstwo wobec sądu a nawet komedjaństwo, jak nazywa prokurator znany okrzyk Łaniuchy w sądzie okręgowym w Łodzi; „Niech żyją kobietki”. Zdaniem prokuratora Łaniucha jest jednostką wyjątkowo zdeprawowaną, nie zasługującą na żadne względy. W drugiej części swego przemówienia prok. Godecki niezwykle ostro krytykuje orzeczenie trzech psychjatrów nie powstrzymując się nawet od określenia orzeczenia tego „naiwnością”, gdyż - jak mówi „naiwnością jest branie się do rozstrzygania rzeczy, o którą nie było się pytanym”. Prokurator Godecki dowodzi, że lekarze łódzcy orzekli, że Łaniucha nie podlega chorobliwemu rozstrojowi nerwowemu i na tern powinni byli poprzestać a nie wdawać się w dalsze roztrząsania kliniczne, czy w stopniu mniej lub więcej ograniczonym może on kierować swemi czynami. Raz jeszcze przeglądając cały materiał sprawy prokurator stwierdza, iż nie zachodzi żadna okoliczność łagodząca, któraby przemawiała za niepoczytalnością Łaniuchy. Pod koniec swego przemówienia prokurator zwraca jednak sądowi uwagę, że prawodawstwo polskie oparte jest na wielkiej kulturze zachodniej i sąd nie może pominąć przewodniej idei kodeksu Napoleona, który mówił, że wobec osób, (które nie ukończyły lat 21 sprawiedliwość winna być pobłażliwa. Dlatego, mimo iż sam jest przedstawicielem oskarżenia publicznego prosi o uchylenie wyroku Sądu Okr. w Łodzi i skazanie Łaniuchy tylko ze względu na jego młodość na bezterminowe ciężkie więzienie. [...] Obrońca oskarżonego apl, adw. Lilker przemawia krótko i wskazuje na nienaganne prowadzenie się oskarżonego przed dokonaniem przestępstwa i przypomina, że w więzieniu w Łodzi Łaniucha oświadczył, że miał jeszcze wspólnika. Wspólnik nie został wykryty, ale apl. Lilker daje wyraz swemu przekonaniu że jeszcze kiedyś dosięgnie go ręka sprawiedliwości. W konkluzji apl. Lilker prosi sąd o względy dla Łaniuchy który przecież już pełne 7 miesięcy przeżywa straszliwe męczarnie, żyjąc pod zmorą grożącej mu codziennie kary śmierci, i że każdego dnia można go wywieźć za miasto i powiesić. Sama myśl o tern jest tak straszna, że sąd może mieć litość wobec Łaniuchy. Po półgodzinnej naradzie prezes Orłowski odczytuje wyrok, uchylający wyrok Sądu Okręgowego w Łodzi z dn. 21 lutego 1929 r. i skazujący Stanisława Łaniuchę za każde z trzech morderstw na karę bezterminowego więzienia i na takąż karę łączną. Oprócz tego postanowiono pobrać od Łaniuchy 3oo zł. kosztów sądowych za prowadzenie sprawy w drugiej instancji. O g. 4.2o sala sądu apelacyjnego świeciła już całkowicie pustką”. [2] Sobota, 6 kwietnia 1929. „ W zacisznym pawilonie Tworek. Zbrodniarze pod obserwacją psychjatrów. Czy morderca ś.p. Tyszerów zostanie uznany niepoczytalnym? Wśród zadrzewionej okolicy, nieopodal Warszawy w Tworkach rozpościerają się tereny wielkiego zakładu dla psychicznie chorych. Szereg wielkich budynków tonących w zieleni, stwarzają widok miasta średniowiecznego, okolonego murem, poza który nie każdemu wolno się przedostać. Tutaj zdala od życia, zdala od wszelkich ideałów i trosk żyją życiem własnem ludzie chorzy umysłowo, chorzy psychicznie – obłąkani… Odpowiednio do stanu choroby, pensjonarjusze rozmieszczeni są po pawilonach, których jest tu kilka kategoryj. Najciekawszym budynkiem dla przybysza – obserwatora jest tu niewątpliwie gmach i silnej konstrukcji, grubych murach, w których znajduje się pawilon, gdzie poddawani są badanej obserwacji psychjatrycznej przestępcy. Osadzani tu mocą wyroków sądowych przestępcy kryminalni, co do których psychiki sąd miał pewne zastrzeżenia – rekrutując się z różnych sfer społecznych, począwszy od najinteligentniejszych, a skończywszy na osobach całkowicie intelektu pozbawionych. Sadyści, degeneraci, cynicy, osoby nerwowo – chore, a wreszcie symulanci zajmują niewielkie cele w tym strasznym budynku poprzecinanym licznemi korytarzami jasno oświetlonemi, wyłożonemi miękkiemi dywanami. Na prawo i lewo drzwi prowadzące do cel wprawdzie niewielkich ale często z zachowaniem jak najdalej idącej ostrożności urządzonych. Ściany w celach utrzymane są w kolorze jesnym, spokojnym, kojąco wpływającym na chorego. Wobec możliwości, jaka się wyłoniła niedawno w związku ze skargą apelacyjną Łaniuchy poddania stanu umysłowego bestjalskiego mordercy małż. Tyszerów i służącej Borowskiej – badaniu psychjatrycznemu sprawa przeprowadzenia tych badań nabrała aktualności. Łaniucha zostałby umieszczony w razie decyzji Sądu Apelacyjnego w omawianym pawilonie zakładu dla psychicznie chorych w Tworkach. Tutaj wśród sadystów, degeneratów i obłąkanych, zajmie celę Łaniucha, którego losy w tym właśnie budynku się rozstrzygną. Tuaj lekarze badać będą tego nieprzeciętnego zbrodniarza i postawią swą diagnozę. A badanie psychjatryczne nie jest tak zwykłe, jak to się wydaje, nie polega tylko na badaniu poczytalności pacjenta, polega raczej na śledzeniu jego zachowania, jego ruchów, mowy i t.p. Zakład dla psychicznie chorych w Tworkach, a ściśle mówiąc pawilon obserwacyjny dla przestępców kryminalnych – posiada nielada organizację. Nie tylko lekarze obserwują chorego, nie tylko pielęgniarze, ale zarówno posługacz, kucharz jak i dozorca śledzi pacjenta, przyczem nie omieszkają spostrzeżeń swych notować w specjalnej książce, w której nieraz napotkać można rzeczy tak napozór niewinne, że przeciętny człowiek przeszedłby nad niemi do porządku dziennego. Co innego jednak lekarz, który przez złożeniem swej codziennej wizyty pacjentowi – przegląda szczegółowo relację służby w książce i wówczas przygotowany na wszelkie ewentualności wchodzi do celi obserwowanego przestępcy, aby to jednym nieraz rzutem oka znaleźć potwierdzenie uwag zawartych w książce, względnie dostrzec rzeczy nowe, oświetlające ostatecznie stan umysłowy zbrodniarza. Obserwacja taka trwa różnie. – U jednych szybciej dostrzec można niedomagania psychiczne lub symulację, u drugich sprawa przeciąga się nawet do miesiąca. Bywają tacy sprytni symulanci, że trudno ich złapać in flagranti – ale to nie często się zdarza, ponieważ symulowanie jest przez psychjatrów rozpoznawane jednym rzutem oka. Będą niedawno w Tworkach i przyglądając się takiemu pawilonowi, napotkaliśmy zbrodniarza, który w niemniej bestjalski sposób aniżeli Łaniucha wymordował całą rodzinę, a po dokonanym czynie spokojnie ułożył się do snu. Zbrodniarz ten na rozprawie podobnie jak Łaniucha zachował całkowity spokój i zachowaniem swojem nasunął przypuszczenie, że nie jest on całkowicie normalny. Umieszczony mocą wyroku sądowego w zakładzie dla psychicznie chorych celem obserwacji psychjatrycznej – przebywał tam około dwóch tygodni nie zmieniając absolutnie swego zachowania. Bywały chwile, kiedy ponury brwi krzaczaste ściągał i mrucząc pod nosem gotów by każdemu przerywającemu mu dumania, czaszkę rozpłatać pierwszym napotkanym przedmiotem. Były takie chwile, kiedy roześmiany rozprawiał z każdym, kto mu drogę zastąpił, a dowcipkował przytem śmiejąc się, że zeń „warjata zrobili”. Był nienormalny – chory psychicznie, obciążony dziedzicznie i, jak opowiadał lekarz, synem rodziców, których alkohol zabił… Co się teraz dzieje z tym zbrodniarzem nie wiadomo nam w każdym bądź razie uniknął kary śmierci, jaka czekała go za dokonanie tego straszliwego czynu. Dziś w przededniu procesu apelacyjnego Łaniuchy, nie możemy przesądzać faktów, ale jasnem jest, że jeśli punkty wyłuszczone w skardze apelacyjnej znajdą posłuch w sądzie, to wówczas słusznie poddany on będzie badaniu psychjatrycznemu, które potoczy się tym samym trybem, o którym mowa jest powyżej. Umysł Łaniuchy – to zagadka, którą tylko lekarz psychjatra rozwiązać potrafi. Czekajmy więc, a zobaczymy, co nam najbliższa przyszłość przyniesie w tej absorbującej społeczeństwo sprawie (Stif.)”. Nazwisko Łaniuchy znów pojawiło się na łamach prasy 12 sierpnia 193o: „Mordka Gnat w celi Łaniuchy [...] W dniu wczorajszym pod silnym konwojem 4 policjantów zawieziony został karetką więzienną Mordka Gnat do Sądu Okręgowego przy Placu Dąbrowskiego, celem podania go przez sędziego śledczego ponownemu badaniu. Badanie rozpoczął sędzia Natkes o godzinie 12-ej w południe i dopiero około godziny 2,3o morderca Jakubowicza odprowadzony został do karetki więziennej, która przewiozła go do więzienia przy ulicy Kopernika. Gnat i tym razem z całą stanowczością potwierdził swe pierwotne zeznania, podkreślając, iż zamordował Jakubowicza w stanie silnego zdenenrowania, gdy ten odmówił mu rewanżu przy dalszym graniu w kości, zaś następnie silnym uderzeniem przewrócił go na ziemię, gdy schwytał go za rękę. Nie panując nad sobą, Gnat wybiegł za Jakubowiczem na ulicę i tu 5 strzałami zabił swego partnera w kości. Gnat zajmuje w więzieniu celę Nr. 13, gdzie siedział do sprawy krwawy zbir Łodzi Stanisław Łaniucha, morderca rodziny Tyszerów. Gnat w więzieniu zachowuje się zupełnie spokojnie i na życzenia współtowarzyszy niedoli chętnie opowiada im szczegóły, które doprowadziły go do zamordowania Jakubowicza. Jak wielkie jest zainteresowanie Łodzi zabójcą Jakubowicza, wystarczy podkreślić fakt, iż w czasie gdy Gnat był badany przez sędziego śledczego, gmach sądowy formalnie był oblężony przez ciekawych, którzy tłumnie przybywali, dowiedziawszy się o przywiezieniu Gnata do gmachu sądowego, o czem wieść w ciągu zaledwie pół godziny obiegła całe miasto. Jak wiadomo, na peryferjach miasta istnieją t. zw. „organizacje” szumowin, które powołane są do likwidowania wszelkich sporów wśród wszelkich mętów społecznych. Organizacje te chrześcijańska i żydowska, stale ze sobą konkurują, zaś ostatnio doszło między niemi do krwawych zajść. W dniu 5 lipca b.r. kilku członków zarządu „organizacji” żydowskiej z prezesem Mojżeszem Jakubowiczem udało się do wsi Kały-Budy pod Kochanówkiem, celem „obliczenia” się z konkurentami. Obok przystanku tramwajowego w Kochanówku Jakubowicz zauważył poszukiwanych przez siebie konkurentów, wobec czego z wydobytym nożem rzucił się na przeciwników wzywając kolegów do pomocy. Napadnięci 36-letni Józef i 38-letni Władysław bracia Pieczyńscy oraz Władysław Krysiak rzucili się do ucieczki, zaś następnie ukryli się w sklepie kolonjalnym przy Szosie Aleksandrowskiej, należącym do Szyji Neumana. Jakubowicz ze swoją bandą wbiegł za uciekającymi do sklepu, gdzie wywiązała się między niemi walka na noże. Podczas bójki sklep Neumana został doszczętnie zniszczony, wobec czego ten zawezwał policję, jednakże przed przybyciem której Jakubowicz z towarzyszami uciekł. Do ciężko poranionego nożami Romana Pieczyńskiego, policja zawezwała pogotowie, którego lekarz przewiózł rannego do szpitala. Od dnia tego między konkurencyjnemi „organizacjami” wyniknęła nienawiść i zapadł wyrok śmierci na Jakubowicza. W przeddzień zamordowania Jakubowicza przez Gnata, do mieszkania Jakubowicza wtargnęło kilku uzbrojonych w noże i rewolwery osobników z zamiarem zamordowania Jakubowicza. Ze względu jednak na to, iż nie zastali go w mieszkaniu Jakubowicz uniknął niechybnej śmierci, by dzień później paść z ręki Gnata”. Niedziela, 7 września: „ Trzykrotny morderca Stanisław Łaniucha został przewieziony do domu obłąkanych w Tworkach . Jak wiadomo morderca małżonków Tyszerów Stanisław Łaniucha został przesłany w celu odcierpienia swej kary do więzienia karnego na Świętym Krzyżu. Początkowo Łaniucha zachowywał się nadzwyczaj spokojnie i pracował w tak zwanym dziale pracy przy wyrobie towarów włókienniczych. Od pewnego czasu jednak zarówno służba dozorca, jak i p. naczelnik Butwiłowicz zauważyli dziwną zmianę w zachowaniu się Łaniuchy. Wobec tego poddano Łaniuchę badaniu lekarskiemu, lecz badanie to nie wykazało żadnych specyficznych zmian i ŁĄniuchy. Przed kilku dniami Łaniucha korzystając z przysługującego mu prawa do napisania listu do rodziny usiadł w swej celi i skreślił tylko kilka słów pożegnalnych, poczem rozległ się w celi szloch jego. Dozorca Janicki zauważywszy stan depresji duchowej Łaniuchy, wszedł do celi chcąc go pocieszyć, w trakcie tego Łaniucha oświadczył, że odbiera sobie życie. Dozorca Janicki przyzwyczajony do tego rodzaju wyrażeń Łaniuchy zbagatelizował sobie to powiedzenie. Dopiero w nocy z celi, w której osadzony był Łaniucha doszły do uszu dyżurujących dozorców głuche jęki. Wezwano z Kielc dwóch lekarzy, którzy po porozumieniu się z naczelnikiem więzienia postanowili oddać Łaniuchę pod obserwację w szpitalu dla umysłowo chorych w Tworkach. (w)”. We wtorek 6 stycznia 1931 informacje te sprostowano: „ Łaniucha i Rydzewski w więzieniu świętokrzyskiem. Bzpodstawne pogłoski o chorobie morderców. W ostatnich dniach rozeszły się po mieście pogłoski, jakoby morderca rodziny Tyszerów, Łaniucha, odbywający karę ciężkiego więzienia w więzieniu Świętokrzyskiem, dostał pomieszania zmysłów i odstawiony został do Kocborowa. Jak ustalono w urzędzie prokuratorskim w Łodzi - żadna decyzja w kwestji zesłania Łaniuchy do domu obłąkanych w Kocborowie powziętą nie została, a Łaniucha przebywa w dalszym ciągu w więzieniu na Świętym Krzyżu; żadnych doniesień o tem, jakoby krwawy zbrodniarz popadł w szaleństwo, urząd prokuratorski w Łodzi, tak zdołaliśmy ustalić, nie otrzymał. Kursująca w Łodzi pogłoska, jakoby zabójca chłopca z ulicy Nawrot, Bakalarz, zmarł w więzieniu, również nie potwierdzają się. Sprawca napadu na ś.p. prezydenta Cynarskiego, Kazimierz Rydzewski tak samo jak krwiożerczy zbir Łaniucha – odbywa swoją karę ciężkiego więzienia w więzieniu Świętokrzyskim”. Ciekawostka znaleziona w całkiem współczesnej prasie: „Dłużej niż informacje prasowe przetrwała anonimowa ballada śpiewana na melodię popularnych wówczas „bubliczek”. Tak oto brzmiała jedna z wersji pierwszej zwrotki: „Zapadła noc głucha/ z toporkiem Łaniucha/ do państwa Tyszerów zakrada się.../ Fortepian targuje/ Tyszerów morduje/ i w futro Tyszera przebiera się...” [3] Na tym jednak sprawa Łaniuchy nie zakończyła się. Czwartek, 7 kwietnia 1938: „ Morderca małżonków Tyszerów Stanisław Łaniucha prosi o ułaskawienie. Blisko 1o lat temu miasto nasze wstrząśnięte zostało wiadomością o straszliwej zbrodni dokonanej na małżonkach Tyszerach, właścicielach składu fortepianów i pianin, przy ulicy Piotrkowskiej 117. W dniu 11-go listopada 1928 roku zatrudniony u małżonków Tyszerów w charakterze pracownika handlowego, Stanisław Łaniucha, który wtedy miał wszystkiego 19 lat, w celach rabunkowych zamordował kilku uderzeniami toporka w głowę swego pracodawcę Tyszera, zaś jego żonę, Tyszerową udusił. Mordercy chciała przeszkodzić w wykonaniu jegu zbrodniczego dzieła, służąca Tyszerów. Wtedy morderca wywiózł ją za miasto w taksówce, gdzie i ją za miasto w taksówce [?!], gdzie swym pracodawcom większą ilość gotówki oraz biżuterię. Sąd Okręgowy w Łodzi skazał Łaniuchę na śmierć. Od wyroku tego obrona odwołała się do Sądu Apelacyjnego w Warszawie, który zmienił Łaniusze wyrok śmierci na karę dożywotniego więzienia. Obecnie Łaniucha, który ma 29 lat, odsiaduje karę więzienia w więzieniu Św. Krzyża. Jak się dowiadujemy, obrońca Łaniuchy, wystosował podanie do Prezydenta Rzeczypospolitej, prosząc o ułaskawienie mordercy oraz o darowanie mu pozostałej kary o o przedterminowe wypuszczenie go na wolność z więzienia. W podaniu swym adw. Likier zaznacza, że klient jego zachowuje się przez cały czas pobytu w więzieniu nienagannie. Ponadto rodzina jego, zamieszkująca Łódź, podjęła się obowiązku zaopiekowania się młodocianym mordercą, który zmienił się psychicznie radykalnie i chce obecnie wrócić do społeczeństwa. Istnieje nadzieja, że podanie adw. Lilkiera o ułaskawienie Łaniuchy ma szanse uwzględnienia, a to ze względu na zbliżenie się w roku bieżącym 2o-letniej rocznicy odzyskania Niepodległości naszej państwowości i spodziewanej w związku z tym amnestii, zakrojonego na bardzo szeroką skalę”.

Siedziba VI Łódzkiego Towarzystwa Pożyczkowo-Oszczędnościowego.

Sprzedaż obuwia prowadził Wincenty Iwańczyk, również w 1927.

Rok 1925

24 lutego, wtorek. „II Urząd Skarbowy Podatków i Opłat Skarbowych w Łodzi. Łódź, dnia 23 lutego 1925 lutego. Ogłoszenie. II Urząd Skarbowy podatków i opłat skarbowych w Łodzi podaje niniejszym do ogólnej wiadomości, że na pokrycie zaległych podatków i opłat skarbowych odbędą się publiczne licytacje ruchomości zajętych u niżej wyszczególnionych dłużników: dnia 4 marca 1925 r., między g. 1o rano a 4 po południu [...] 3o) Henochowicz Icek, Nawrot 14, 1o worków mąki pszennej”. [patrz rok 1939] Sobota, 26 czerwca - „ Wrogowie czystości zostali ukarani na drodze administracyjnej. Komisarjat rządu na m. Łódź zawiadomił magistrat, iż naskutek protokołów sanitarnych za nieprzestrzeganie przepisów sanitarnych w drodze administracyjnej skazane zostały na kary grzywny, następujące osoby: za antysanitarny stan posesji: [...] za antysanitarny stan piekarń: [...] Łaja Henochowicz, Nawrot 14 na 5 zł. [...]”. W środę, 1 maja 1929 w „Spisie imiennym członków oraz kandydatów do Izby Rzemieślniczej w Łodzi, Obwód I, Łódź i Powiat Łódzki” został umieszczony Majer Goldberg – w piątek, 28 lutego 193o: „Przymusowe licytacje. Magistrat M. Łodzi – Wydział Podatkowy, niniejszem podaje do wiadomości, że w dniu 13 marca 193o r. między godz. 9-tą rano a 4-tą po południu odbędą się przymusowe licytacje ruchomości u niżej wymienionych osób za niewpłacone podatki: [...] Składka na rzecz funduszu bezrobocia: [...] 124. Goldberg M., 1ooo kg mąki”. Rok 1939. Mieszkali: Goldberg Majer, piekarnia tel. 1o149. „Kalendarz Czasu” [1928-3o] podaje jako właściciela I. Henechowicza, tel. 149. „Handlowa księga adresowa 1927” - właściciel piekarni I. Henechowicz. „Informator M. Łodzi 1929/3o” - Ludwiga Engelberta. Goldberg Majer był w latach 1937-39 Starszym Cechu Piekarzy z siedzibą przy ul. Piłsudskiego 57, tel. 17831, a Henochowicz [lub Hejnochowicz] właścicielem piekarni. Środa, 7 sierpnia 1935 – komornik Zajkowski ogłaszał, że 13 sierpnia odbędzie się licytacja ruchomości „składających się z pianina i zegara na rzecz Skarbu Państwa oszacowanych na łączną sumę zł. 6oo”. Wtorek, 26 stycznia 1937 – „Do akt Nr. Kom. 2oo5/36. Obwieszczenie. Komornik Sądu Grodzkiego w Łodzi rewiru 3 go, Stefan Górski zamieszkały w Łodzi przy ul. Dowborczyków 26 [...] ogłasza, że w dniu 4 lutego 1937 r. o godz. 11-13 w Łodzi przy ul. Nawrot 14 odbędzie się publiczna licytacja ruchomości, oszacowanych na łączną sumę zł. 1.33o- a mianowicie: kasę ogniotrwałą, 1o worków maki pszennej, 2o desek piekarskich, dwie skrzynie drewniane, waga dziesiętna, dwie szafki do garderoby, kontuar, półki sklepowe, 2 szafki oszklone, dwa stołki i inne, które można oglądać w dniu licytacji w miejscu sprzedaży, w czasie wyżej oznaczonym. Łódź, dnia 13 stycznia 1937 r. [...] Sprawa Litmana Twardowicza p-ko Łai Henochowicz”. Sobota, 24 kwietnia – „Zgubiono 2 kwity inkasowe za Nr. 572261, 572262 na zł. 3oo i 1oo, wyd. przez Bank Kupiecko Kredytowy w Łodzi na nazw. J. Henechowicz, Nawrot 14”. Sobota, 3o października. „ Złodzieje nie próżnują. Ze sklepu przy ul. 6-go Sierpnia nr. 3o, nieznany sprawca skradł wczoraj palto damskie wartości 15o zł. na szkodę Heleny Henochowicz (Nawrot 14)”.

14 maja, czwartek. „ 1oo bezpłatnych premji „Republiki” i „Expressu”. Ostatni dzień ciągnienia. Wczoraj odbyło się ostatnie ciągnienie stu premji wiosennych „Republiki” i „Expressu”. Całe losowanie przeprowadzone zostało w ciągu dni dziewięciu, zamiast dziesięciu, gdyż w poniedziałek bież. tygodnia wylosowano zamiast zwykłych 1o kopert – 2o, t.j. niedzielnych i dziesięć poniedziałkowych. Ostatnie uśmiechy losu przypadły w udziale następującym naszym czytelnikom, względnie jednej czytelniczce: [...] 7. P. Helena Cytarzyńska, Nawrot 14 – nr. 84 – 3 mies. prenumerata „Expressu”. Mieszkała też w 1939.

Rok 1926

2o lutego, sobota. W piątym bezpłatnym konkursie „Expressu Wieczornego Ilustrowanego” 5 kilo mąki wygrała Franciszka Szurgot.

Niedziela, 18 kwietnia. W piątym bezpłatnym konkursie „Expressu Wieczornego Ilustrowanego” Józefa Król wygrała „2 bilety kinematograficzne”. W siódmym konkursie, w środę, 23 czerwca Irena Chojnacka 2 kilo mąki (we wtorek, 6 lipca w ósmym konkursie – 3 kilo mąki). W ósmym w środę, 21 lipca ponownie Józefa Król – 2 kilo cukru.

W „IX Bezpłatnym Konkursie Expressu Wieczornego” Helena Gas wygrała 2 kilo mąki.

Rok 1928

Na przymusowej licytacji ogłoszonej przez Wydział Podatkowy Magistratu, 27 lipca w godzinach 9-4 licytować miano buty K. Gąsiorowskiego. Mieszkał również w 1939. Był szewcem.

Rok 1931

14 kwietnia, wtorek. Na 23 kwietnia wyznaczono licytację na poczet podatku lokalowego [...] „132. Goldberg M., Nawrot 14, 1o worków mąki” [patrz Nawrot 1a]. Czwartek, 12 lipca 1934. „Do akt Nr. Km. 662/34 r. Obwieszczenie. Komornik Sądu Grodzkiego w Łodzi, rew. IV-go zamieszkały w Łodzi przy ul. Narutowicza 35 [...] ogłasza, że w dniu 19 lipca o godz. 12-ej w Łodzi, przy ul. Nawrot 14 odbędzie się publiczna licytacja ruchomości a mianowicie pianina firmy „Betting” oszacowanych na łączną sumę zł. 7oo [...] Komornik Zajkowski. Sprawa Skarbu Państwa p-ko M. Goldbergowi”. Sobota, 16 kwietnia 1938. „Do akt. Nr. 68838 [...] w dniu 21 kwietnia 1938 r. o godz. 12-ej w Łodzi przy ul. Nawrot Nr. 14 odbędzie się publiczna licytacja ruchomości a mianowicie: dwa kotły do wyrobu ciasta, dwa worki pszennej mąki 6o proc., cztery worku mąki żytniej po 1oo kilo, dwie szafki nocne, stolik dwa taboreciki, szafa do odzieży, radioodbiornik 5-cio lampowy i urządzenia sklepu piekarskiego oszacowanych na łączną sumę zł. 9oo”. Sprawę prowadził komornik L. Hollas.

Rok 1932

22 sierpnia, poniedziałek. „ Pod kołami samochodu. Cztery wypadki w ciągu dnia. (a) Przy zbiegu ulic Narutowicza i Trębackiej najechany został przez samochód przechodzący przez jezdnię 11-letni Majlech Krel, syn kupca zamieszkałego przy ulicy Nawrot 14. Chłopiec wskutek wypadku doznał okaleczenia ciała i złamania prawej nogi. Rannego, po nałożeniu opatrunku przewieziono w stanie ciężkim do szpitala. Szofer zdołał zbiec i obecnie jest poszukuje go policja”.

Rok 1933

22 stycznia, niedziela. „Wózek dziecinny, głęboki prawie nowy i skrzypce dobre do sprzedania ul. Nawrot 14 m. 1, front”.

6 sierpnia, niedziela. „Pijani awanturnicy. (p) Śpiewak Stanisław (Nawrot 14) i Wiśniewski Jan (Kilińskiego 131) w stanie pijanym zaczepiali na ulicy przechodniów. Obaj pijani awanturnicy zostali wreszcie zatrzymani przez posterunkowego, który odprowadził awanturujących się czcicieli Bahusa do komisariatu”.

Mieszkał w 1933 - Mieszkanie Zenona Polanowskiego, agenta, tel. 24585.

Rok 1934

16 lutego, piątek. „ Krwawy czworobok małżeński. Ofiarą tragicznego starcia padły trzy osoby: mąż, żona i kochanek. – Straszny pojedynek między ex-mężem a kochankiem w obecności tej, która zawiniła. Śmiertelna strzelanina w mieszkaniu przy ul. Nawrot 14 . (gr) Wczoraj około godziny pierwszej po południu, w domu przy ulicy Nawrot 14 rozległa się istna kanonada rewolwerowa. Przerażeni mieszkańcy domu, gdy pobieli na odgłos strzałów z mieszkania na drugiem piętrze w [nieczytelne] oficynie – ujrzeli trzy ciała pławiące się we krwi. W chwili, gdy piszemy te słowa, wszyscy troje zmarli. Według danych, jakie zdołaliśmy zebrać na miejscu, tło tej strasznej tragedii przedstawia się, jak następuje: Przed ośmiu laty, podówczas 31-letni, Antoni Kamiński, funkcjonariusz magistratu, ożenił się z 23-letnią Wandą Żółtakówną. Młodzi ludzie zamieszkali w mieszkaniu Żółtaków, przy ul. Nawrot 14. Małżeństwo już po kilku miesiącach okazało się niedobrane. Po licznych niesnaskach i awanturach doszło do tego, że Kamiński wyprowadził się od żony i zamieszkał na Chojnach z przyjaciółką, najprawdopodobniej jeszcze z czasów kawalerskich. Odtąd małżonkowie spotykali się dorywczo jedynie i coraz rzadziej. Przed kilku laty – Kamińska, która w trzy miesiące po ślubie stała się separatką, poznała posterunkowego Atnoniego Janickiego. Pomiędzy obojgiem zawiązał się bliższy stosunek, a gdy w międzyczasie rodzice kamińskiej pobudowali się na Dołach i wyprowadzili z mieszkania przy ul. Nawrot – Janicki stał się oficjalnym przyjacielem Kamińskiej i zamieszkał z nią razem przy ul. Nawrot 14. Janicki był człowiekiem skrzętnym i oszczędnym. Ostatnio otrzymał nawet niewielki spadek po którymś ze zmarłych krewnych. Oboje z Kamińską mieli wszelkie dane, aby żyć spokojnie i bez poważniejszych trosk. Jednak Janicki po stosunkowo krótkiem pożyciu z Kamińską nabrał w stosunku do niej podejrzeń, że jest mu ona niewierna. Na tem tle wynikały znów w tem drugiem stadle nowe nieporozumienia. Rozchodzili się kilkakrotnie, czasem na dłuższy, niekiedy na krótszy okres czasu. Bywały wypadki, że rozgoryczony Janicki poprostu nie wracał z pracy do domu i przez kilka dni tylko unikał swej nielegalnej żony. Powoli jednak sprawy między Janickim a Kamińską poczęły wchodzić na właściwe tory. Janicki, lokując swój drobny kapitalik, wynajął przy ul. Nawrot 11 niewielki sklep. Zaprowadził w nim pracownię gorseciarską i nazwał go od imienia Kamińskiej – „Wanda”. Dwa tysiące złotych, jakie pozostały Janickiemu po opędzeniu kosztów założenia przedsiębiorstwa przechowywała Kamińska w sklepie. Spokój jednak trwał niedługo. Tym razem człowiekiem, który znów pokrzyżował drogi Janickiego i Kamińskiej był jej mąż. Dowiedziawszy się, że Kamińska posiada aż sklep, że zatem musi się jej dobrze powodzić, zjawił się w sklepie któregoś dnia jej prawy małżonek i począł domagać się pieniędzy. Gdy Kamiński pojawił się pierwszy raz w sklepie p.f. „Wanda” – Kamińska nie opowiedziała o tem Janickiemu. Zresztą miała przed nim do ukrywania jeszcze inne sprawy: ta niespokojna kobieta miała zamiar go porzucić u była na najlepszej drodze, by wdać się z nowym mężczyzną. Kamińska odprawiła męża (działo się to w grudniu) kosztem kilku złotych. Jednak rzecz na tem się nie skończyła. Kamiński począł nachodzić żonę coraz natarczywiej, domagając się od niej pieniędzy. Ciągle operował swemi prawami. Kamińska była mu coraz bardziej uległa. Sprawa musiała wreszcie dojść do uszu Janickiego. Nieszczęśliwy posterunkowy niemal równocześnie dowiedział się o dwóch ciosach: o mężu, który znów pojawił się na widowni, i o kochanku. Powstała dziwna konfiguracja. Trójkąt bowiem był swem ostrzem skierowany nie wobec męża, a wobec kochanka. Janicki – kochanek – miał dwóch rywali: pierwszym był mąż jego przyjaciółki, który więcej mierzył w pieniądze, niż w kobietę, drugim był nowy kochanek, nieznanego nam dotychczas nazwiska. W tym już nie trójkącie, a czworoboku nie widział dla siebie innego wyjścia, jak tylko ostateczne zerwanie. Ale teraz zerwać z Kamińską nie było tak łatwo. Łączyły go z nią sprawy pieniężne. Nie dość bowiem, że za swoje pieniądze urządził jej sklep, ale jeszcze powierzył jej cały swój płynny majątek, w jej ręce złożył oszczędności swego całego życia. Wczoraj o godzinie pierwszej w sklepie spotkali się Kamiński, Janicka i Kamińska. Kamiński miał czelność wystąpić wobec Janickiego z zarzutami, że źle traktuje jego żonę. Janicki wytoczył zarzuty: Kamińska go zdradza z mężem z jednej strony i z tym „drugim” z drugiej strony! Kamińska nie była nikomu dłużna w awanturze, która się wywiązała. Na żądanie Janickiego całą trójka, ostro kłócąc się na jezdni, udała się do mieszkania naprzeciwko. Kilku przechodniów zwróciło nawet uwagę na tę trójkę, głośno i zawzięcie perorującą na ulicy. Zaraz potem dały się słyszeć w spokojnej oficynie domu przy ul. Nawrot Nr. 14 liczne strzały. Gdy sąsiedzi dostali się do mieszkania – ujrzeli widok przerażający: na środku pokoju leżał Janicki. Rzęził. Nim przybył lekarz pogotowia Janicki już nie żył. Pod oknem przy kozetce leżał Kamiński, brocząc obficie krwią z prawej piersi. Oparta głową o jego głowę, leżała ranna w klatkę piersiową i w prawe biodro Kamińska. Kamiński i jego żona zmarli w drodze do lekarza. Na podłodze leżały dwa rewolwery, jeden tuż koło Janickiego, drugi w bezpośredniej odległości od Kamińskiego. Strzałów padło łącznie osiem. Dwa z jednego rewolweru, sześć z drugiego. Ludzie, którzy słyszeli odgłosy detonacji – zauważyli pewną przerwę, między jedną serią strzałów a drugą. Przed domem przy ul. Nawrot 14 zbierają się tłumy ciekawych. Tragedja jest istotnie niezwykła. Jej tło zaś – przechodzi fantazję najgenialniejszego scenarzysty filmowego (G)”. Sobota, 17 lutego. „Życie samo się reformuje. Wśród sfer pracujących, zwłaszcza w dzielnicach robotniczych istnieje ogromna ilość małżeństw nieślubnych. Ustawy nie uznają… rzeczywistości. Na marginesie potrójnej tragedii przy ul. Nawrot, gdzie z rąk posterunkowego Janickiego, konkubina Kamińskiej, padł jej legalny mąż, padła ona sama i wreszcie sam Janicki – nasuwają się nam pewne uwagi i refleksje, z których wnioski pragnęlibyśmy poddać pod rozwagę ludzi, mających wpływ na kształtowanie się życia społecznego w Polsce. Ilekroć zdarza się tego rodzaju tragedie jak wczorajsza – tragedje małżeńskie, lub – jeśli kto woli – miłosne, tylekroć z niezwykłą plastyką występuje ich tło społeczne i obyczaje w danych sferach panujące. W „śródmieściu”, w sferach t.z.w. inteligenckich filozofuje się o rozprężeniu związków małżeńskich, nazewnątrz jeszcze ciągle uważany jest każdy konflikt w małżeństwie, każdy wstrząs choćby zupełnie nie niebezpieczny, za „skandal towarzyski”. W owych sferach w śródmieściu skandal taki jest komentowany, jako jeszcze jeden dowód „powojennego rozpasania”, panującej wszechwładnej rozwiązłości i może nawet „wolnomyślicielstwa”. W ten przecież właśnie sposób usiłują niektórzy poważni nawet badacze dojść do przyczyny kryzysu w małżeństwie i, wychodząc z tych właśnie praprzyczyn, starają się znaleźć lekarstwo na tę chorobę. Obserwując natomiast życie ludzi pracujących, którzy nie należą do t. zw. „towarzystwa” przyglądając się t. zw. „nizinom” społecznym, stwierdzić możemy, że tam gordyjski węzeł małżeński został już dawno przecięty. W tych sferach od lat już panuje system t. zw. „konkubinatów”. Żona nieślubna, małżeństwa bez ślubu – są zjawiskiem nietylko częstem, ale niemal powszechnem. Ludzie schodzą się i rozchodzą, wstępując w wolne związki, lub je zrywają, „kochankowie” żyją ze sobą latami, prowadzą gospodarstwa, płodzą i wychowują dzieci… I na tem tle – jeśli chodzi o opinję publiczną tych sfer – nigdy nie słychać głosów ani potępienia, ani nie widać odruchów bojkotu sąsiedzkiego, z czem tak łatwo można się spotkać o szczebel wyżej na drabinie społecznej… Niestety – dotychczas nasze ustawodawstwo w najróżniejszych dziedzinach życia nie uwzględnia wcale faktu istnienia owych wolnych związków małżeństw bez ślubu. Żona nieślubna nie ma żadnych praw do swego nieślubnego męża, jest pozbawiona opieki prawnej i społecznej, nie korzysta z ubezpieczeń socjalnych – nie istnieje w ogóle. Nie „istnieje”, choć rzeczywistość zadaje temu kłam”. Nawiasem mówiąc wkrótce doszło do podobnych strzelanin na tle miłosnym – przy ul. Gdańskiej 21 i Łąkowej 22 oraz… w lokalu Policji Państwowej w Rudzie Pabianickiej.

Rok 1935

31 lipca, środa. „W dniu wczorajszym referat karny przy okręgowej inspekcji pracy skazał: Właścicielkę fabryki gorsetów przy ul. Nawrot 14 Reginę Hirszberg, za zatrudnianie młodocianych robotnic bezpłatnie – na 3oo zł. grzywny”.

2o października, niedziela. Pod numer ósmym chciano przyjąć „solidnego pana na mieszkanie”.

Rok 1937

Mieszkali: Fritsche Ida, krawcowa; Pytloch Józef, ślusarz.

Rok 1939

Mieszkali: Karpiński Wacław, ślusarz; Michalski Józef, cieśla; Seroczyńska Marianna, kupiec; Wróblewski Stefan, ślusarz; Zeliger Hieronim, majster farbiarski.

Zakład gorseciarski S. Gisera.

Zakład krawiecki L. Kozłowski.

Piekarnia Romana Górskiego.

Rok 1946

„Kontrolny spis uprawnionych do głosowania w Głosowaniu Ludowym”: Bojarczyk Stefan 9ur. 13.1.1885, ślusarz, zameldowany 11.12.1939), Bojarczyk Aniela (ur. 28.2.1894, zameldowana 11.12.1939), Gąsiorowska Józefa (ur. 17.2.1873, „mistrzyni szewcka”, zameldowana 29 [?] 1939), Chojnacki Adam (ur. 3o.1o.19o2, robotnik, zameldowany 3.3.1945), Chojnacka Rozalja (ur. 17.1.1892, przy mężu, zameldowana 3.3.1945), Zenka Jan (ur. 2o.11.1918, robotnik, zameldowany 3.3.1945), Zenka Irena (ur. 29.3.1926, przy mężu, zameldowana 3.3.1945), Wionczyk Józefa (ur. 13.2.1873, gorseciarka, zameldowana 15.9.1937), Śmigielski Antoni (ur. 29.11.19o9, „murasz”, zameldowany 8.2.194o), Śmigielska Franciszka (ur. 3.12.19o4, przy mężu, zameldowana 8.2.194o), Gładczak Stanisław (ur. 31.12.1891, woźny, zameldowany 1.4.1928), Gładczak Marja (ur. 8.1.189o, przy mężu, zameldowana 1.4.1927), Gładczak Wacław (ur. 12.7.192o, krawiec, zameldowany 1.4.192o), Seroczyńska Marja (ur. 13.8.1888, krawcowa, zameldowana 1o.3.1919), Pytlachowa Franciszka (ur. 5.5.1884, robotnica, zameldowana 24.11.193o), Orzechowski Kazimierz (ur. 4.3.19o6, robotnik, zameldowany 3.3.1945), Orzechowska Zofia (ur. 2.4.1918, przy mężu, zameldowana 3.3.1945), Chłodziński Władysław (ur. 1.9.1881, magazynier, zameldowany 27.5.192o), Dziektiarowa Władysława (ur. 28.9.19oo, przy mężu, zameldowana 2o.3.1934), Jercha Weronika (ur. 22.3.1879, robotnica, zameldowana 22.2.193o), Olek Józef (ur. 4.11.19o1, malarz, zameldowany 27.3.194o), Olek Aniela )ur. 3o.4.19o4, pryz mężu, zameldowana 27.3.194o), Olek Józef (ur. 3.9.1922, robotnik, zameldowany 27.3.194o), Bejm Bronisław (ur. 5.5.1893, snowacz, zameldowany 1.7.194o), Bejm Natalja (ur. 17.3.1897, przy mężu, zameldowana 1.7.194o), Dymkowski Hendrzyk [?] (ur. 7.1.1887, ślusarz, zameldowany 22.7.1939), Dymkowska Weronika (ur. 18.5.1899, biuralistka, zameldowana 3.3.1945), Mandryk Mikołaj (ur. 3.5.19o1, plutonowy, zameldowany 3.3.1945), Mantryk Helena (ur. 1.1.19o7, krawcowa, zameldowana 1927), Słoniowski Antoni (ur. 18.2.1916, robotnik, zameldowany 3.3.1945), Słoniowska Jadwiga (ur. 26.9.1921, przy mężu, zameldowana 3.3.1945), Andrzejewska Marja (ur. 12.1o.1886, robotnica, zameldowana 3.4.1945), Tomera Helena (ur. 3.11.1893, robotnica, zameldowana 5.2.1939), Jochnowicz Zdzisław (ur. 8.4.1915, malarz, zameldowany 14.3.1939), Zarzycka Rozalja (ur. 26.11.1882, kwiaciarka, zameldowana 1939), Gibki Franciszek (ur. 3.1o.1918, urzędnik, zameldowany 11.12.1935), Kwiecińska Otylja (ur. 24.6.1924, krawcowa, zameldowana 14.11.1945), Jochnowicz Stanisław (ur. 5.8.1919, robotnik, zameldowany 11.1o.1945), Jochnowicz Eugenia (ur. 15.8.1923, przy mężu, zameldowana 11.1o.1945), Chrząszczewska Halina (ur. 15.2.189o, tkaczka, zameldowana 1.1.1946), Lauberam Zofia (ur. 23.11.1922, przy matce, zameldowana 1.1.1946), Ryszkowska Marja (ur. 24.12.1882, wychowawczyni, zameldowana 4.2.1946), Posłowska Marja (ur. 26.1o.19o4, uczennica praktykantka, zameldowana 8.4.1946). Spisu dokonał Zarządca Nieruchomości Z. Makowczyński.

Rok 1959

Tomala Marian, piekarnia, tel. 2o12o.



[1] Grzegorz Pełczyński „Najstarsza uczelnia Łodzi. Seminarium baptystyczne”, „Kronika Miasta Łodzi” 2o14, nr 1

[2] „Stanisław Łaniucha skazany”, „Ilustrowana Republika”, 18 września 1929

[3] Ryszard Czubaczyński „Legenda Piotrkowskiej”, „Polska Dziennik Łódzki”, 18 sierpnia 2oo1


Kolejne numery: