Ulica Przejazd

Pisał od roku 1998 Maciej Cholewiński

Ulica Przejazd

Numer 16

Rok 1885

3o maja, sobota. „(-) W oknie wystawowym handlu p. Bernatowicza widzieć można dwie nowości, zasługujące na uwagę. Jedną jest krzyż z żelaza kutego, w stylu gotyckim, wykonany w pracowni p. Zinke przez ucznia świeżo wyzwolonego. Krzyż ten stawiają na grobie zmarłego profesora Hadryana w Pabjanicach – jego byli uczniowie. Drugą nowością, są piękne hafty ręczne, monogramy rozmaitej wielkości, wykonane przez mieszkankę tutejszą panią Brogsitterową”.

Rok 1887

„Karol Zinke przybył do Łodzi wraz z rodzicami w początkach lat 6o. XIX w. Pochodził z niewielkiej miejscowości Bühlow na Łużycach. We wszelkich oficjalnych dokumentach podawał, że swoją fabrykę kas pancernych i wyrobów ślusarskich założył w 1881 r. Nie ma jednak żadnej pewności, że mieściła się ona przy ul. Tuwima 16 (dawniej Przejazd). Właścicielem tej nieruchomości został Zinke dopiero w latach 1887-189o. Jego firma, zlokalizowana w prawej oficynie zyskała renomę na lokalnym rynku i nadal można spotkać powstałe w niej produkty. Poza kasami, z których była najbardziej znana, produkowała prasy do kopiowania, kasetki, żaluzje ogniotrwałe, a także niektóre elementy maszyn włókienniczych. W 1913 r. pracowały w niej 42 osoby. Po I wojnie światowej w przedsiębiorstwie nastąpił wyraźny zastój. Od 1921 r. było prowadzone przez syna założyciela, Brunona, pod nazwą Fabryka Kas Ogniotrwałych i Maszyn, jednakże z czasem przybrało ono charakter warsztatu rzemieślniczego, zajmującego się raczej naprawami zamków oraz szaf pancernych niż ich produkcją. W latach 1934-36 było całkowicie zamknięte. Uruchomiono je ponownie w 1937 r. pod nazwą: Ślusarnia Mechaniczna Karol Zinke właściciel Brunon Zinke. Budynki przy ul. Tuwima dotrwały do dnia dzisiejszego w niezmienionym kształcie. Dom od frontu i dwie oficyny pełnią funkcje mieszkalne, a w dawnym zakładzie mechanicznym znajdują się pomieszczenia biurowe”. [1]

I tu autor notatki omylił się. „W dawnym zakładzie mechanicznym” przynajmniej od 1997 działa klub muzyczny „Iron Horse”, który na przełomie XX i XXI wieku był w Łodzi jednym z ulubionych miejsc spotkań motocyklistów, słuchaczy bluesa i muzyki heavy metalowej.

Rok 1898

18 lutego, piątek. „Pracownia Sukien i Okryć Damskich Władysławy Janiszewskiej ul. Przejazd № 14, pierwsze piętro, naprzeciw placu „Cyklistów”. Łaskawie powierzone mi roboty wykańczam starannie, podług ostatnich żurnali paryskich i wiedeńskich. Żałobne suknie wykańczam w 24 godzin. Z uszanowaniem Wł. Janiszewska”.

15 lipca, piątek. „Potrzebne zaraz zdolne staniczarki. Przejazd 16, m. 4, I piętro od frontu”.

13 września, wtorek. „Wypadek w fabryce. Wczoraj w fabryce wyrobów żelaznych Cynkego, przy ulicy Przejazd № 16, robotnikowi Janowi Mielnikowi tryby oberwały mały palec u lewej ręki”. Niedziela, 2 listopada 19o2. „Geldschrank, Kasetten & Copierpressen. Fabrik Karl Zinke Lodz Przejazd № 16. Kunst-Bau-Maschinen. Schlosserei. Stahlblech-Roll-Jalousien. Spinner-Artikel”. Poniedziałek, 2 stycznia 19o5 polecał: „kasy, kasetki, prasy do kopiowania, zatrzaski, zabezpieczniki do zamków, domykacze automatyczne do drzwi”. W 19o7 zakład posiadał telefon o numerze 792. Piątek, 11 marca 191o. „Potrzebny zdolny lakiernik do kas ogniotrwałych. Karol Zinke, Przejazd 16”. Poniedziałek, 23 września 1912 roku został wymieniony jako zdobywca nagrody na Wystawie Rzemieślniczo-Przemysłowej w parku Staszica w Łodzi – „Na podstawie orzeczeń biegłych, specyalnie uproszonych do ocenienia okazów i prac wystawców [...] [dział] VI. Mechaniczno-metalowy [...] 2) Karol Zinke – za kasy ogniotrwałe – mały srebrny medal”. Rok 192o. Mieszkał inżynier - technik Brunon Zinke, członek Stowarzyszenia Techników w Łodzi. Z „Podręcznego Rejestru Handlowego”: „5o44. Inż. Brunon Zinke i S-ka – Zakład ślusarsko-mechaniczny. Łódź, Sienkiewicza 41, istnieje od 1917 r. Właścicielem firmy jest pan inż. Brunon Zinke, Łódź, ul. Przejazd 16. Intercyzy nie zawarł”. Poniedziałek, 28 września 192o. „Potrzebni są uczniowie do fabryki kas ogniotrwałych. Ul. Przejazd № 16”. Poniedziałek, 5 października 192o. „Potrzebny kowal do giętych robót oraz pomocnik. Ul. Przejazd 16”. Sobota, 21 listopada 192o „Karol Zinke Łódź, Przejazd 16 Fabryka kas ogniotrwałych kasetek i pras do kopiowania”. Zinke Karol, Fabryka kas ogniotrwałych, Przejazd 14-16. Niedziela, 7 października 1923. „Kto chce mieć dobrze, fachowo i tanio naprawiony samochód niech zatelefonuje № 572 do Central. Warsztat. Samochodowych inż. Brunona Zinke i S-ka. Łódź, ul. Sienkiewicza 41”. Czwartek, 25 lutego 1937 – „[...] Do mieszkania inż. Zinke (ul. Przejazd 16) włamali się dotąd nieujawnieni sprawcy. Włamywacze zostali jednak spłoszeni i zbiegli, rezygnując z łupu. VII komisariat policji wdrożył dochodzenie”. Środa, 15 września - „Do sprzedania kasa ogniotrwała firmy Karol Zinke, w dobrym stanie. Oferty pod „Kasa”. Wtorek, 12 kwietnia 1938 - „Z fabryki kas ogniotrwałych i zakładu mechanicznego Brunona Zinke przy ul. Przejazd 16 skradli nieujęci dotąd sprawcy komplet narzędzi ślusarskich, składający si z 25o grubych wierteł i 25o wierteł cienkich i kilku precyzyjnych narzędzi pomiarowych. Ponadto złodzieje zabrali 2oo sztuk kluczy do kas oraz 4oo zł. w gotówce. Poszkodowana firma ocenia swe straty na ok. 3ooo zł.”. W roku 1939: Zinke Karol, Fabryka kas ogniotrwałych i maszyn, tel. 22419. Mieszkał również inż. Brunon Zinke oraz Aleksander. Karol – przemysłowiec, Brunon - nauczyciel, Aleksander - mechanik. Niedziela, 5 lutego – „W każdym mieszkaniu własny safes dostarcza Fabryka Kas Ogniotrwałych i Maszyn Karol Zinke, tel. 224-19”. Niedziela, 9 marca 1941. „Ketten – Klettendraht – Hackerblatter – Wolfzahne. Geldschrankbau u. Maschinenfabrik Karl Zinke Inhaber Ingenieur Bruno Zinke Litzmannstadt Fernruf 224-19 Meisterhausstraße 16”. Niedziela, 1 lutego 1942 – „Geldschränke und Kassetten Umarbelten von Schlössern usw. Empflehlt Karl Zinke Inhaber Bruno Zinke Litzmannstadt Meisterhausstraße 78 (alt 16) Ruf 224-19”.

Rok 1899

15 marca, środa. „Do sprzedania tanio gotowe bluski, matinki w sklepie W-ej Chądzyńskiej. Ul. Przejazd № 16”.

Rok 19oo

19 lipca, Cwartek. „Mam zaszczyt zawiadomić Szan. Panie, że pracowni gorsetów pod firmą „Wiśniewskiej” przeniesiona z ul. Piotrkowskiej 115 na Przejazd № 16. Z poważaniem Brulińska”.

13 września, czwartek. „Egzystująca od lat 1o-ciu w Łodzi pracownia Haftów i znaczenia bielizny D. Mazurkiewiczowa ul. Przejazd № 16, m. 14 przyjmuje wszelkie roboty w zakres haftu wchodzące, gwarantuje artystyczne wykończenie po możliwie nizkich cenach. Tamże są do sprzedania przody haftowane do koszul damskich”. Poniedziałek, 28 listopada 191o. „Egzystująca od 2o lat w Łodzi pracownia haftów i znaczenia bielizny D. Mazurkiewiczowej z dniem 1 października r.b. przeniesiona została na ulicę Przejazd 16 m. 24. Przyjmuje się uczennice”. Poniedziałek, 12 czerwca 1911. „Egzystująca od lat 2o w Łodzi Pracownia haftów i znaczenia bielizny D. Mazurkiewiczowej z dniem 1 padziernika rb. przeniesiona została na ulicę Przejazd 16 m. 24. Przyjmuje się uczennice”.

Rok 19o3

17 kwietnia, piątek. „Z. Chądzyńska Łódź, Przejazd № 16. Sprzedaż w różnych gatunkach białych towarów bawełnianych (Heinzla i Kunitzera) i płóciennych, przeważnie wysortowanych i resztek, jak również wełnianych i półwełnianych materyałów na suknie z różnych fabryk: kretonów, batystów, satynek, barchanów, lam , flanelek, „moire” na halki, podszewek itp. Sprzedaż hurtowa i detaliczna po cenach jaknajniższych. Przyjmuje się również szycie i znaczenie bielizny. W „Kalendarzu „Czasu” na rok 192o pod „Białe materiały i bielizna” figurował zakład Zofii Chądzyńskiej.

Rok 19o5

5 lutego, poniedziałek. „W sobotę wieczorem na ul. Andrzeja znaleziono portmonetkę z 3 rb. i 1o kop., którą za udowodnieniem można odebrać, ul. Przejazd 16 m. 4”.

18 czerwca, sobota. „Popierajcie Biuro Wyszukiwania Pracy ul. Przejazd 16, otwarte od godz. 9-12 i od godz. 2-6 wiecz. Umieszcza wszelkiego rodzaju robotników i rzemieślników, praczki, prasowaczki, szwaczki i służbę domową. Dla poszukujących pracy pośrednictwo bezpłatne – pp. pracodawców zaś uprasza się o ofiary dla biednych”.

21 czerwca, środa. „Do pracowni Wład. Janiszewskiej potrzebne są zdolne Staniczarki. Ulica Przejazd № 16, I piętro od frontu”.

24 czerwca, sobota. „Zgubiono dnia 2o czerwca złotą broszkę idąc od Piotrkowskiej przez Przejazd do Biura wyszukiwania pracy. Łaskawy znalazca raczy złożyć ją, za nagrodą w tymże biurze na ul. Przejazd nr. 16”.

Rok 19o7

18 maja, sobota. „Letnie mieszkania w Kociołkach pod Pabianicami w majątku J. Łuszczewskiego; okolica zdrowa, lesista, wszelkie wygody, produkty na miejscu, na żądanie „pension”. Wiadomość u B. Chądzyńskiego, Przejazd 16”.

15 lipca, poniedziałek. „Zabójstwo. Wczoraj o godzinie 11-ej minut 15 rano około domu nr. 14, przy ulicy Przejazd do przechodzącego kelnera z „Grand-Hotelu” Michała Głuchowskiego paru ludzi dało szereg strzałów rewolwerowych. Głuchowski został zabity na miejscu. Zwłoki zabitego przewieziono do mieszkania w domu przy ul. Przejazd nr. 16”.

16 listopada, sobota. „Zaginął kwit od paszportu na imię Józefa Lotkowskiego, wydany z fabryki Karola Zinke”.

Rok 19o8

1 kwietnia, środa „Zginął piesek, pudelek biały, mały. Odprowadzić proszę na ul. Przejazd nr 16 m. 25”.

2 września, środa. „Potrzebni są sprytni chłopcy z kaucją do roznoszenia gazet. Zgłaszać się na Przejazd nr. 16 m. 18”.

13 października, wtorek. „Fortepian używany mahoniowy jest do sprzedania za rb. 5o. Wiadomość ul. Przejazd nr 16, mieszk. 4, pierwsze piętro”.

Rok 19o9

22 lutego, poniedziałek. „Do wynajęcia zaraz stajnie, wozownie i kantor, odpowiednie również na skład. Wiadomość: Przejazd 16 m. 17”.

18 września, sobota. „Potrzebne 3,ooo rubli na 11 numer 7%. Wiadomość: B. Chądzyński. Przejazd 16”.

12 października, wtorek. „Mam honor zawiadomić Sz. Panie Klijentki, że moja Pracownia Konfekcyi Damskiej istniejąca w Łodzi od lat 18-tu, przy ul. Przejazd № 16, pierwsze piętro od frontu, po gruntownem przerobieniu z dniem 16-ym października r.b. otwartą zostanie. Z poważaniem, Wł. Janiszewska”.

3 listopada, środa. „Sklepowa potrzebna od zaraz. Przejazd 16”.

Rok 191o

„6) Verschiedene. [...] III. Lodzer Beerdigungskasse, Przejazd 16. Vervaltung: K. Chądzyński, E. Liesel, J. Rudolph, T. Lamprecht ind H. Respa”.

3 lutego, czwartek. „Obój, mało używany, tanio sprzedam. Przejazd 16 m. 23”.

19 kwietnia, wtorek. „Pika biała na kostiumy. Batysty białe zagraniczne i krajowe. Flagi gotowe z trwałych materiałów. Fartuchy doktorskie gotowe i na zamówienie. Bielizna gotowa damska i męska na zamówienie w sklepie B. Chądzyńskiego, Przejazd 16”.

6 kwietnia, środa. „Potrzebne zdolne panny do krawiecczyzny. J. Mike, Przejazd 16”.

19 lipca, wtorek. „Pokój z oddzielnem wejściem bez mebli jest zaraz do wynajęcia dla inteligentnego mężczyzny. Przejazd № 16 m. 1o. Zastać można od 7-ej wiecz.”.

9 września, piątek. „(x) Z kas pogrzebowych. Trzecią łódzką kasę pogrzebową przeniesiono z ul. Przejazd № 16 na ulicę Widzewską № 75”.

13 września, wtorek. „Potrzebny chłopiec do biura gazeta. Przejazd 16 m. 16”.

28 września, środa. „Potrzebna zdolna staniczarka i uczennice do pracowni B. Smalczyńskiej, Przejazd № 16”.

Rok 19o9

9 czerwca, środa. „Potrzebna zdolna staniczarka i uczennice do pracowni B. Smalczyńskiej, Przejazd 16 m. 21”.

Rok 191o

6 lutego, wtorek. „Do pracowni Janiszewskiej potrzebne zaraz zdolne staniczarki i spódniczarki. Ul. Przejazd 16, pierwsze piętro”.

Rok 1911

9 stycznia, poniedziałek. „Pokój umeblowany dla inteligentnego mężczyzny do wynajęcia zaraz. Przejazd 16 m. 24”.

16 maja, poniedziałek. „Do pracowni konfekcji damskiej Wł. Janiszewskiej potrzebne kompletne zdolne Staniczarki. Ulica Przejazd № 16, I-sze piętro od frontu”.

2 sierpnia, środa. „Lakiernik potrzebny na kasowe roboty. Przejazd № 16”.

1 września, piątek. „Dom do sprzedania z dużym placem. Ul. Lutomierska № 9, wiadomość: Przejazd Nr. 16-24”.

9 października, poniedziałek. „Służąca lubiąca porządek, uczciwa, potrzebna zaraz. Zgłaszać się Przejazd № 16, do p. Janiszewskiej.

1o października, wtorek. „Potrzebny 16-letni chłopiec do kantoru pism. Przejazd Nr. 16”.

Rok 1912

26 października, sobota. „Potrzebna służąca z praniem, uczciwa, lubiąca porządek. Zgłaszać się Przejazd 16 m. 21, trzecie piętro”.

3 grudnia, wtorek. „Nieniejszem mam zaszczyt zawiadomić Szanowne Panie Kljentki, że przy pracowni sukien i okryć damskich otworzyłam Sklep Galanteryi damskiej i męskiej Z poważaniem Wł. Janiszewska ulica Przejazd № 16 vis à vis placu „Cyklistów” oraz „(e) Nowy sklep polski. W ubiegła sobotę wikaryusz parafii św. Krzyża ks. Szcześniak dopełnił poświęcenia nowootworzonego sklepu polskiego z galanteryą i konfekcyą damską i męską, p. Władysławy Janiszewskiej przy ulicy Przejazd pod nr. 16. Wobec małej stosunkowo liczby tego rodzaju sklepów chrześcijańskich w Łodzi i przyjętej przez p. J. zasady kontentowania się przystępnym procentem, sklep ten liczyć może na powodzenie, zwłaszcza, że p. J. jako długoletnia właścicielka pierwszorzędnego magazynu strojów damskich, jest specyalistka w konfekcyi damskiej i cieszy się ogólnem uznaniem klientek”. Wtorek, 17 grudnia – „[...] Dla Sz. Pań polecam na święta eleganckie bluzki, gorsety, żaboty, bieliznę, kaftaniki wełniane, trykoty, rękawiczki, wybór fartuchów, pończochy i t.d. Dla Sz. Panów: Duży wybór krawatów, kołnierzyków, bielizna, skarpetki i t.d.”. Środa, 1 stycznia 1919. „Galanterję męską i damską koszule męskie i krawaty poleca Wł. Janiszewska Przejazd 16. Sklep bogato zaopatrzony. Ceny przystępne”. Wtorek, 14 września 192o: „Na pomnik dla ks. Skorupki. Pani Władysława Janiszewska Przejazd 12 i p. Zofja Chądzyńska złożyły po 1oo marek każda na pomnik dla bohatera ks. Skorupki, który padł pod Radzyminem”.

6 grudnia, piątek. „Dwa pokoje z kuchnią na 3-ciem piętrze , słoneczne, zlew, wodociąg do wynajęcia od 1-go stycznia 1913 Przejazd 16 m. 21”.

Rok 1913

4 stycznia, sobota. „Sklep Galanteryi Damskiej i Męskiej. Dla Sz. Pań: Eleganckie bluzki, gorsety, żaboty, bieliznę, kaftaniki wełniane, trykoty, rękawiczki, wybór fartuchów, pończochy i t.d. Dla Sz. Panów: Wybór Krawatów, kołnierzyków, bielizna, skarpetki i t.d. Z poważaniem Wł. Janiszewska Ulica Przejazd № 16 (vis à vis placu „Cyklistów”)”.

12 czerwca, czwartek. „Udzielam lekcyi języka angielskiego po cenach przystępnych Przejazd 16 m. 9”.

28 czerwca, sobota. „Ulica Przejazd № 16 Magazyn Galanteryi. Polecam Dla Pan: Bluzki – Gorsety – Żaboty – Woalki – Rękawiczki – Bielizna (stołowa i kąpielowa) – Chustki – Pończochy – Fartuchy i t.d. Dla Panów: Wybór Krawatów i Koszul – Kołnierzyki – Mankiety – Bielizna – Rękawiczki – Chustki – Skarpetki – Szelki i t.d. Koszule Sportowe (kolorowe), Pudła do podróży (okrągłe i podłużne). Ceny przystępne. Z poważaniem Wł. Janiszewska Ul. Przejazd № 16 (vis à vis placu Cyklistów”.

„Przyjmę 1-go pana na wspólne mieszkanie Przejazd 14 lewa oficyna”.

2 lipca, środa. „Potrzebna rutynowana starsza panna do pracowni sukien i okryć damskich Wł. Janiszewskiej Przejazd № 16, m. 4”.

„Pokój duży jasny zaraz jest do wynajęcia (może być z kuchnią) na ul. Przejazd №16 stróż wskaże”. 7 lipca wyjaśniło się, że pokój znajduje się na 2 piętrze od frontu.

„Pokój do wynajęcia dla kobiety inteligentnej, od 14 lipca na parterze z wygodami (wejście wspólne), przy ul. Nawrot, blizko Piotrkowskiej. Wiadomość: ul. Przejazd 16 w pracowni Janiszewskiej”.

13 października, poniedziałek. „Panie wiedzieć powinne, że „Tuetouf” (Titu) wyrobu Laboratorie privé d’hygiene publique Paris jest jedynym celującym środkiem przeciw robactwo. Przy małej dozie w użyciu, działa natychmiast i zabija wszelkie robactwo momentalnie. Wiele podziękowań ze sfer prywatnych i instytucji publicznych. Żądać wszędzie. Nie usypia jak inne środki a niszczy i zabija! Generalne przedstawicielstwo: Warszawa Chmielna 1o. wyłączny przedstaw. na Łódź i okolice B. Chądzyński Łódź, ul. Przejazd 16”. Bronisław Chądzyński był członkiem Towarzystwa pożyczkowo-oszczędnościowego działającego przy ul. Przejazd 8, ale nie tylko... Czwartek, 28 lipca 191o: „(a) Towarzystwo „Muzeum nauki i sztuki”. Ondegdaj odbyło się posiedzenie zarządu Towarzystwa „Muzeum nauki i sztuki”, na którem postanowiono zwrócić się do dzierżawcy pawilonu w miejskim parku Mikołajewskim, p. Chądzyńskiego, z zapytaniem, czy za pewnem odszkodowaniem nie zechciałby oddać pawilonu Towarzystwu. W razie odmowy zarząd Towarzystwa zajmie się wyszukiwaniem innego lokalu w jaknajkrótszym czasie”.

17 maja, sobota. „Sklep Galanteryi, ul. Przejazd 16. (Damska i Męska) Mam honor zawiadomić Sz. Panie i Kljentki, że otrzymałam w tych dniach świeże Bluzki wiedeńskie Etaminowe i batystowe Z poważaniem Wł. Janiszewska, Ulica Przejazd Nr. 16 (naprz. Placu Cyklistów)”.

4 września, czwartek. „Niniejszem mamy zaszczyt zawiadomić W.W. P.P. Doktorów i Zarządy szpitalów, że z dniem 3o czerwca r.b. przedstawicielstwo naszych mebli i urządzeń szpitalnych, sal operacyjnych i gabinetów lekarskich na Łódź i okolice, z prawem przyjmowania zamówień powierzyliśmy p. Bronisławowi Chądzyńskiemu w Łodzi, ul. Przejazd № 16. Prosząc uprzejmie o zaszczycanie nas w osobie naszego przedstawiciela p. B. Chądzyńskiego łaskawemi zleceniami, których sumienne i staranne wykonanie będziemy uważali za miły obowiązek, i dziękując naszym Sz. P.P. odbiorcom za dotychczasowe względy, kreślimy się z poważaniem Zarząd Towarzystwa Akcyjnego zakładów wyrobów Metalowych Konrad Jarnuszkiewicz i S-ka Warszawa, Grzybowska 19. Powołując się na powyższe zawiadomienie firmy „Konrad Jarnuszkiewicz i S-ka”, proszę uprzejmie Sz. P.P. Doktorów i zarządy szpitalów, sanatoryów i klinik o łaskawe zaszczycenie mnie swą pamięcią i zleceniami z poważaniem Bronisław Chądzyński Łódź, Przejazd 16”.

12 grudnia, piątek. „Egzystująca od lat 22 Pracownia haftów i znaczenia bielizny B. Mazurkiewiczowej Przejazd 16 – m. 24 Poprzeczna oficyna, 2 piętro. Przyjmuje się uczennice”.

16 grudnia, sobota. „(x) Sprzedaż rabatowa. Na korzyść „Koła wpisów i zapomóg przy gimnazyum polskiem” następujące firmy ofiarowały sprzedaż rabatową bez udziału pań: W sobotę dnia 16 b.m. L. Fiszer księgarnia (Piotrkowska № 48), w poniedziałek dnia 18 b.m. Br. Chądzyński, sklep łokciowy (Przejazd № 16), A. Spodenkiewicz, sklep galanteryjny (Konstantynowska № 26) i w piątek dnia 22 b.m. C. Szaniawski, piekarnia (Mikołajewska № 39). Święta nadchodzą, łączmy więc nasz interes z korzyścią niezamożnej młodzieży”.

23 grudnia, wtorek. „(x) Wyroby z Kochanówki. W sklepach galanteryjnych pp.: Jarocińskiej (Piotrkowska 123) i Janiszewskiej (Przejazd № 16) znajdują się do sprzedania wyroby umysłowo-chorych ze szpitala w Kochanówce. Dochód ze sprzedaży przeznaczony jest na rzecz kasy pracy i zabaw chorych”.

Rok 1914

17 grudnia, piątek. „(i) Nędza. Na ul. Przejazd nr. 16, znaleziono Janinę Budaszewską bez zajęcia lat 6o, w zupełnym wyczerpaniu sił z choroby i nędzy. Milicya w stanie ciężkim odwiozła nieszczęśliwą do mieszkania na ulicę Wólczańską”.

Rok 1915

13 lipca, wtorek. „Niedoręczone listy do odebrania w 3 oddziale straży ogniowej Mikołajewska 54. [...] E. Henke, Przejazd 16 [...]”.

Rok 1918

6 października, niedziela. „Skład maszyn do pisania i artykułów biurowych Władysław Kuźnik Łódź, Przejazd № 16. Maszyny do pisania nowe i używane różnych systemów, zamiany alfabetów syst. Fabrycznym, reperacje wszelkich maszyn biurowych, kas kontrolujących „National”, taśmy, kalki, wyb. gat. Nauka pisania na maszynach. Własne warsztaty reparacyjne”. 192o - „Maszyny do pisania” – Telatycki i Kuźniak. W innym spisie: Kuźnik Władysław – „Skład maszyn do pisania i reperacja”, w roku 1923 - tel. 6-52 – „Reparacja maszyn rachunkowych, do pisania wszelkich systemów oraz kas kontrolujących „National”. W czwartek, 8 marca ogłoszono, że na przymusowej licytacji ogłoszonej na 22 marca zlicytują mu na poczet niezapłaconych podatków „bormaszynę”. Niedziela, 16 listopada. „…Reperacja maszyn do pisania wszelkich systemów, remodelowanie i przerabianie tychże z pisma rosyjskiego na polsko-łacińskie syst. Fabryczny. Maszyny do kopjowania. Maszyny rachunkowe: „Comptometry”, „Arytmometry”. Maszyny do powielania pisma. Numeratory. Kasy kontrolujące „National”, dodatki i części. Taśmy, Kalki i t.d.”. Czwartek, 1o marca 1932. „Kasa National w dobrym stanie do sprzedania. W. Kuźnik”.

9 października, środa. „Muzyka i scena w szkole jako czynniki wychowawcze woli i fantazji przez A.W. Millera nauczyciela nauk społecznych w szkołach handlowych prof. teorii muzyki w szkołach muzycznych. Do nabycia w administracji Gazety Łódzkiej, ul. Przejazd 8 w księgarni „Czytaj”, Piotrkowska 93 i w księgarni Urbanowicza, ul. Przejazd 16. Cena 6o fen. egz.”.

Sobota, 8 listopada. „Potrzebny chłopiec do teatru „Luna”, do bufetu. Zgłaszać się – Przejazd 16, m. 24, Królikowski. W spisach roku 1937 – „Królikowski Jan, krawiec”.

22 listopada, piątek. „Teatr dla dzieci. Drugie przedstawienie dla dzieci odbędzie się w niedzielę nadchodzącą, d. 24 b.m. Powtórzonym będzie „Kopciuszek” baśń w 3 obrazach Zofji Zacharkiewiczówny, która tak się wszystkim dzieciom podobała na pierwszem przedstawieniu. Prócz „Kopciuszka”, będą najmniejsze wykonawczynie deklamowały piękne wierszyki. Ze względu na to, że mnóstwo osób odeszło od kasy na pierwszem przedstawieniu, powtórzenie „Kopciuszka” spotka się również z uznaniem rodziców, którzy chcą pokazać dzieciom tę przepiękną, a świetnie wykonaną baśń. Bilety do nabycia w księgarni Urbanowicza, Przejazd № 16”. Księgarnia Edmunda Urbanowicza założona została w 1914 roku. W piątek, 3 stycznia 1919 roku sprzedawano w niej bilety na przedstawienia „Czerwony Kapturek”, „Święć się wieku młody”, „Dzieci u żłobka (jasełka maluczkich)” i „Kopciuszek” do Teatru dla dzieci i młodzieży mieszczącego się przy ul. Przejazd 34. W 1929 interes prowadziła Cecylia Urbanowicz, tel. 1623o (w 1939 tel. 25725). W 1938 wymieniona w „Informatorze firm chrześcijańskich”. Intercyza między małżonkami nie została zawarta. [patrz Przejazd 34]

Rok 1919

19 stycznia, wtorek. „Poszukuję pokoju umeblowanego przy inteligentnej chrześcijańskiej rodzinie z utrzymaniem lub obiadami. Wiadomość: Przejazd 16 sklep We-j Chądzyńskiej”.

Niedziela, 25 maja. „Polonia. Pasta do obuwia powszechnie uznana za najlepszą L. Zawadzkiego. Żądać wszędzie. Główna sprzedaż Łódź, Przejazd 16”. Pastę do obuwia produkował Ludwik Zawadzki również w 192o.

Rok 192o

Mieszkała krawcowa Aniela Plewińska i Golachowski Teofil, felczer, w 1929 roku z tel. 12944. Wtorek, 1 lutego. „Uchwalono: 1. W sprawie wyborów kandydatów na ławników dla Sądów Pokoju względnie przedłożenia właściwej listy uzupełniającej: 1. a) Przedłożyć następującą listę kandydatów: [...] 6) Golachowski Teofil, Przejazd 16”. Niedziela, 18 grudnia 1927. „Dział rozrywek umysłowych. Ostatnie rozrywki umysłowe wywołały wśród czytelników „Hasła” wielkie zainteresowanie. Świadczy o tem najwymowniej ilość nadesłanych rozwiązań (1983), z pośród których 749 było złych, względnie błędnych. Wiele też nadesłanych rozwiązań niedopuszczonych zostało do losowaniu z powodu niezałączenia kuponu bądź to rozwiązania części rozrywek. Prosimy zatem, aby czytelnicy ściśle stosowali się do wskazówek naszych, tylko w takim razie bowiem będą mogli brać udział w losowaniu. Rozwiązanie z Nr. 13. Łamigłówka sylabowa: Mickiewicz – Pan Tadeusz. Wyrazy: Murarz, Irys, Ugorzec (wspak), Kujawijanie, Dzieci (wspak), Elida, Watt, Ibsen, Cyrkówka, Proboszcz (wspak). Zagadka: Przyrząd sportowy: ski. Szarada: Ko-Cham-Cię. [...] Nazwiska osób wyróżnionych za trafne rozwiązania [...] K. Golachowski, Przejazd 16”.

14 września, wtorek. „Na pomnik dla ks. Skorupki. Pani Władysława Janiszewska Przejazd 12 i p. Zofja Chądzyńska złożyły po 1oo marek każda na pomnik dla bohatera ks. Skorupki, który padł pod Radzyminem”. Niedziela, 4 października 1931 - „Pierwszorzędna wytwórnia kołder Z. Chądzyńska poleca wielki wybór kołder uczniowskich”.

Rok 1923

4 stycznia, czwartek. „Potrzebny chłopiec do bufetu kina „Luna”. Zgłaszać się Przejazd 16, Królikowski”.

1 lutego, czwartek. „Stowarzyszenie Sportowe Union w sobotę, dn. 1o lutego r.b. w salach kino-teatru „Luna” Wielki Bal Maskowy p.n. „Noc w kraju dolara”. Początek o godz. 11.3o wiecz. Mnóstwo niespodzianek – Jazz-Band. – Atrakcje sportowe. – M.I.: Korso Kolarskie Cow-Boy’ów. Panie w maskach. – Panów obowiązuje strój wieczorowy. Bilety do nabycia w firmie Meteor, Przejazd 16 i w składzie aptecznym A. Dietla, Piotrkowska 157, a w dniu balu od godz. 7 do 1o wiecz. w lokalu klubowym, Przejazd 5. – Członkowie proszeni są o zgłaszanie się po karty wstępu do klubu lub skarbnika (Przejazd 16)”. Czwartek, 24 września – „St. Sport Union Pl. Sport. Helenów. W niedzielę, dnia 27 września 1925 r. o godz. 3-ej po południu z okazji Zjazdu Polskich Towarzystw Kolarskich Wielkie Wyścigi, podczas których z polecenie Z.PTK odbędzie się bieg o „Naramiennik Polski Torowy” na przestrzeni 1oo km – 250 okr. toru. Udział zgłosili najlepsi kolarze Polski. Koncert. Ceny miejsc, bilety wejściowe Zł. 1, miejsca siedzące od Zł. 2 do Zł. 4, loże i boisko Zł. 5. Bilety do nabycia w przedsprzedaży u firmy Meteor, Przejazd 16, telefon 1o-16; w dniu wyścigów do godz. 1-ej po poł. w lokalu klubowym S.S. Union, Przejazd 7, telefon 27-25, od godz. 1-ej po poł. przy kasie placu sportowego”.

19 czerwca, wtorek - „Letnisko z 2 pokoi i kuchni blisko Łodzi zaraz do wynajęcia. Mieszkania 18, w godz. 3-5”.

9 sierpnia, czwartek. „Potrzebni malarze kościelni i pokojowi na wyjazd. Zgłaszać się Przejazd 16 m. 24 Królikowski”, a w niedzielę 19 sierpnia: „Potrzebni malarze pokojowi i zdolni. Zgłaszać się Przejazd № 16 m. 24, Królikowski”.

29 sierpnia, środa. „17-letni samobójca. Wczoraj na ul. Zachodniej obok Nr. 64, mechanik, 17-letni Janusz Brzeziński (Przejazd 16) w celu samobójczym wypił sporą dozę karbolu. Zawieziono go do VII komisarjatu, gdzie zawezwany lekarz pogotowia po przepłukaniu żołądka, odwiózł niedoszłego samobójcę w stanie osłabionym do szpitala przy ulicy Drewnowskiej. Przyczyna rozpaczliwego kroku niewyjaśniona”.

Rok 1924

12 grudnia, piątek. „Skrzypce stare okazyjnie do sprzedania. Wiadomość: skład kołder, Przejazd 16”.

Rok 1926

„Podręczny Rejestr Handlowy”: „52o4. M. Reichstein i Bracia Matz – Fabryka wyrobów pluszowych. Łódź, ul. Przejazd nr. 16. Istnieje od 189o r. Właścicielami firmy są: pp. Maks Reichstein, Przejazd 35, Reingold i Fryderyk Matz, Piotrkowska 6. Wszelkie zobowiązania winne być podpisywane pod stemplem firmy przez p. Maksa Reichsteina samodzielnie lub Reingolda Matza i Stanisława Reichsteina łącznie. Do podpisywania i odbioru korespondencji upoważniony jest każdy ze wspólnikow samodzielnie Intercyz nie zawarli”. [patrz Przejazd 35]

„2222. Meteor – Fabryka i skład olejów i smarów. Łódź, Przejazd 16. Istnieje od 1919 roku. Właścicielem firmy jest p. Herman Klatt. Intercyzy nie zawarł”. Niedziela, 2o czerwca. Herman Klat [!] wygrał w siódmym konkursie „Expressu Wieczornego Ilustrowanego” 2 kilo mąki. Podano mylnie adres Przejazd 76. Rok 1929. Tel. Do Hermana Klatta: 11o16, W niedzielę, 28 sierpnia w IX Bezpłatnym Konkursie „Expressu Wieczornego” wygrał 2 kilo maki. Niewykluczone, ze to o niego chodzi - w roku 1933, 12 stycznia o 1o rano w Rudzie Pabianickiej przy ul. Sienkiewicza zlicytowano jego ruchomości - oranżerię drewniana oszklona (belgijska), biurko i szafę dębową, dwa lustra (tremę na szafce o owalne w złoconej ramie). Sprawę prowadził komornik rewiru 18 Rafał Sakkilari mieszkający przy ul. Orlej 23.

25 stycznia, poniedziałek. „Czwarta lista zdobywców premji. Wczoraj uśmiechnęła się fortuna następnym stu Czytelnikom „Expressu”. Jeszcze 8oo Czytelników otrzyma premje, a wśród nich radioaparat, złoty zegarek, oraz większe i mniejsze premje żywnościowe. [...] Po 1 korcu węgla (….) Mojke Leon, Przejazd 16”. W niedzielę, 15 sierpnia w dziewiątym konkursie Jerzy Klat wygrał 2 kilo mąki.

Rok 1927

11 grudnia, niedziela i 18 grudnia, niedziela - Kazimierz Golachowski został wyróżniony za trafne rozwiązanie działu „Rozrywek umysłowych” nr 12 i 13 „Hasła Łódzkiego”.

Rok 1929

29 stycznia, wtorek. „Zburzenie Grand-Hotelu i Pałacu Siemensa. Plan regulacyjny w Łodzi nie przewiduje podobnych ewentualności. Szerzenie bajek tego rodzaju jest wysoce niewłaściwe, tembardziej gdy plan znajduje się dopiero w opracowaniu. Jak wiadomo, w swoim czasie prof. Michalski, sporządził plan regulacyjny miasta. Między innemi plan ten przewiduje budowę szerokiej ulicy, łączącej dworzec fabryczny z kaliskimi. Ulica ta ma przechodzić częściowo przez parzystą stronę ul. Przejazd, a wylot tej arterii przypada na ul. Piotrkowskiej w miejscu, w którym znajduje się pałac Siemensa, skazany przez prof. Michalskiego narów ni z innemi domami na tej linii na zagładę. Druga odnoga tej linii pomiędzy dworcami ma przechodzić w miejscu, w którym znajduje się Grand - Hotel. Choć plan ten przedstawia się bardzo fantastycznie, jednak magistrat przy zatwierdzeniu planów budowy liczy się z tym, czego dowodem jest następująca historia. Właściciel fabryczki mieszczącej się u zbiegu ulic Przejazd i Sienkiewicza nie posiadał na podwórzu ustępu, na co zwrócił mu uwagę inspektor pracy, polecając równocześnie wzniesienie ubikacji. Jednakże magistrat nie pozwolił na wystawienie w podwórzu tej ubikacji, ponieważ… tędy właśnie ma pójść w przyszłości ulica, łącząca dworce kolejowe, a domy na tej linji będą w przyszłości burzone, a w każdym razie nie wolno tam nic budować, ani przerabiać. Ponieważ jednak inspektorat pracy grozi zamknięciem fabryki, wytworzona sytuacja przedstawia się dość ciekawie. Prof. Michalski w swym planie nie przewiduje rozwiązania kwestii węzła kolejowego w Łodzi i zaznacza, że jeśli kwestja ta będzie aktualna, to rozwiąże się ją przy pomocy tunelu pod Łodzią. Tymczasem okazuje się, że powierzchnia przy dworcu Fabrycznym jest o 27 mtr. niższa, niż przy dworcu Kaliskim i kopanie takiego tunelu musiałoby mieć początek już przy… Koluszkach, a koszta wyniosłyby kilka miljardów złotych. Szereg obywateli z inżynierami na czele postanowili podjąć próbę zniesienia panu prof. Michalskiego, który już dziś hamuje rozwój miasta i uniemożliwia budowę do mów w dobie głodu mieszkaniowego. [...] Otrzymawszy powyższe informacje, pospieszyliśmy sprawdzić je u miarodajnych czynników, celem ustalenia, w jakim stopniu odpowiadają one rzeczywistości. Wiceprezydent Rapalski, do którego zwróciliśmy się w tej sprawie, oświadczył nam, że plan regulacyjny m. Łodzi jest obecnie przedmiotem szczegółowej analizy ze strony komisji regulacyjnej. Wiadomości o rzekomej akcji wymierzonej przeciwko projektowi są z gruntu fałszywe. Komisja, pracując nad planami, liczy się poważnie z okolicznością, że projekt ten ma być zrealizowany przez dziesiątki lat. Istotnie przewiduje on wybudowanie traktu pomiędzy dworcami przy ul. Przejazd, nieścisłem jest jednak stwierdzenie, że dla tych celów ma być zburzony pałac Siemensa, a szczególnie „Grand – Hotel”, w promieniu którego nie będzie, według planu przechodził żaden trakt, któryby łączył oba dworce w Łodzi. Projekt prof. Michalskiego będzie długo jeszcze roztrząsany przez najbardziej fachowe i miarodajne jednostki Łodzi i okolicy, niem zostanie w ostatecznej formie uchwalony przez magistrat, a następnie przez radę miejską. Tyle nasz informator. Pragniemy jeszcze z naszej strony dodać, że uważamy za w wysokim stopniu niewłaściwe podawanie rzekomo rewelacyjnych, a „nieścisłych informacji”, o toczących się pracach nad tak poważnym dziełem, jakiem jest projekt regulacji naszego chaotycznie rozplanowanego miasta, w chwili, kiedy znajdują się w ogniu krytyki i teoretycznej próby. Przytaczanie niezgodnych z rzeczywistością danych o planie regulacji miasta może zdezorientować społeczeństwo, tembardziej, że szczegóły, a nawet ogólne zarysy tego gigantycznego projektu są szeroko ogółowi jeszcze nieznane. (g)”.

Skład sprzedający linoleum.

Rok 1932

2o lipca, środa. „Motor, 6 k. na ropę, 2 tokarnie, wiertaczka, rewolwerka, transmisja z łożyskami do sprzedania. Przejazd 16”.

27 listopada, niedziela. „Do akt Nr. 1921 1932 r. Ogłoszenie. Komornik Sądu Grodzkiego w Łodzi rewiru 4-go, zamieszkały w Łodzi przy ul. Traugutta Nr. 1o, na zasadzie art. 1o3o U.P.C. ogłasza, że w dniu 9-go grudnia 1932 roku o g. 1o rano w Łodzi, przy ul. Przejazd 16 odbędzie się sprzedaż z przetargu publicznego ruchomości, należących do Stanisława Koziorowskiego i Ignacego Kossowskiego i składających się z lamp (11 sztuk różnej wielkości i różnego gatunku), oszacowanych na sumę zł. 94o. Łódź, dnia 8 listopada 1932 r. Komornik Stefan Zajkowski”.

Rok 1933

19 stycznia, czwartek. „Ci, którzy będą szacować nasze dochody. Członkowie 12-tu komisy szacunkowych na następne trzylecie. (c) W tych dniach podpisane zostały nominacje członków nowych komisyj szacunkowych i odwoławczych do spraw podatku dochodowego na podstawie list w miejskiej i urzędów skarbowych. Komisje te wyznaczone zostały na nowy trzyletni okres. Poniżej podajemy skład nowych komisyj przy poszczególnych 12-tu łódzkich urzędach skarbowych: IX Urząd Skarbowy [...] Członkowie: Ignatowicz Gustaw”.

2o lipca, czwartek. „Do akt Nr. Km. 1328/33. Obwieszczenie. Komornik Sądu Grodzkiego w Łodzi, rew. IV, Stefan Zajkowski, zamieszkały w Łodzi, ul. Traugutta 10 na zasadzie art. 602 K.P.C. ogłasza, że w dniu 28 lipca 1933 r. o godz. 11 w Łodzi, Przejazd 16 odbędzie się publiczna licytacja ruchomości, a mianowicie urządzenia sklepowego, lampy i żyrandoli oraz dwu prostowników do ładowania akumulatorów, oszacowanych na łączną sumę zł. 6oo, które można oglądać w dniu licytacji w miejscu sprzedaży, w czasie wyżej wymienionym. Łódź, dn. 12 lipca 1933 r. Komornik St. Zajkowski”.

1o września, niedziela. „Chiromantka Mira pozostaje jeszcze do 15 b.m., przepowiada trafnie, każdy wychodzi zachwycony, Przejazd 16 m. 1o”. (W 1931 przyjmowała przy ul. Kilińskiego 13o).

Rok 1935

23 września, poniedziałek. „Krawiec damski chrześcijanin Aleksander Gołdobin wykonuje pierwszorzędne płaszcze i kostjumy oraz obstalunki futrzane po cenach przystępnych. Łódź, Przejazd 16 m. 22”.

16 października, niedziela. Do końca miesiąca w mieszkaniu numer 1o - „Wystąpi w Łodzi kilka dni Jasnowidząca Mira. Przyjechała z Warszawy. Przepowiada zdumiewająco trafnie, przepowiednie swe opiera na jasnowidzeniu kuli kryształowej oraz astrologii. Stawia horoskopy. 1oo proc. Trafności o czem świadczy wygrana 1oo.ooo zł. i wielu innych”. (Mira wróżyła w Łodzi już w roku 1932 – przy ul. Kilińskiego 13o przepowiadała „systemem Pawłowa”). 17 października „Daje talizmany szczęścia oraz numery Loterii oparte na imionach. Tysiące podziękowań”. 2 kwietnia 1935 Jasnowidząca Mira urzędowała przy ulicy Sienkiewicza 67 m. 28, na parterze w podwórzu „Wróży z kuli, z ręki i Astrologii. Rozpoznaje choroby, przyszłość i podaje niezawodnie numery na loteria od 1 do 3 zł.”. 4 marca 1936 - „wróży z ręki i systemem indyjskim”. Bawiła również w kwietniu 1936 r. W niedzielę, 15 listopada znów wróżyła systemem Pawłowa (od 12 do 7) przy Kilińskiego 13o. W roku 1936 – „Jasnowidząca Mira wybitna wróżka słynie ze swych przepowiedzi, daje numery loterji, cenne porady życiowe, określa stan zdrowia sposobem fakirów indyjskich. Sto procent prawdy”. Przejazd 16 m. 1o. Wtorek, 5 stycznia 1937 – „Jasnowidząca Mira z Warszawy przepowiada z kuli. Horoskopy na rok 1937. Stawia diagnozy, radzi, pomaga. Ul. Przejazd 16, m. 1o, front”.

6 grudnia, środa. „Tanio sprzedam kozetkę, róże naczynia kuchenne, szkło stołowe i porcelanę. Przejazd 16 m. 14, od 4-8ej wiecz.”. Czwartek, 14 grudnia – „Tanio sprzedam odkurzacz pneumatyczny (bez elektryczności) do czyszczenia dywanów, kozetkę, kuchenkę gazową i różne naczynia kuchenne…”. Czwartek, 28 grudnia – „tanio sprzedam maszynę do szycia firmy „Singer” prawie nową i sprzęty gospodarskie”. Czwartek, 11 stycznia 1934 - „sprzedam tanio dobrą maszynę do pisania”.

Pod oknami jeździły tramwaje numer 15 oraz 4.

Rok 1936

Mieszkali: Matczyński Józef, urzędnik Izby Skarbowej;

Loba Stanisław, nauczyciel tel. 2o955. Wtorek, 21 czerwca 1938 – „ Kolonia wypoczynkowo-turystyczna nad morzem w Orłowie. Polski Związek Wychowańców Fizycznych okręgu łódzkiego organizuje w nadchodzącym sezonie letnim kolonię wypoczynkowo-turystyczną nad morzem w Orłowie dla uczennic i uczniów szkół średnich ogólnokształcących i zawodowych oraz członków P.Z.W.F. i ich rodzin. Zapisy przyjmuje prezes okręgu łódzkiego P.Z.W.F. Stanisław Loba, ul. Przejazd 16, tel. 2o9-55. Zaznaczyć należy, że Min. Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego w sprawie tej wydało w dniu 7 czerwca r.b. okólnik Nr. II W 4367 treści następującej: „Polski Związek Wychowawców Fizycznych podejmuje w roku bieżącym na szerszą skalę organizowanie obozów i kursów wychowania fizycznego młodzieży szkolnej, a także dla nauczycieli i nauczycielek. Ministerstwo prosi o przychylne traktowanie tych zamierzeń oraz o powiadomienie młodzieży i nauczycielstwa o powyższej akcji na życzenie poszczególnych okręgów Związku Wychowawców Fizycznych. Dyrektor Departamentu Dr. M. Pollak”.

Kucińska Helena, emerytka; Krämer Cecylia i Maksymilian właściciele księgarni; Krygier Henryk, biuralista; Kantor Frymeta - modystka i Michał - technik elektromonter; Wilczyńska Anna, biuralistka; Dessau Henoch, biuralista; Mierzwiak Elżbieta, kasjerka i Waleria – nauczycielka; Mike Leon, ślusarz; Piotrowski Janusz, urzędnik skarbowy; Robert Aleksander vel Rorbert, biuralista tel. 12778; Sobolewska Maria, nauczycielka; Szyszow Klaudia, urzędnik bankowy; Schmeller Karol tel. 16754 [czy był skarbnikiem klubu Union-Touring – patrz Przejazd 5]

Skład artykułów elektrycznych „Elektowid”.

12 marca, niedziela. „Przygatawiam do gimnazjów państwowych. Gwarancja, świadectwo. Udziela łaciny, francuskiego, niemieckiego. Od 11”.

31 sierpnia, czwartek. „Potrzebna wykwalifikowana służąca do wszystkiego. Mieszkania 5, front, I p.”

Siedziba Towarzystwa Nauczycieli Wychowania Fizycznego.

Rok 1937

8 kwietnia, niedziela. „Letnisko z laskiem i parkiem, 15 minut koleją od stacji Łódź Fabryczna sprzedam. Wiadomość - Przejazd 16 m. 6” – w moim mieszkaniu!!! Mieszkała tam rodzina Kuchciaków. W roku 1936 mieszkał tam Kuchniak [Kuchciak] Leon, kupiec. W 1959 również, tel. 33823.

11 czerwca, piątek. „Zbierali ofiary… na własne cele. Józef Fonarski, Wincenty Barański i Kazimierz Lasota utworzyli przy ul. Przejazd 16 biuro i zbierali ofiary na różne cele, jak wdowy i sieroty po poległych i na inwalidów i t.p. Pieniądze zebrane pod fałszywymi pretekstami używali na własne cele i w ten sposób naciągnęli 76 różnych osób i firm na 92o zł. Po ujawnieniu oszukańczych machinacyj wszystkich trzech pociągnięto do odpowiedzialności karnej. Sąd Grodzki w Łodzi w dniu wczorajszym każdego z nich skazał na 1o mies. więzienia”.

Mieszkali: Królikowski Mieczysław, biuralista; Matyczyński Józef, urzędnik Izby Skarbowej; Weiss Oskar, przemysłowiec.

Taryfa Domów Miasta Łodzi - właściciel Karol Cinke; ogród Fryderyk i Otylia Mac, małżeństwo i Elja Kantorowicz.

Siedziba Związku Kaniowczyków i Żeligowczyków Oddział w Łodzi.

Rok 1938

3o stycznia, niedziela. „Nagła śmierć właściciela sklepu. Pogotowie prywatne wezwane zostało do sklepu radiowego f. „Radio – Kosmos”, przy ulicy Przejazd 16, którego właściciel, 42-letni Stanisław Ożarowski, zamieszkały w Radogoszczu, dostał nagle ataku sercowego i zmarł przed przybyciem pomocy. Lekarz pogotowia stwierdził zgon Ożarowskiego”.

Rok 1939

4 lutego, sobota. „Sygnatura: IV Km. 2199/38 i 2468/38. Obwieszczenie o licytacji ruchomości. Komornik Sądu Grodzkiego w Łodzi, IV-go rewiru Stefan Zajkowski, mający kancelarię w Łodzi, ul. Narutowicza Nr. 35 na podstawie art. 6o2 k.p.c. podaje do publicznej wiadomości, że dnia 10 lutego 1939 r. o godz. 12-ej w Łodzi przy ul. Przejazd Nr. 16 odbędzie się licytacja ruchomości, należących do Eufemii Kłys składających się z urządzenia sklepowego, 3 reflektorów, 3 ampli, 3 armatur, 15 żyrandoli, 75 lampek nocnych, 5o5 żarówek, 30 latarek kieszonkowych, 1o lampek radiowych, 8 lampek biurowych i innych ruchomości na rzecz firmy „Kosmos” i innych wierzycieli oszacowanych na łączną sumę zł. 379o. [...]”.

13 czerwca, wtorek. Ofiary na FON. W ostatnich dniach złożyli ofiary na ręce Pana Wojewody Józefskiego na dozbrojenie Armii: [...] W papierach wartościowych, monetach i różnych przedmiotach wartościowych złotych i srebrnych, złożyli: [...] Administracja domu przy ul. Przejazd 16-18 [...]”.

Rok 1946

„Spis kontrolny mieszkańców, którzy będą mieli prawo głosu w głosowaniu ludowym [Referendum ludowym]”: Betlejówna Michalina (ur. 15.8.1913, buralistka, zameldowana 1o.9.1945), Bischoff Adolf (ur. 13.4.1892, magazynier, zameldowany 21.2.1946), Bischoff Krystyna (ur. 2.3.1899, kupiec, zameldowana 21.2.1946), Bischoff Irena (ur. 2.3.1922, biuralistka, zameldowana 21.2.1946), Bogatko Aleksander (ur. 23.11.191o, technik, zameldowany 1.1o.194o), Bogatko Nina (ur. 15.1o.191o, przy mężu, zameldowana 1.1o.194o), Borkowska Elżbieta (ur. 15.1.1881, przy rodzinie, zameldowana 24.1.1946), Cuchrowski Władysław (ur. 2o.9.1897, elektromonter, zameldowany 7.5.1946), Cukierman Rafał (ur. 17.2.1911, kupiec, zameldowany 4.2.1946), Cukierman Tamara (ur. 1.12.1915, przy mężu, zameldowana 4.2.1946), Darosz Edward (ur. 9.7.1915, szofer, zameldowany 8.2.1945), Dorosz Zygmunt (ur. 27.7.1886, formiarz, zameldowany 2o.5.1946 – wykreślony „zmarł”), Dryl Helena (ur. 9.2.19o2, biuralistka, zameldowana 1.11.194o), Dziczkowska Genowefa (ur. 1.11.1912, biuralistka, zameldowana 15.7.1942), Filanowski Mateusz (ur. 2o.8.1885, dozorca, zameldowany 1928), Filanowska Helena (ur. 3.8.1922, uczennica gimnazjum, zameldowany 1928), Filanowska Zofia (ur. 15.2.1925, przy ojcu, zameldowana 3o.7.1945), Gala Janina (ur. 19.3.1916, przy mężu, zameldowana 1o.2.1945), Gala Weronika (ur. 26.2.1884, przy dzieciach, zameldowana 8.2.1945), Gembarowski Kazimierz (ur. 24.1.1899, [pracownik?] zakładu fryzjerskiego, zameldowany 1.7.1938), Gembarowska Irena (ur. 9.9.191o, przy mężu, zameldowana 1.7.1938), Gezundheit Henryk (ur. 18.12.1898, kupiec, zameldowany 15.2.1945), Gezunheit Helena (ur. 18.6.1899, przy mężu, zameldowana 15.2.1945), Górska Irena (ur. 1o.3.1922, krawcowa (zameldowana 1.6.1946), Górska Antonina (ur. 25.3.1896, przy córce, zameldowana 1.6.1945), Jakubowicz Tomasz (ur. 3.12.1884, emeryt, zameldowany 25.1.1945), Jakubowicz Józefa (ur. 24.2.189o, przy mężu, zameldowana 25.1.1945), Jakubowicz Wacława (ur. 28.9.1912, „pracownik Z.M.”, zameldowany 25.1.1945), Jaszczyński Aleksander (ur. 15.3.19o1, muzyk, zameldowany 1o1o.1945), Jaszczyńska Zuzanna (ur. 2.1.1915, przy mężu, ur. 1o.1o.1945), Kopka Stefan (ur. 24.12.19o6, pracownik PKP, zameldowany 3o.8.1945), Kopka Maria (ur. 7.1o.1913, przy mężu, zameldowana 3o.8.1945), Kramer Cecylia (ur. 25.1o.1884, przy siostrze, zameldowana 1.6.1918), Królikowska Cecylia (ur. 26.1o.1884, na utrzymaniu dzieci, zameldowana 1913), Kuchciak Leon (ur. 6.4.19o7, kupiec, zameldowany 1.5.1945), Kuchciak Janina (29.8.1911, kupiec, zameldowana 2o.8.1945). Kubis Władysław (ur. 4.6.19o1, [?] zakładu przemysłowego, zameldowany 1.7.1943), Kubis Józefa (ur. 29.1.19o1, przy mężu, zameldowana 1.7.1943), Loba Stanisław (ur. 22.3.1889, nauczyciel, zameldowany 8.2.1945), Loba Jadwiga (ur. 2o.12.1885, przy mężu, zameldowana 8.2.1945), Loba Anna (ur. 3.8.1922, rezerwistka, zameldowana 27.12.1945), Majeranowska Anna (ur. 9.5.192o, studentka, zameldowana 21.3.1946), Matyczyński Józef (ur. 12.3.1898, pracownik Izby Skarbowej, zameldowany 3o.3.1945), Matyczyńska Julia (ur. 24.8.1893, pracownica Urzędu Skarbowego, zameldowana 3o.3.1945), Matyczyńska Natalia (ur. 3o.5.1911, biuralistka, zameldowana 7.5.1946), Mazur Bronisław (ur. 26.9.1919, robotnik, zameldowany 15.4.1945), Mazur Leokadia (ur. 31.1o.192o, przy mężu, zameldowana 8.2.1945), Mikołajczyk Stanisława (ur. 22.9.19o8, pomocnica domowa, zameldowana 8.2.1945), Nalewajczyk Eleonora Irena (ur. 16.1o.19o4, kierowniczka stołówki, zameldowana 21.1.1945), Piotrowicz Janusz (ur. 7.2.19o4, pracownik Izby Skarbowej, zameldowany 27.1.1945), Piotrowicz Janina (ur. 28.2.1879, „przy synu”, zameldowana 3o.3.1945), Płoski [?] Aleksandra (ur. 24.7.1921, zecer, zameldowana 7.2.1946), Pruszkowski Roman (ur. 24.7.19o7, biuralista, zameldowany 17.9.1945), Rzepkowski Mieczysław (ur. 7.6.1893, „pracownik Z.M.” [Zarządu Miejskiego], zameldowany 18.9.1945), Rzepkowska Eugenia (ur. 19.4.1897, biuralistka, zameldowana 27.8.1945), Saurecka [?] Ludomira (ur. 9.1o.1923, studentka, zameldowana 1o.12.1945), Sobolewska Maria (ur. 4.7.1877, emerytowana nauczycielka, zameldowana 1922), Stępień Jan (ur. 6.6.1912, szewc – inwalida, zameldowany 15.12.1938), Stępień Helena (ur. 7.8.191o. przy mężu, zameldowana 15.12.1938), Stronias Helena (ur. 22.4.1919, biuralistka, zameldowana 1o.9.1945), Urbanowicz Anna (ur. 4.6.1886, „[?] księgarni”, 1.6.1918), Wojtczak Marian (ur. 18.8.19o6, pracownik Odbudowy Bałut, zameldowany 19.2.1945).. Wołkowicz Sara (ur. 6.4.1895, kupiec, zameldowana 4.2.1946), Wurch Helena (ur. 5.2.19o3, „prac. Z.M.” [Zarządu Miejskiego], zameldowana 25.1.1945)”.

Rok 1947

28 października, wtorek. „Poszukuje się wykwalifikowanej wychowawczyni do 1 i pół rocznego dziecka. Referencje pożądane. Zgłoszenia: Daszyńskiego 16 m. 4”.

Czwartek, 18 grudnia. „Potrzebny czeladnik szewski na damską robotę. Daszyńskiego 16”.

Rok 195o

4 stycznia, czwartek. „Potrzebna pomocnica domowa na przychodne. Daszyńskiego 16 m. 2o”.

Rok 1951

29 stycznia, poniedziałek. „Potrzebna pomocnica domowa Daszyńskiego 16 m. 2o”. Również we wtorek, 26 sierpnia 1952.

Rok 1956

Właściwie dopiero w tym miejscu, przed domem przy ul. Tuwima 16 można rozpoznać, że pierwsze sceny filmu rozgrywają się na tej właśnie ulicy, choć naprawdę scena rozpoczyna się w okolicach numeru…22? Zbigniew Cybulski prowadzi ciężarówkę, jedzie od ul. Kilińskiego w stronę Piotrkowskiej, w tle widać ostatnie piętra kamienicy przy Tuwima 2o i fasadę domu numer 16. To film „Koniec nocy” wyreżyserowany przez Juliana Dziedzinę, Pawła Komorowskiego i Walentynę Uszycką. Rok produkcji: 1956. Premiera odbyła się 21 grudnia 1957 roku. Nad scenariuszem pracowali: Antoni Bohdziewicz, Bohdan Drozdowski, Julian Dziedzina, Marek Hłasko, Paweł Komorowski i Jerzy Wójcik. Muzykę skomponował Jerzy Kurczewski, scenografię – Jerzy Skrzepiński. Autorami zdjęć byli Henryk Depczyk, Krzysztof Winiewicz i Jerzy Wójcik. Film wyprodukowała PWSFTviT w Łodzi. W rolach głównych zagrali: Zbigniew Cybulski, Ryszard Filipski, Adam Fiut oraz Mariusz Gorczyński, Roman Polański, Eugeniusz Szewczyk i inni. W filmie „wystąpił” również inny plener z ulicy Tuwima – kino „Wisła”.

Zbigniew Cybulski (3 listopada 1927, Kniaże – 8 stycznia 1967, Wrocław). Aktor, filmowy i teatralny, którego legenda rozpoczęła się od filmu Andrzeja Wajdy „Popiół i diament” w 1958. W 1946 ukończył gimnazjum im. Śniadeckiego w Dzierżoniowie, a w 1953 Państwową Wyższą Szkołę Teatralną w Krakowie i zadebiutował w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku. W filmie zadebiutował w 1954 rolami w „Pokoleniu” i „Karierze” oraz otworzył razem z Bogumiłem Kobielą teatrzyku Bim-Bom w Gdańsku. Po przeprowadzce do Warszawy grał w Teatrze Ateneum, kabarecie Wagabunda, a także w Teatrze Telewizji. Regularnie pojawiał się na ekranie kinowym w tak znakomitych filmach, jak: „Niewinni czarodzieje”, „Rękopis znaleziony w Saragossie”, „Salto”, „Jowita”.

Rok 1957

14 grudnia, sobota. „Św. Mikołaj króluje w mieście. – Mamusiu, patrz, jak ładnie uśmiecha się św. Mikołaj. Pięcio- czy sześcioletni chłopczyk ciągnie matkę do pięknie udekorowanej wystawy sklepu ze słodyczami „Bombonierka” (ul. Piotrkowska 128). Przystaje w zachwycie. Na tle różnokolorowych opakowań cukierków, czekolad i innych łakoci – olbrzymi św. Mikołaj trzyma w ręku błyszczący napis: „Wesołych świąt i dobrych słodyczy św. Mikołaj klientom życzy”. Kilka kroków dalej (ur. Piotrkowska 13o) w klepie „Kujawianka” św. Mikołaj na sankach wiezie gwiazdkowe podarunki. W innym sklepie – „Ferrum” – MHD artykuły gospodarstwa domowego (ul. Piotrkowska 15o) wprawdzie nie ma na wystawie św. Mikołaja, ale za to raduje oczy autentyczny bałwan ulepiony z waty. Na ul. Piotrkowskiej wystawy przybierają świąteczny wygląd. Wystarczy jednak skręcić w ul. Główną, aby przekonać się, że niestety nie we wszystkich sklepach zmienia się dekoracje wystaw. Są one, oprócz nielicznych wyjątków – zaniedbane, nieestetyczne, brudne… Niektóre z nich posiadają dekoracje związane z 5o-lecie PSS. Jedynie na wystawie w Domu Towarowym przy ul. Głównej zwraca uwagę zasłona – znak, że wystawę świąteczną przygotowuje się. Również nie zauważyliśmy estetycznych, świątecznych wystaw na innych bocznych ulicach jak np. Kilińskiego, Nawrot, Tuwima. Na tej ostatniej ulicy jedynie wystawy MHD – Włókno, księgarni (Tuwima 16) i Domu Towarowego (podcienia) przybrały świąteczny wygląd. (k)”.

Rok 1959

„Dom Książki P.P.” tel. „237o6 – ogólnosortyment., Tuwima 16”.

„Miejski Handel Mięsem Śródmieście i Widzew [...] mag. zaop., Tuwima 16”, tel. 38822.

Dziczkowska Genowefa, tel. 27o24. Jakubowicz Lecz, lekarz, tel. 242o1. Jaszczyński Aleksander, tel. 267o2. Kawecka Eleonora, lekarz dentysta, tel. 29915. Mikke Janusz, tel. 22741. Zieliński Antoni, lekarz medycyny, tel. 37246. Przychodzka Maria, tel. 22442. Urbanowicz Zygmunt, zakład fotograficzny, tel. 23882. Urbanowicz Zygmunt, zakład fotograficzny, tel. 23882.

Rok 1963

1o października, czwartek. „ Odwiedzamy posesje w Śródmieściu. Z 2o domów – zaledwie w 3 wzorowo utrzymane spisy lokatorów. Łamigłówki w bramach. Kto wreszcie zajmie się uporządkowaniem tablic informacyjnych . Ul. Piotrkowska 92. Długa, ciemna czeluść bramy. Na obskurnej ścianie gablotka ze stłuczoną i zakurzoną szybą, w której widnieje spis lokatorów. W tym półmroku trzeba dobrze wytężać wzrok, zanim cokolwiek się odczyta. A już w bramie przy ul. Traugutta 4 szyba w gablotce jest tak brudna, że nie zdołaliśmy rozszyfrować nazwiska ani jednego lokatora. W niedalekim sąsiedztwie, przy ul. Traugutta 9, spis lokatorów jest wprawdzie czytelny, ale trudno odnaleźć tu adres administratora posesji., jest za to umieszczony na widocznym miejscu wzór adresowania przesyłki pocztowej. Nic nie mamy przeciwko wywieszkom o adresowaniu listów, ani tez o reklamach sklepów skupujących makulaturę, butelki i szmaty, ale na widocznym miejscu winien przede wszystkim znaleźć się adres administratora i dozorcy, regulamin obowiązujący lokatorów, nie mówiąc już o samym spisie mieszkańców. Niestety, na 2o domów, które odwiedził w Śródmieściu nasz reporter, zaledwie w trzech (ul. Sienkiewicza 4, Kilińskiego 57, Narutowicza 25), są wzorowo utrzymane spisy lokatorów i tablice informacyjne. A w pozostałych… W dwóch tylko wypadkach spotkaliśmy wycieczkę z adresami Prezydium DRN, TK FJN, komitetu blokowego oraz poradni lekarskiej. Niestety i tu (na ul. Kilińskiego 61 i Tuwima 3o) wywieszki te nie były kompletnie wypełnione. W jednym tylko przypadku, przy ul. Tuwima 16 znalazła się także (i słusznie) w czytelnym spisie lokatorów informacja o adresie i dniu przyjęć dzielnicowego MO. Kto wreszcie zajmie się uporządkowaniem wszystkich tablic informacyjnych i spisów lokatorów znajdujących się w bramach domów? Warto, by administratorzy przeprowadzili kontrole posesji i zalecili ich dozorcom zajęcie się tą sprawą. Powinny się tym także zainteresować komitety domowe. (j.kr.)”.

Rok 1965

2o sierpnia, piątek. „Kronika wypadków. Na ul. Tuwima przed posesją nr 16 zeszła raptownie na jezdnię Kunegunda Sowiak (Wólczańska 97) i wpadła wprost pod jadący motocykl. Pomocy udzieliło jej pogotowie”.

Rok 1968

21 sierpnia, środa. „ Kto wylosował nagrody w konkursie „DŁ” i MHD p.n. „Kupujemy przybory szkolne”. Zgodnie z zapowiedzią w poniedziałek, 19 sierpnia o godz. 1o, w lokalu redakcji odbyło się II losowanie nagród w konkursie pn. „Kupujemy przybory szkolne do 15 sierpnia”. A oto lista nagrodzonych: […] Ryszard Dudkowski (Tuwima 16, m. 3) komplet pióro i długopis. […] Ogółem na konkurs nadeszło 595 odpowiedzi. Nagrody wylosowało 48 uczestników. Są one do odebrania w sekretariacie redakcji w godz. od 1o do 16. Uwaga: Nie pobrało jeszcze nagród z I losowania 7 uczestników konkursu. Publikowaliśmy ich nazwiska 13 sierpnia. Dziękujemy dyrekcji MHD Artykułami Perfumeryjno-Drogeryjnymi i Użytku Kulturalnego za ufundowanie nagród wartości 3.5oo zł. […]”.

Rok 1997

Wprowadziłem się do mieszkania numer 6 z żoną Anną, w 1998 dołączył do nas syn Antoni Cholewiński, muzyk – wiolonczelista zajmujący się kompozycją, absolwent Conservatorium van Amsterdam.

„Pani Jadwiga Krzyżanek, rocznik 193o, zwana przez wszystkich Panią Jadzią jest moją sąsiadką w domu przy ulicy Tuwima 16 w Łodzi, pod siódmym, za ścianą. Kiedy ją poznałem miała bezzębnego kundelka, który irytująco szczekał. Denerwował mnie, zwłaszcza kiedy przyszedł na świat syn Antoni i jako bardzo nieletni miał kłopoty z usypianiem, przez co wszyscy byli zmęczeni i podenerwowani. Ale to jedyna wada pani Jadzi. Wszystko inne to zalety. Przyjechali do nas kiedyś nasi przyjaciele z Berlina. Siedzieliśmy sobie i piliśmy kawę, albo prędzej piwo i rozmawialiśmy. W ciepłe wiosny, latem i w pogodne jesienie często otwieraliśmy drzwi na korytarz żeby wpuścić trochę powietrza, żeby wiatr z parteru przedarł się po krętych jak w latarni morskiej schodach do naszego mieszkania i choć trochę je ochłodził. Piwo jak piwo, wprawia organizm w ruch i w którymś momencie człowiek musi udać się do toalety. Udałem się. I na papierosa. Spotkałem panią Jadzię – Gości macie? – zagadnęła.

Odparłem, że tak, że przyjaciele z Niemiec przyjechali. - Niemce? – i zaczęła swoją opowieść. – Jak przyszły to wysiedliły nas z Łodzi. Tato powiedział, że pojedziemy do jego brata do Chełmna i tam jakoś przeżyjemy. Mieszkaliśmy w kilkanaście osób, dużo dzieci. Dorośli ciągle mówili o obozie, zawsze szeptem, że prawie codziennie przywożą Żydów i nie wiadomo co się z nimi dzieje. Wszyscy się bali. Któregoś dnia przyszli do nas żołnierze. Otoczyli całe gospodarstwo, nas poustawiali pod ścianami twarzą do ściany. Nie wiem czego szukali, oficjer powiedział tylko, że jak znajdą choćby guzik od munduru to wszyscy pójdziemy do obozu. Zawołał dwóch żandarmów i oni mnie postawili pośrodku pokoju i przystawili mi karabiny do skroni, jeden z jednej, drugi z drugiej strony i zapytali czy jestem Żydówka, bo wyglądam. Na to tata na kolana się rzucił i przysięgał, że nie, a mnie tak trzymali i szukali wszędzie tej broni. Oficjer ciągle pytał jude, jude? A ja nie wiedziałam co powiedzieć. Na szczęście nic nie znaleźli. Pani Jadzia przez czterdzieści lat aż do emerytury pracowała jako prządka w zakładach Marchlewskiego. Miała męża, zdaje się niedobrego. Zapił się. I syna. Któregoś dnia przyszedł po pracy, zjadł obiad, trochę naprawiał motor, potem położył się i umarł. Poza tym pani Jadzia była wierną parafianką kościoła św. Krzyża. Miała tam mnóstwo koleżanek i znała wszystkich księży „od początku świata”. Mijaliśmy się w drzwiach w niedziele około siódmej, ja z Antonim szliśmy na wieczorną mszę, pani Jadzia wracała z wieczornego nabożeństwa. Pomalowałem jej mieszkanie, które pachniało tak samo, jak mieszkanie moich dziadków na Abramowskiego. Miało kuchnię szamotową, piec kaflowy, węglarkę. Bardzo rzadko używany telewizor. Lalkę, która siedziała na szydełkowej serwetce położonej na pierzynie. Mnóstwo świętych obrazów, paprotki, błyszczący politurą stół z kryształowymi popielniczkami. Kredens pomalowany olejną białą farbą, a w przedpokoju wiadra z węglem i drewnianymi szczapami na podpałkę. Jedyną nowoczesną rzeczą był czajnik elektryczny, ale i on używany był tylko wtedy, gdy przy przychodzili goście. Dostawali herbatę w szklance na spodku i bardzo słodkie ciastka. Cały dzień, długo w noc i bardzo wcześnie rano, w porze jutrzni grało radio. Radio Maryja. Bo właściwie z ludzi tylko ks. Rydzyk się opiekował panią Jadzią. Znajoma z kościoła, młoda, trochę po trzydziestce kobieta z bardzo chorym sercem. Czasem nosiłem pani Jadzi węgiel. To była bardzo dobra osoba. Tylko dużo chorowała. Gdzieś w 2o15 miasto postanowiło odnowić kamienicę i wyprowadziło prawie wszystkich lokatorów. Nas z panią Jadzią przeprowadzili na Sienkiewicza do bloków i znów byliśmy sąsiadami. Teraz bliżej miała do Jezuitów, ale ciągle chodziła do swojego kościoła”.

Rok 1999

27 maja, czwartek. Pożar. W mieszkaniu p. Fudałowej, którego część mieściła się od frontu, a chyba jeden pokój, na piętrze dawnej fabryczki Zinkego, właśnie w nim zaczęło się palić. Przed północą usłyszeliśmy jakieś zupełnie nowe hałasy na korytarzu. Ktoś zaczął dobijać się do drzwi, otworzyłem. Trzech strażaków w pełnym rynsztunku i w maskach ukłoniło się i oznajmiło: Pali się. Obwąchali czujnikami wszystkie kąty i dali nam pięć minut na ucieczkę. Rozejrzałem się… co by tu zabrać? Paszporty, 5o dolarów, buty Antka (wczoraj kupiliśmy), fajki i zapalniczkę, którą lubiłem i ze trzy książki., które naprawdę były ze mną od zawsze, i kurtkę Anki, bardzo ładnie w niej wyglądała. Antek był zachwycony nocnym spacerem i kogutami strażackimi, które migotały i pulsowały. Staliśmy w tłumie gapiów, kilku wracało z knajp i zdaje się, że świetnie się bawili, a my zgadywaliśmy czy dom nasz już płonie, czy przedstawienie dopiero się zacznie”.

Rok 2oo3

23 listopada, niedziela. Przez kilka dni mieszkanie numer 6 było plenerem filmu Anny Jadowskiej „Korytarz” (premiera w 2oo4). Scenografem była Katarzyna Łukasik. W scenie wystąpił Jerzy Próchnicki.

„W domu kocioł. Całe piętro zawalone sprzętem, różnymi walizkami, wysięgnikami, nowe światła, charakteryzatorka, scenograf (Kasia Łukasik), aktorzy, reżyser, asystenci, kamerzyści, techniczni, elektrycy... I pani Krzyżankowa, która wyszła w swetrze i w halce i zaczęła opowiadać technicznym historię swojego życia i rozlicznych chorób, to ci gratka – tylu słuchaczy, którzy na dodatek nie mogą nigdzie odejść, bo potrzebni, a zza drzwi co chwila „cisza na planie”, „akcja”, „koniec ujęcia”, „mamy to”? Zabawne, przyszedł stary aktor, pan dystyngowany ubrany w elegancki płaszcz z takimż szalikiem, w kapeluszu na głowie, „..ski” przedstawił mi się ale już dziesięć minut później zmienił się w faceta w dresach i wyciągniętym podkoszulku. Kasłał, szurał nogami, zrzędził, otwierał drzwi i wychodził kilka razy, a ja gawędziłem z technicznymi i tym miłym chłopakiem – asystentem Anny reżyser i aktorem w jednym. Co i rusz ktoś chciał mnie częstować piwem, odmawiałem, akcja za akcją, pani Krzyżanek, zamieszanie, pani producent z pieniędzmi. Kocioł (…) Kilka dni później obrobili mi mieszkanie. Wróciłem z pracy przed piątą. Na schodach były jeszcze ślady ze śniegu, nie roztopiły się. Drzwi były wyłamane od góry”.

Rok 2oo7

Do mieszkania numer 6 wprowadziła się Katarzyna Tośta. Jesteśmy razem do dziś.

Zawodowo współtworzyła „Festiwal Komiksu” a także serię wydarzeń zatytułowanych „Dzieci Bałut” upamiętniających najmłodsze ofiary – dzieci polskie, romskie i żydowskie więzione w Litzmannstadt Getto i milion innych rzeczy o sporym rozgłosie.

Jak napisałem pod siódmym mieszkała pani Jadzia. Pod dwójką (a może pod trójką) rodzina Wagnerów: jego po kilku dniach aresztowano. Nie miną tydzień, jak pozostali Wagnerowie, czyli matka i dwóch synów o mało nie spalili kamienicy. Sąsiedzi mówili, że ktoś ich ostrzegł przed wizytą policji, więc zaczęli usuwać dowody w postaci plastikowych kwiatów podprowadzonych z cmentarza i wpychać je do pieca… Ale to może plotki, choć dymiło się profesjonalnie… Po roku czy dwóch Wagnerów (na szczęście) eksmitowano. Pod czwórką tajemniczy, stary, samotny mężczyzna. Kasia twierdzi, że nigdy go przez te parę Tuwimowych lat nie widziała!! A pod piątką pani Fudałowa z synem. Bardzo sympatyczni ludzie.

11 stycznia, czwartek. Umarła sąsiadka z parteru, do jej mieszkania wchodziło się wprost z bramy. Pani Woźniakowa była bardzo miła, nosiła włosy upięte w koński ogon i okulary o grubych szkłach. Zdaje się miała astmę, może coś z sercem, ciężko jej się wchodziło do pani Jadzi na drugie piętro. Często z dołu wołała zaciągając: „Jaaadzia, Jaaadzia”, zapraszając panią Krzyżankową do siebie. Kiedy włamano mi się do mieszkania kobiety urządziły zbiórkę i wręczyły mi pieniądze żebym kupił sobie nowe drzwi.

27 stycznia, sobota. „O trzeciej Cezary zjawił się w towarzystwie Eryka i Boaza. Napaliłem im w piecu i z Antonim pojechaliśmy do babci na Widzew. Wieczorem kiedy w mieszkaniu było już ciepło i koledzy filmowcy mogli się wprowadzić poszedłem na Kilińskiego do Bodzianowskich na małe przyjątko. Boaz świetne historie opowiadał, na przykład o tym, jak mijali polską granicę. Pogranicznik wziął od nich paszporty, popatrzył „Deutscheland”, potem „Israel”, zasalutował i odszedł. A Boaz: Eryk, wiesz co on sobie pomyślał…? - Znowu wracają…. Ale teraz – razem! - No, dodałem, to brakowało wam jednego. - Kogo?, zapytał Boaz. - Rosjanina! Następnego dnia o dziewiątej rano, zima, Piotrkowska, szliśmy – Polak, Żyd i Niemiec, po dobrym śniadaniu, do pracy. Nie chciałbym się specjalnie unosić, ale chyba właśnie w ten sposób zakończyliśmy II wojnę światową. Znaczy najpierw weszliśmy do kawiarni, a potem jeździliśmy po mieście oglądając plenery, które dla nich znalazłem”.

Eric Sick, pochodził z Kolonii, był operatorem zdjęć. Boaz Kaizman też mieszkał w Kolonii, do której przeprowadził się z dziećmi z Izraela po Intifadzie, która wybuchła w 2ooo roku. Kręcili film zatytułowany „Access”. Obejrzałem go niedawno z prawdziwą przyjemnością. Łódź wygląda nieziemsko i pasuje idealnie do opowiadań Boaza… Przy okazji mogłem się przekonać, jak bardzo zmieniło się (na lepsze) moje miasto.

15 lipca, niedziela. „Przed wyjazdem na wieś zdarzyła się jeszcze inna rzecz, a mianowicie umarł najbardziej ekscentryczny sąsiad, jakiego miałem. Znaczy ten z parteru w oficynie na wprost, ten, co hodował kwiaty, latem wystawiał papierowego strusia naturalnych rozmiarów, utrzymywał się ze zbierania papierów, puszek, złomu; naprawiał naszą kamienicę, na swój sposób, bylejako, znalezionymi gdzieś materiałami łatał dziury w ścianach i podłogach; przychodził do p. Krzyżankowej na telewizję, żył bez prądu. Pomalował okna ładnym błękitem. Zastanawiający człowiek. Ciężkie buty, białe spodnie (brudne), jasna marynarka ze sztruksu i flanelowa koszula – oto strój galowy. Zimą te same buty, brązowe spodnie, kurtka pamiętająca lata siedemdziesiąte z kapturem, brązowy beret z wełny noszony na skos. Zimą widywałem go często z wózkiem – górą pieniędzy, czasem w „biedronce” zakupy robił (kupował największą butlę oranżady). Wiosną jakoś tak znikł, słyszałem, że znalazł się w szpitalu, „miał trzy operacje” (wedle słów p. Krzyżankowej) i naraz – umarł. Znikł. Nie ma. A propos pani Krzyżankowej. Ze zdziwieniem zauważyłem, że właściwie wcale jej w tych notatkach nie ma, a przecież powinna być. W końcu znamy się z dziewięć albo i dziesięć lat. Pojawia się w moim życiu w podobny sposób: zazwyczaj staje w progu mojego mieszkania albo wchodzi na schody albo stoi na korytarzu. Niekiedy widzę ją w jej mieszkaniu, kiedy jej coś tam przynoszę albo dźwigam. Raz czy drugi widziałem ją na murku przy placu, czasem wraca lub idzie do kościoła, raz albo dwa minąłem ją na Tuwima. Wszystko. A przecież przeżyliśmy razem wiele: wizytę profesora Hollanda, światowca… (Wystarczy powiedzieć, że widział pierwszy amerykański show Beatlesów), powitała go w bamboszach i podomce”.

J. Gill Holland… „I've retired from Davidson, but still publish. I studied Mandarin and classical Chinese at Stanford University (three summers) and in Taiwan and Beijing, where I taught on three sabbatical leaves. In addition to articles on English and American literature of the 19th and 20th centuries, I published a book of translations of classical Chinese poetry and two books of my own poems and also articles and reviews in Norwegian literature and art”. [2] Mr. Holland opowiadał nam, jak oglądał w telewizji pierwszy koncert Beatlesów w Ameryce: nie mógł się nadziwić, że ludzie zgromadzeni na widowni tak wrzeszczą. – Widocznie widzą coś, czego nie pokazują kamery, pomyślał. Profesora przyprowadził do mnie Stuart McKinlay, mój serdeczny szkocki kumpel, który zakochał się w Polsce i mieszkał u nas kilka… naście? lat. Pracował na Uniwersytecie i wykładał przy Kościuszki w dawnym Gimnazjum Niemieckim. Tym samym, w którym w 1989 roku „walczyłem” z komuną za pomocą okupacyjnego strajku studenckiego. W piątki umawialiśmy się ze Stu na „Friday afternoon beer” w niezapomnianym barze „Anna”…

25 września, wtorek. „Około szóstej wpadli Monika [Chojnicka] i z Cezarym [Bodzianowskim]. Wczoraj Cezary przedstawił „Żyłę złota” w urzędzie dla bezrobotnych przy Kilińskiego. „Szukał pracy” z dłońmi pomalowanymi na złoty kolor. Nie wiem, czy znalazł. Chyba nie, bo przecież – jak twierdzi – kilka lat temu wygrał na loterii sporą sumę pieniędzy i dlatego pracować nie musi. Co ciekawe historię tę opowiadał dziennikarzom, którzy w to uwierzyli… Siedzieliśmy przy stole we czwórkę i jedliśmy winogrona popijając piwem z Rostocku”.

Rok 2oo9

11 stycznia, niedziela. „Wczoraj kiedy nosiłem węgiel pani Krzyżankowej spotkaliśmy na korytarzu jednego z dwóch sąsiadów – aktorów – studentów, Piotra, Turczyn się nazywa. Obaj są nadzwyczajnie mili; Piotr ma komiczny potencjał Kobieli. Zapytał czy u nas też jest tak zimo, bo on jeszcze nigdy w kamienicy nie mieszkał, więc... A mówił to stojąc w samych skarpetkach i cieniutkiej bluzie! Co za brak profesjonalizmu…”. Na początku mieszkało ich trzech. Jeden, najprzystojniejszy, wysoki i postawny wyjechał w krótce do Warszawy, gdzie… zatruł się czadem podczas kąpieli… Trzecim był Roman Krężel, brunet o południowej urodzie, zawsze uśmiechnięty. Dzięki aktorom kultura zyskała na znaczeniu w naszej kamienicy. Już nie było tak, że parter, więc i po trosze kamienica rządzona jest przez młodzieńców o bliżej niesprecyzowanych zainteresowaniach, którzy palą papierosy i różne nieprzyjemnie pachnące substancje. Proporcje się wyrównały. Powiedzmy, że nasze piętro stało się artystyczną, cygańską kolonią: aktorzy też otwierali drzwi i pachniało egzotycznym jedzeniem i kawą. W naszym graniastym korytarzu naprawiali rowery i trzymali fragmenty dekoracji teatralnych. Czasem urządzali próby. Co dziwne właściwie w ogóle nie imprezowali. Nie to co my.

31 stycznia, czwartek.

Rok 2o1o

W mieszkaniu pani Woźniakowej zamieszkała Iza, potem Paweł, pojawiły się dzieci, dwóch fajnych chłopaków. Z wielodzietną rodziną spod pierwszego tworzyli liczną społeczność. Lubiłem ich mimo, że wszyscy kibicowali ŁKS-owi. Z tym ełkaesem to skaranie boskie.

7 czerwca, poniedziałek. „W sobotę bez trudu wygraliśmy z Górnikiem 3-o i awansowaliśmy do ekstraklasy. W związku z tym ze stadionu ruszył wielki pochód w kierunku centrum i placu Wolności, na którym zawsze świętujemy. Ponieważ byłem na meczu z Antonim i na dodatek pojechaliśmy rowerami, szybko wróciliśmy do domu, Antoni postanowił zostać, rowery też… A ja na ten plac. Kiedy wychodziłem, ulicą Sienkiewicza maszerowała właśnie „czerwona armia”, rozśpiewana, rozwrzeszczana. Zbiegłem po schodach na dół, a w bramie sąsiedzi, dzieci sąsiadów i koledzy dzieci, cała czereda. Ukradkiem wyglądali z bramy i obserwowali tryumfalny pochód śmiertelnego wroga, który na przemian wychwalał pod niebiosa albo przeklinał do końca świata. Sąsiadka matka zapytała mnie z oburzeniem: Jak oni mogą tak nienawidzić, kurwa ich mać, żeby kibice jednej drużyny z drugimi nie mogli normalnie żyć... A kiedy znikła za drzwiami któreś z czeredy, śliczny aniołek lat może trzynaście powiedział: zobaczcie, ile tego jebanego żydostwa idzie…”

Z Pawłem wiąże się jeszcze inna historia: któregoś razu, to było już po tym nieszczęsnym zalegalizowaniu dopalaczy jak zwykle w porze powrotu z pracy zastałem na schodach grupkę małoletnich narkomanów. Dzień dobry, grzecznie powitali, dzień dobry, grzecznie odpowiedziałem i poszedłem do siebie, ale kiedy otwierałem drzwi usłyszałem podniesione głosy. Krzyczał Paweł. Ma małego synka i nie chce, żeby oglądał codziennie wasze naćpane ryje. Idziecie stąd, kurwa, bo inaczej pogadamy. Na to część grzecznych narkomanów oznajmiła, że są z Kozin i nie sam wypierdala. Na to Paweł, że zna, powiedzmy Grubego z Limanki, a oni, że jeśli tak to ok, idą. Wieczorem poszedłem na mecz i wracałem zdaje się lekko zrobiony, bo miałem na sobie koszulkę klubową, a i chyba szaliczek. Głupie to było i lekkomyślne. Następnego dnia przyszła Iza, żona i opowiedziała, co się stało. Otóż wracał on z jednym z sąsiadów z parteru, późno było, gdzieś koło dziesiątej – jak ja. Wjechali samochodem na ciemne podwórze i jak wysiadali ktoś rzucił im płytę chodnikową na maskę, a potem ich skopali. Okazało się, że Gruby wyparł się znajomości…

19 września. Od połowy sierpnia pojawili się w naszej kamienicy bezdomni, którzy urządzili sobie na korytarzach, pod schodami, pod drzwiami - sypialnie. Na początku było mi ich naprawdę żal, ale zdumiewająco szybko mi przeszło. Od podkarmiania, dzielenia się kromką doszedłem do „wypad stąd”. Smród nie do zniesienia sączący się przez drzwi, bełkotliwe rozmowy, załatwianie na miejscu różnych potrzeb, nie mówiąc o tym, że mogli na przykład stuknąć panią Jadzię, która jak jako istota ufna i dobra dłużej wytrwała w niesieniu pomocy i dzielenia się chlebem, zostawiając otwarte drzwi… Przez cały wrzesień prawie codziennie dzwoniłem do Straży Miejskiej z prośbą i interwencję”.

1o grudnia, niedziela. „Wpadł Cezary i wręczył mi... „Magical Mistery Tour”, wydawnictwo pirackie z doklejoną Żółtą Łodzią Podwodną i... swoim dziełem poświęconym Nadii Comaneci. Poszliśmy we trójkę na dół do Iron Horse. Akurat grał jakiś zespół, którego wokalista był Rosjaninem. Kiedy zabrzmiała „Tecquila”, a Cezary w przerwie na okrzyk wrzasnął - „piwo”!, czym wyraźnie zbił z tropu pieśniarza. Wtedy Mariusz opowiedział historię o swoim wujku. Jako inżynier wyjechał na kontrakt do ZSRR i gdzieś tam na Ukrainie zakładał gazociąg. Któregoś dnia, widząc chorągiewki wytyczające trasę wielkiej rury podeszli do ekipy miejscowi i nieśmiało zapytali się, co one oznaczają. Wuj odpowiedział - „My tutaj wytyczamy nową granicę. Tu będzie nadal Rosja ale tam - Polska”. I następnego dnia rankiem ujrzeli całą wieś spakowaną, z walizkami i tobołami po stronie „polskiej”. Oczywiście - wuja wyrzucili i z Rosji, i z pracy”. Cezarego poznałem dość dawno, w 1996 w Galerii Manhattan: „W „Dwóch teatrach” Jerzego Szaniawskiego jest taka postać, nazwana przez dyrektora „Małego zwierciadła” – „chłopcem z deszczu”. Ów “chłopiec” przynosił do tego teatru, od czasu do czasu, sztuki. (dyrektor waży w ręku kartkę papieru) Tytuł – „Gałąź kwitnącej jabłoni. A tekst niedużo większy niż tytuł. Przeczytajmy. (czyta po cichu kilkanaście sekund. Przestał czytać, odchylił głowę, patrzy w zamyśleniu na sufit) (...) Przynosi mi swoje dziwne utwory, które nie są sztukami teatralnymi. Trochę jakiś maniak, trochę jakiś kabotyn, nie pozbawiony samoironii i uroku, czy ja wiem, może nawet trochę jakiś kpiarz... Nie obraża się, kiedy mu odmawiam, odchodzi, ale po jakimś czasie przyjdzie do mnie znów. I wiesz, lubię nawet, gdy przychodzi. Powiedziałem dzisiaj, żeby się nie łudził: utwory jego nie będą grane nigdy w żadnym teatrze świata. Smutno mi nawet, żem mu tak powiedział. Smutno jest powiedzieć komuś „nigdy”. Sądzę, że dyrektor się mylił. Nie przewidział, prawdopodobnie nie mógł, powstania sztuki, którą nazywa się - performance. Uczestniczenie w performance jest, podobnie jak chodzenie do teatru zajęciem emocjonującym. Z tym, że w teatrze (przynajmniej tym „tradycyjnym”) wszystko góry wiadomo: płaszcz w szatni, miejsce na widowni, akt pierwszy, antrakt, akt drugi i trzeci, oklaski, kwiaty na scenie, kurtyna. Performance, zdarza się, bywa tak zaskakujące, że można go nie zauważyć. Podobnie było w Galerii Manhattan. Publiczność usiadła przy kawiarnianych stolikach, zamówiła herbatę albo piwo i rozmawiała. Pięć minut, dziesięć, piętnaście. Tymczasem w rogu sali siedział dość melancholijny mężczyzna. Siedział cicho, w dłoni trzymał kielich z winem z utłuczoną podstawką. Ze szklanej nóżki kielicha spływały czerwone krople, wprost na blat stolika, na wilgotniejące serwetki. Po wszystkim okazało się, że ów mężczyzna ostatnie kilkanaście godzin przed występem spędził u kobiety, mieszkanki bloku, który stoi nad pomieszczeniami Galerii... Z „Dwóch teatrów”: Lizelotta: Między jedną jednoaktówką a drugą nie zapalasz na widowni świateł, dajesz zwykle jakieś preludium, jakąś przygrywkę, zamiast tego, a może i przy tym, może przy grze skrzypiec, wejdę na chwilę przed kurtynę, zatrzymam się, przesunę, zniknę... Tak to widzę...”. [3] Tak to napisałem dla gazety. Fajnie wyszło, bo od tej pory się kumplujemy. Niezły aparat. Nieprzenikniony i jest jak uśpiony wulkan. Ciekawe co ma w środku oprócz zamiłowania do groteski?

Cezary Bodzianowski (ur. 1968, Bydgoszcz). W latach 1988-9o studiował w ASP w Warszawie; w latach 1989-199o w gościnnej pracowni prowadzonej przez Marka Koniecznego m.in. z Piotrem Uklańskim, z którym wspólnie działał w grupie Massons. Po zamknięciu pracowni za radą Koniecznego i Warpechowskiego, którzy odegrali w twórczości Bodzianowskiego ważną rolę, i z którymi stara się często spotykać, wyjechał za granicę. W latach 199o-1994 studiował w Królewskiej Akademii Sztuk Pięknych w Antwerpii. Współpracuje z Fundacją Galerii Foksal. W 2oo1 otrzymał nagrodę Pegaza za „akcje artystyczne odkrywające poezję w prozaicznej rzeczywistości”. W 2oo3 nominowany do nagrody Fundacji Kultury Deutsche Banku w konkursie „Spojrzenia”. Laureat „Paszportu Polityki” w kategorii „sztuki wizualne” w 2oo4 roku. Swoją sztukę prezentował w Antwerpii, Berlinie, Łodzi, Nowym Jorku, Paryżu, Tel Awiwie i wielu innych miastach Polski i Europy. Autor ponad tysiąca wystąpień, zdarzeń, w których odgrywa zazwyczaj krótkie sceny. Niekiedy jest to po prostu niespodziewane pojawienie się w określonym przebraniu lub z jakimś rekwizytem; czasem rozbudowana rola, jak np. nauczyciela wf czy prelegenta. Artystycznym gestami były telefoniczna relacja z odległego miejsca, rozlepienie plakatów o zaginięciu własnym i kilku przedmiotów, ale też wykorzystywanie detali architektury miejskiej, którym Bodzianowski zmieniał przeznaczenie, np. barierkę na przystanku tramwajowym zniszczoną w wypadku w instrument muzyczny. Artysta pojawia się wszędzie: na ulicy, torach tramwajowych, w przejściu podziemnym, za szybą kawiarni, w księgarni, na skwerze przed komendą policji, w szkole, w cyrku, w biurze, płynął przez staw, pokazał się w koronie drzewa, na szpaltach codziennej gazety; również w instytucjach związanych z kulturą, w muzeach i galeriach, np. Tate Modern w Londynie lub Centre Pompidou w Paryżu. Regularnie występuje w Łodzi (w której mieszka), stosunkowo często w Muzeum Sztuki w Łodzi. Widzowie, z założenia przypadkowi są zazwyczaj jego twórczością zdezorientowani, bywa, że rozbawieni. Podobnie jak nieliczni zaproszeni goście, którym nierzadko zdarzenie umyka, jako ledwie dostrzegalny gest. Niektóre akcje wydarzyły się w domu artysty, ich świadkiem była jedynie rodzina. Zdarzenia wykonywane przez Bodzianowskiego są rejestrowane za pomocą aparatu fotograficznego oraz kamery. Niektóre publikowane są potem jako osobne dzieło – film; akcje dokumentuje żona artysty Monika Chojnicka. [4] [1999] „Czasem w krajobrazie miejskim zjawiają się dziwne indywidua, o których nie wiadomo co sądzić, nie wiadomo czego się spodziewać, nie wiadomo jak nazwać. Podobnie ma się rzecz z pewnym spotkanym przeze mnie mężczyzną w wieku nieokreślonym, w okularach, a zimą w ciepłym palcie i w berecie. Trudni się odgrywaniem miniaturowych spektakli dla przypadkowych i nieświadomych niczego widzów. Tworzy tę swoją poezję z gestów i rekwizytów z namaszczeniem, z godną podziwu powagą. Kim jest? Artystą? Ekscentrykiem? Poetą? Hochsztaplerem? Albo, używając staromodnej terminologii „waryjatem”? Bo co o nim myśleć, o nim, który podczas jednego ze swoich przedstawień wdrapał się na drzewo (które przedtem przyozdobił lampkami choinkowymi) zastygł na nim, a rzecz całą nazwał później „Objawieniem”? Któregoś dnia postanowiłem ruszyć jego śladem, odkryć tajemnicę, w końcu - obejrzeć ten „teatr” dla nikogo, w którym sztuka składa się z jednej sceny, ledwie zarysowanej w powietrzu, trwa niekiedy ułamek sekundy albo toczy się leniwie obok normalnego życia przez długie godziny. I cały czas miałem wrażenie, że czytam, a w rzeczywistości oglądam wiersze, przypisy do nieistniejącej książki, notatki z marginesów książki. Trafić na jego ślad nie było łatwo. Po pierwsze dlatego, że sztuki jego łatwo przeoczyć; po drugie, że jest obieżyświatem. (…) Okazało się, że Cezary Bodzianowski był w Ciechocinku i w paru innych miastach. W Ciechocinku, gdzie pachnące tężnie, reperowanie zdrowia i nerwów, słowem – „słonecznie” wybrał się na przejażdżkę czarną dorożką, która ciągnęła za sobą miniaturowy kondukt pogrzebowy złożony z dwóch trumienek o szklanych wiekach. Były w nich złoty zegarek z łańcuszkiem i okulary. I przejechał tak z tym nieprawdziwym pogrzebem wśród kuracjuszy. Jakie wzbudził uczucia tego się pewnie nigdy nie dowiemy. W jakiś czas potem nerwy kuracjuszy znów zostały poddane ciężkiej próbie. Stało się to za sprawą „Passe - partout”, wiersza odrobinę makabrycznego: wchodzący do pomieszczenia gdzie stało mnóstwo zwyczajnych przedmiotów spostrzegali parawan, taki jak w szpitalu tyle, że purpurowy, leżankę i... nogi w szarym garniturze, stopy w czarnych butach. Nieruchome... Jak nogi Izoldy Morgan z opowiadania Bruno Jasieńskiego. (…) W Lublinie na czas przedstawienia zatrzasnął drzwi we wszystkich galeriach, zamykając się z pękiem kluczy w jednej z nich, zamykając na kilka godzin tych, którzy tam pracowali. Jak mi opowiadał - usiadł w kącie i słuchał rozmów. Na początku wszyscy się śmiali, żartowali. Potem z nudów zaczęli opowiadać sobie historie, pić herbatę, jeść kanapki jak na pikniku - cieszyć się z tej niespodziewanej przerwy w pracy. Ale potem zaczęło się robić nerwowo. Ktoś przypomniał sobie, że musi wyjść, coś podstemplować albo kupić, odebrać dziecko z przedszkola... A tu nie ma kluczy, nie można wyjść. Kłótnie, niechęć, awantury, niepokój. - To było bardzo ciekawe - opowiadał - wywoływać nudę, przedziwną atmosferę. Obserwować. Podobna huśtawka nastrojów rozkołysała się w łódzkim Muzeum Sztuki gdzie odbyła się akcja zatytułowana „Zjazd przyjaciół Galerii Wymiany Józefa Robakowskiego”. „Na pokojach” otwierano właśnie wystawę. - Przyszedłem kilka godzin wcześniej. Strażnikom wmówiłem, że czekam na kogoś ważnego i spytałem czy mógłbym ten czas spędzić u nich na portierni. Zgodzili się, zaczęli jeść, rozmawiać. Z czasem jednak wkradł się między nas niepokój. Zaczęli czuć się niepewnie, wypytywać kiedy ów ktoś się zjawi, dzwonić. Jeden nawet zademonstrował broń... Kolejny złagodniały horror rozegrał się w Toruniu, obok zakładu karnego. Tam o umówionej godzinie pojawił się Cezary Bodzianowski, stanął pod murami i rozpoczął z więźniami rozmowę na migi, na ręce, dłonie i palce udając gestami, że ma im coś ważnego do powiedzenia. Obserwowała to publiczność, obserwowała straż i więźniowie. Trwało to chwilę a potem rozległy się krzyki wyrzucane zza krat. Może ta chaotyczna pantomima „powiedziała” więźniom coś przykrego? Obraźliwego? Nieprzyzwoitego? Ulica wypełniła się przekleństwami, strażnicy powychodzili z budek... Zrobiło się odrobinę nerwowo. Ale zaraz później nastąpił akt drugi, w którym Cezary Bodzianowski wkroczył na wąską uliczkę wypełnioną umorusanymi dziećmi. Wkroczył i zaczął rozdawać zużyte karty telefoniczne - przedmiot pożądania każdego prawdziwego zbieracza. Jak jakaś dobra wróżka, jakiś książę z bajki rozdający skarby... (…) Napisałem już, że jedno z przedstawień rozegrało się na drzewie. Cezary Bodzianowski objawił się na Żabieńcu jak jakiś cud. Stał w gęstwinie gałęzi, w aureoli choinkowych lampek i wyglądało jakby czekał na coś. Innym razem, w Ciechocinku (znów!) przedzierzgnął się w dumnego żeglarza. Płynął przed siebie wyprostowany dumnie, zapatrzony w dal, trochę jak pomnik ustawiony na cokole z wysoko ściętego drzewa. Dookoła trochę inny ocean, z gałęzi, zielony liśćmi... Belgia w ogóle sprzyjała bujaniu w obłokach. Performance noszące tytuł „Czekając na” rozegrało się wśród latarń ustawionych w rząd wzdłuż drogi. Kierowcy jadący swoimi samochodami mogli (jeśli byli spostrzegawczy) zauważyć jakąś postać skuloną obok klosza ze światłem. - Przypominałem głodne i wychudzone ptaszysko czekające na padlinę gdzieś w Afryce - wspomina Bodzianowski. (…) Śledząc poczynania Cezarego Bodzianowskiego doszedłem do wniosku, że nie jest mu obcy duch sportowej walki choć on sam w naszych rozmowach do tego się nie przyznał. Ot, „Manus Nigra” - występ pomyślany jako turniej szachowy. Kilkanaście stołów, kilkanaście szachownic, zamyśleni gracze i artysta krążący od stolika do stolika. Dziennikarka obserwująca te wyimaginowane zmagania spytała czy zauważył, że ktoś mu poprzestawiał pionki? - Tak zauważyłem. Ingerencja była brutalna, ale nie mogłem kłócić się z publicznością - odpowiedział. W roku ubiegłym artysta pojawił się w jednej z łódzkich kręgielni. Wynajął tor i zaczął bawić się w... cień kręglarza. Czekał na swoje „ofiary”, jak rozpoczną celebrację gry: staną na rozbiegu, wezmą w dłonie kulę, zaczną celować i mierzyć i w końcu rzucą, trafią bądź nie, krzykną z radości lub przeklną własną słabość. Kiedy zaczęto grę Bodzianowski zaczął być dla graczy lustrem, złośliwym cieniem powtarzającym każdy, najdrobniejszy nawet gest. Sam, jako „erzatz” zawodnika niczym oczywiście nie rzucał ale i tak któraś z pań tak zafascynowała się poczynaniami artysty, że strąciła zamiast swoich - jego kręgle... Albo akcja „Moje miasto za sto lat”, którą - wedle zaproszenia - można było oglądać „z okna tramwaju linii 2, 5, 21 lub od strony ulicy”. Wszystko działo się między torami tramwajowymi, na skrzynce transformatora przyczepionej do słupa. W tej elektryczno - mechanicznej scenerii rozegrana została pasjonująca partia bierek. Sam ze sobą. Wobec ludzi jadących w tramwaju do pracy. Przechodniów. Zapomniałem spytać czy ktoś krzyczał jak kibic, dopingował... (…) Dotarłem do relacji prasowych. Trzeba przyznać, że żadna z nich nie była chłodna. Na przykład ta: „Kocham awangardę, kocham awangardowych sztukmistrzów, bo pociąga mnie ta wieczna przygoda, penetrowanie nowych, nieznanych co często znaczy też „zakazanych” obszarów. Mimo to po ostatnim performance Cezarego Bodzianowskiego, mówię sobie „dość awangardy” - powiedziała sobie dziennikarka. Albo ta z prasy koszalińskiej, notująca głos z widowni: „Jeśli nie ma nic do powiedzenia niech spada!”. Albo ta: „Tym razem publiczność mogła poczuć się zrobiona w... balona!”. Podobnie Kurier Poranny: „Obszary, na które starał się nas wprowadzić Cezary Bodzianowski okazały się bardzo banalne. Za duże zadęcie, za gęsto od „fantomów” i białej piany. Tak naprawdę nie stało się nic, absolutnie nic”. Wszystko to podsumowuje głos: „Z performance można było wysnuć jeden wniosek: Cezary Bodzianowski na pewno nie jest mistrzem szachowym, jako że nawet małoletni, początkujący gracze dali mu łupnia”. (…) Kilka wierszy Cezarego Bodzianowskiego określić można mianem „słonecznych”, bo słońce odgrywa w nich bardzo ważną rolę: wpada w lustro i wypada zeń jako chybotliwy „zajączek”. Może oddam głos naocznym świadkom - redaktorom jednej z olsztyńskich gazet: „Na godzinę opuścili pilniejsze zajęcia ludzie, którzy przyszli obejrzeć... zajączki na ścianie! Od lewej: dyrektor oddziału NBP, przedsiębiorca, dyrektor UW”. I dalej: „Takie zające to ja puszczam przy goleniu w łazience - dało się usłyszeć wyznanie dyrektora oddziału NBP”. Wbrew pozorom wcale nie chodziło o puszczanie zajęcy w łazience. „Celem niniejszego działania jest przesunięcie odrobiny światła z Planetarium do Galerii Sztuki Współczesnej przy pomocy pracowników Planetarium” - napisał na zaproszeniu autor. Kilka osób „połączonych” lusterkami chwytało w nie promienie słońca i przesuwało je po ścianach. Kto wie, może któryś z nich padł na któryś z tych nieszczęsnych kawałków muru, które są wiecznie zasłonięte, stoją w wilgotnym cieniu? Mała radość dla przedstawicieli świata materii nieożywionej (choć mogę się w swojej interpretacji mylić). W belgijskiej „Puszkinadzie” słoneczne zające schwytane zostały w dziwaczny pistolet wykorzystujący do miotania „pociskami” - lustra. Jeden z „naboi” trafił artystę między oczy... (…) Cezaremu Bodzianowskiego zdarzały się również podróże na Wschód. Do Witebska gdzie zawędrował do muzeum Marca Chagalla. Usiadł w jednej z sal za stołem przykrytym suknem konferencyjnym wraz z kobietą - przewodnikiem ubraną w długi wełniany sweter. Dalej było tak: wziął do ręki bursztyn i zaczął pocierać go o sweter, a potem schylił się i wybrał na „kurzobranie”, ściągając z podłogi zakurzone paprochy. Kładł je na zielonym suknie, układał w okrąg, a kiedy rzecz cała zaczęła przypominać naszyjnik - usztywnił go wyjętym z kieszeni zapięciem. Tak powstał ten cud sztuki jubilerskiej - niepotrzebny, niepraktyczny, ktoś może powiedzieć - szkaradny; który rozpadł się zanim naprawdę zaistniał. Wyprawę kontynuował w Petersburgu gdzie przekuł w maleńki teatr fragmenty pewnego znanego dowcipu, opowiadającego o ludziach, którzy herbatę ekspresową wkładają sobie do ust i dopiero tam każą zalać wrzątkiem. Znałem tę anegdotę ale nie znałem jej PRAWDZIWEGO początku. Rzecz rozpoczynała się na ulicy. Bodzianowski szedł po niej tyłem, tyłem wszedł do budynku, przeszedł przez korytarz wstał - usiadł przy stole wziął - postawił „szklankę” (czyli - siebie), włożył - wyjął z ust herbacianą torebkę i zalał ją gorącą wodą. Widzowie obejrzeli więc film puszczony od końca... (Pewnie każdy z nich zadawał sobie pytanie o poparzenia. - Nie było - odpowiedział Bodzianowski). „Kawalarski” wątek podjęty został na Białorusi gdzie artysta pływał w basenie, pięknym podobno ale - bez wody... Kolejna odsłona białoruskich działań była mniej śmieszna, rzekłbym - melancholijna. Ot, przy jednej z niesamowicie szerokich ulic, w miejscu gdzie zatrzymuje się transport prywatny przystanął mężczyzna z kuferkiem. Przyjeżdżał samochód - ludzie wsiadali, on zostawał i wyjmował z kuferka kuferek mniejszy. Podjechał następny - następna walizeczka ujrzała światło dzienne. Kolejni podróżni znikali we wnętrzach aut, odjeżdżali w dal, a rząd walizek powiększał się i powiększał... (…) Nie sposób opisać wszystkich wystąpień Cezarego Bodzianowskiego. Można za to wyjaśnić ich cel. Prasa krakowska, anonsując poemat „Calibabka” napisała: „Siądzie na krzesełku w Rynku Głównym i nie przerwie swej siedmiogodzinnej misji ani na sekundę. Cel akcji to dawanie czystej satysfakcji tym, którzy zauważą jego dyskretne podchody”. Misja polegała na „Spoglądaniu i wlepianiu oczu z zimną krwią w g. 12 - 19”. Zapewne „czystą satysfakcję” czyli widzowie, którzy na ulicach Łodzi zaczepieni zostali przez cichą postać, która podtykała im pod oczy kartkę „Czy mógłby Pan/Pani poświęcić mi trochę swojego czasu i posłuchać muzyki?”. Jeśli tak postać otwierała kartkę - pozytywkę i raczyła Pana/Panią piszczącą wersją „My Way” Elvisa Presleya. A co czuli mieszkańcy Lublina: kupujący w mięsnym mięso, przeglądający książki w księgarni, czekający na autobus, odpoczywający w parku kiedy zobaczyli postać w płaszczu eskortowaną przez śmiertelnie poważnego ochroniarza? (- Brali mnie za kogoś naprawdę ważnego. Czasem za więźnia - wspomina Bodzianowski). A podróżni z koszalińskiego dworca? Tam tajemniczy mężczyzna, samotny, w chuście jaką noszą uwolnieni z wojska młodzieńcy spacerował po peronie. „O godzinie 16.2o na stację wjeżdża ekspresowy „Posejdon” z Kołobrzegu do Warszawy. Cezary Bodzianowski znika we wnętrzu pociągu. Odjedzie? Nie, wysiada, już bez chusty rezerwisty na ramionach. Przedstawienie skończone”. Kim jest Cezary Bodzianowski? Wiadomo, że (…) kiedyś malował ale poczuł, że potrzebuje czegoś więcej. Wiem też, że swoje „sztuki” zapisuje w notesie, a ich ulotność uważa za największą zaletę. Opowiedział mi o kilkunastu, może kilkudziesięciu. Naprawdę powstało ich... P.s. Kilka dni temu dotarła do mnie wiadomość, że Cezary Bodzianowki wrócił z Bornego Sulimowa gdzie próbował podważyć istniejący porządek prawny, wprowadzając do obiegu swoją własną walutę: krążki metalowe - serca zegarków naręcznych, których mikroskopijne części łaczone są syntetycznymi kamieniami. - Kiedyś były to prawdziwe rubiny... - powiedział mi z usprawiedliwiającym uśmiechem”. [5] „Kiedyś – wspominał – wystąpiłem w Izbie Wytrzeźwień. Trzeźwy. Długo nie mogłem przekonać do swojego pomysłu odpowiedniego funkcjonariusza, mówiłem o sztuce… Spytałem w końcu, co trzeba zrobić, aby dostać się do izby. – Nooo… - odpowiedział. – Musiałby pan strącić funkcjonariuszowi czapkę z głowy albo zdemolować jakiś lokal. W tej księdze – pokazał olbrzymią księgę wpisów – jest pełno takich przypadków. Na przykład: „Bił rodzinę” albo „Przeszkadzał dziecku odrabiać lekcje”. Za to bez trudu dostał się do katowickiej Komendy Głównej. Podarował im „katalog” dokumentujący to wydarzenie: „Dnia 14.o4.99 od godziny 12 do 13 pod rondem w Katowicach Cezary Bodzianowski po poddaniu się wnikliwej obserwacji przypadkowych przechodniów, poszedł na komisariat Policji, gdzie sporządził portrety pamięciowe osób obserwujących go w tej chwili. (…) – Po minięciu wielu krat i przejść zaprowadzili mnie na jedno z pięter, gdzie zamknęli mnie w małym pokoiku z żelaznymi skrzyniami, w których przechowywane są oczy, brwi, nosy i usta potrzebne do sporządzania portretów pamięciowych. Nie było żadnych komentarzy. Trzeba przyznać, że najrozmaitsze służby mundurowe zawsze okazywały mu swoją pomoc. Straż pożarna z Sandomierza pożyczyła mu na jakiś czas wóz z załogą, która – w dzień przestępny – w stromym wąwozie oblała go strumieniami białej piany. – Przypominałem postać z „Terminatora” – opowiadał. Pomocą służył też ratownik ze Stawów Jana w Łodzi. – Poprosiłem go, aby przewiózł mnie łodzią przez Styks – w rzeczywistości uroczy zbiornik wodny dla plażowiczów i letników. Położyłem się na dnie łodzi i popłynęliśmy. Rzecz nazwałem „Charon”. Co zobaczyłeś po drugiej stronie? – pytam. – Trudno mi to opisać. W zasadzie to samo, co po tamtej, tyle, że nie było ludzi. Tylko szuwary”. [6]

27 grudnia, poniedziałek. „Ostatnio ciągle odwiedzają nas duchowni. W sobotę, drugi dzień świąt nawiedził nas reb Szymon, dziś ks. Kamiński z wizytą po kolędzie. Kiedy wyszedł zostało po nim i po rozmowie coś miłego. Okazało się, że strajkowaliśmy w tym samym budynku w 1989 roku no i się rozgadaliśmy. Po wizycie ksiądz wyszedł, ale mimo wspólnotowego przeżycia „kombatanckiego” nadal pozostaliśmy na pan i „proszę księdza”. Następnego dnia spotkałem go obok budki z pieczywem. Zamiast „Szczęść Boże” czy coś w tym stylu rzuciłem „Siemasz kolego!”, bo zupełnie zapomniałem kim był, a twarz przecież znajoma. Uśmiał się. A propos duchownych. Tuż przed świętami odwiedził na Szymon. Reb Szymon jak na niego mówimy. A było to tak: siostra moja Magdalena zapytała mnie czy nie znaj jakiegoś młodego Żyda. Potrzebny jest. Do filmu. Przyjechał z San Francisco reżyser, Mike Seely się nazywa i kręci film złożony z krótkich etiud – opowieści o codziennym życiu łodzian. No to zadzwoniłem do Gminy, umówiłem się, przyszliśmy – akurat w porze modlitwy. W synagodze siedziało kilku mężczyzn i kołysało się rytmicznie wypowiadając słowa. Kiedy skończyli w drzwiach ukazał się ortodoks „jak z Kuriera wycięty” (pejsy, broda, chałat, kipa, cicit) i zaprosił nas do środka. Usiedliśmy, zapaliliśmy, Mike zaczął opowiadać o swoim filmie, a Szymon przypatrywać się mi, czy to ja, bo znaliśmy się z widzenia. Oczywiście. Kojarzyłem go ponieważ mieszkał gdzieś w okolicach pasażu Schillera. Zapamiętałem go jako… skinheada, który wyprowadzał na spacer niewielkiego psa. W końcu Szymon zagadnął: - My to się znamy? - No pewnie, odpowiedziałem. - Ale skąd? – Mieszkamy niedaleko siebie. Ja na Tuwima. – Acha. Do „Bezy” chodzisz? Chociaż nie, z „Bezy” cię nie kojarzę… Przyglądał mi się bacznie i w końcu zadał jedno z fundamentalnych łódzkich pytań – Sorry, za kim jesteś? – No, - pomyślałem – tu cię mam. Byłem pewien, że on z ŁKSu jest. - Oczywiście, że za Widzewem. - No, ekstra – ucieszył się – gdzie siedzisz? – Teraz na C, bliżej „Zegara”. I już wiadomo było, że jesteśmy kumplami. Szymon zanim Ha-Szem go wezwał na służbę trochę łobuzował… Opowiadał mi jak idąc na derby na ŁKS-sie, policja podprowadziła ich pod sam stadion. Wtedy zobaczyli, że wejścia na „Galerę” są otwarte… I nie ma nikogo… A tam cała oprawa meczowa…

W każdym razie pani Jadzia bardzo się zdziwiła, kiedy idąc do toalety zobaczyła na korytarzu kłaniającego się jej grzecznie ortodoksyjnego Żyda palącego papieroska i zajętego rozmową ze mną”.

Rok 2o11

19 lutego, sobota.

„Tydzień ostatni bardzo spokojny aż do czwartku niestety. Z Narutowicza, gdzie sechł blat kuchenny zabrałem drewno dla pani Jadzi, które w dwóch zielonych workach przyniosłem na Tuwima i zacząłem rąbać na korytarzu. Oczywiście zza drzwi, gdzie mieszkała Jasnowidząca Mira, a potem aktorzy, usłyszałem szuranie i wiercenie się kundla Piksela. Wkrótce wyszedł on i jego pan, sąsiad małoletni, który oczywiście zatrzymał się na pogawędkę. Piksel nie chciał podejść, choć jest bardzo przyjaznym psem. – Boi się czapek, poinformował mnie sąsiad. Zdjąłem. - Fajnie tak drewno rąbać, bardziej stwierdził niż zapytał z zazdrością. - Pewnie, potwierdziłem, tylko trzeba uważać – nie odmówiłem sobie odrobiny dydaktyki – aby z dziesięciu palców nie zrobiło się dziewięć. - A ja mam jedenaście, wypalił, znaczy miałem. Teraz mam normalnie dziesięć, i pokazał mi kciuka, z którego faktycznie kiedyś wyrastał dodatkowy palec... Mały mieszkał z mamą. Wprowadzili się we wrześniu ubiegłego roku. Sprawdziłem. 28 września”.

17 marca, czwartek

„Pogoda beznadziejna się zrobiła, pieniądze uciekają z konta, ale i tak jest nadzwyczajnie. Kiedy się dziś w nocy obudziłem dooglądałem „Zazdrość i medycynę”, w której wiał wiatr, u nas w Łodzi też, aż się zdziwiłem. Co więcej wieje do teraz – właśnie wróciłem z Narutowicza. Pomalowałem futryny i drzwi, Witek [Tośta, ojciec Kasi] malował lakierem, a wiatr huczał w szczelinach okien i w wywietrznikach w kuchni i w łazience. Bardzo mi się to podobało, na Tuwima tego nie ma. Kiedy wróciłem okazało się, że spadł nadzwyczaj rzadki, przywiany ze wschodu deszcz. W Łodzi wiatr przez większość dni w roku wieje z zachodu, dzięki czemu okna na Tuwima mieliśmy zawsze w miarę czyste. Jutro zaczyna się ostatni weekend na Tuwima. Ostatni „normalny”, zwyczajny powrót do domu w piątek - trochę inny, nie będziem wracać ze szkoły w wiolonczelą, a z Żeromskiego. Ostatni poranek sobotni ze śniadaniem, po którym kładziemy się do łóżek najedzeni aby oglądać telewizję do południa. Ostatni obiad sobotni i wieczór może z wyjściem, może nie. I niedziela. A potem wszystko się zmieni. Hm, nie wiem. Tu się czuję bezpieczny w miarę. Tam nie wiem. Tu bywa beznadziejnie, ale znajomo. Tam nie wiem. Bo gdybyśmy się przeprowadzili w środku zimy kiedy na Tuwima bywa naprawdę nieciekawie (ale bez przesady) to pewnie doceniłbym i odetchnął. A tak? Wiosna, lato i cieplejsza część jesieni na Tuwima są piękne i z winoroślą”.

28 marca, poniedziałek

„W sobotę przeprowadziliśmy się. Całe szczęście, że kilka osób nam pomogło, na przykład Magda moja siostra ze swoim chłopakiem. W niedzielę czułem się jak za dawnych lat, jak nazajutrz po meczu, kiedy jest się wykończonym i poobijanym. Samochód obracał trzy razy zanim cały nasz dobytek znalazł się w nowym mieszkaniu. Poszło w miarę sprawnie... Nosząc rzeczy, fotele, książki, drobiazgi, stoliki, ubrania, buty, sztućce, szklanki i długopisy, obrazy i meble myślałem o tych, do których nad ranem, na przykład w okolicach Wilna NKWD przychodziło i mówiło - Macie dziesięć minut, a potem jedziemy do Kazachstanu... Piąta przeprowadzka w życiu, nie lubię. Nie da się ukryć, że człowiek wrasta w otoczenie i trudno mu tak po prostu odejść choć bez przesady, w końcu nie przenieśliśmy się do Australii (Kasia byłaby szczęśliwa), a dwie przecznice dalej. To nie moja okolica. Odczułem to wczoraj kiedy po mszy (kościół w kadzidle ) przespacerowałem się Tuwima. Znam tam każdy kamień, każdy widok, każdą perspektywę... Kiedy wchodziłem – jak zawsze w niedzielę wieczorem po mszy do kamienicy czułem... Bałem się. Ten dom był chorobliwy. Bieda, nędza, upadek, zniszczenie, straszne towarzystwo i przemiłe staruszki, pani Jadzi mi żal... Kuchnia z łazienką puste acz zadbane, ale pokoje... Ścianom naprawdę przydałoby się malowanie, pusty pokój, resztki rzeczy, półki bez książek. U Antka łóżko zostało, biurko, szafa i kufer. I straszliwy bałagan. Dziś tam idę, pranie, posprzątać i do malowania przysposobić”.

24 października, niedziela. „Mieszkanie na Tuwima ciągle puste, ale już wyremontowane i gotowe do wynajmu. Wczoraj sąsiedzi od aktorów i mamy z synkiem i Pikselem opróżniali mieszkanie. Pierwszy raz w nim byłem, w tym pokoiku z okienkami, jak z „Panien z Wilka”, dostałem zegar, bije dostojnie, dźwięk, jakiego nigdy nie było na Tuwima. Sąsiadka opowiadała mi o weselu, które w latach siedemdziesiątych urządzili sąsiedzi na naszym piętrze: w jednym mieszkaniu był bufet, w drugim kuchnia, w trzecim stoły biesiadne, a na korytarzu tańce...”.

Rok 2o12

Do mieszkania nr 6 wprowadził się artysta malarz Paweł Kwiatkowski. Parał się również grafiką. Talent. No i przyjaciel.

Paweł Kwiatkowski (ur. 16 stycznia 1981, Tykocin). Malarz, grafik, pedagog ASP w Łodzi. W latach 1996–2oo1 nauka w PLSP w Supraślu (specjalizacja formy użytkowe), w latach 2oo1-o3 uczył się w Studium Hotelarstwa i Obsługi Turystyki w Białymstoku, w latach 2oo3-o7 w Wyższej Szkole Ekonomicznej w Białymstoku (licencjat). W latach 2oo7-11 student ASP w Łodzi na wydziale grafiki i malarstwa. Dyplom z wyróżnieniem za cykl prac malarskich pod kierunkiem Mariana Kępińskiego i graficznych pod kierunkiem Sławomira Ćwieka. Pedagog macierzystej uczelni. Twórczość w zakresie malarstwa, grafiki warsztatowej, projektowania (plakat), fotografii, filmu i animacji. Twórca komiksów. Członek Stowarzyszenia Twórców Komiksów „Contur”. W 2oo8 przebywał we Włoszech na stypendium naukowym (realizacja książki artystycznej inspirowanej poezją Claudio Claudi, drzeworyt; wystawa ilustracji w Rzymie). Autor licznych wystaw indywidualnych, laureat wielu nagród za twórczość.

Rok 2o13

Do mieszkania nr 6 wprowadzili się studenci ASP w Łodzi: Mateusz Jakubczak „Pączek” i Kacper Zagdan. Stało się prawdziwie artystycznym „taborem cygańskim” z dziesiątkami gości…

Rok 2o15

Do mieszkania nr 6 wprowadził się lekarz Andrzej Zwierzchowski.

Poza tym na Tuwima 16 m. 6 bywali: moi rodzice, Wiesław i Maria Cholewińscy, Magdalena Cholewiński (siostra moja, konserwatorka dzieł sztuki), Stanisław Żegota (dziadek Kasi), Sławek Jarmuż (fotoreporter), Robert Kwaśniak (przyjaciel z Ozorkowa), reb Szymon Zadumiński, Robert „Sasza” Tomaszewski (muzyk, gitarzysta zespołu Psychocukier), Spinio (bębniarz, grał w Royal Garden Blues), Anna Cholewińska (żona), Tomasz Matuszak „Trabant” (artysta i pedagog ASP w Łodzi), Takeshi Nakagawa (student z Japonii, przyjechał z Berlina), Wojciech Jaros (mój serdeczny przyjaciel, prezes Banku Żywności w Łodzi), Witek Kubala (kumpel z liceum, piłkarz Widzewa), Adam Łukasiewicz (kumpel, znamy się jeszcze z czasów mieszkania na Abramowskiego, urzędnik Kasy Chorych), Lucja i Witek Tośtowie (rodzice Kasi), Ela Szubert (ciotka), Ola Szubert (siostra cioteczna), dwóch zdunów, pan Lucek i jego syn (remontowali mi mieszkanie), dwóch kominiarzy, Wojtek Wielądek (syn Ewy i Darka), Ewa Wielądek (nauczycielka) i Darek Wielądek (muzyk), Ilona Zybert (pedagog) i Andrzej Zybert (nauczyciel), Grzesiek Kapka (kumpel z liceum) i Iwona, żona, Robert Rabiega (malarz), Adam Klimczak (artysta, Galeria Wschodnia w Łodzi), Jerzy Grzegorski (artysta, Galeria Wschodnia w Łodzi), Adam Paczkowski (artysta, galeria Czyszczenie Dywanów w Łodzi), Rafał Lepa (przyjaciel z liceum, oficer Służby Więziennej) i jego żona Nadia, i jej rodzina z Grodna Oleg z żoną i synkiem Kiryłem, Piotr Połoz (muzyk, basista zespołu Psychocukier), Przemysław Piekarz (historyk, kumpel z pracy z Archiwum i Muzeum Sztuki), Piotr Głowacki (dziennikarz), Piotr Pasiewicz (artysta), Piotr Kalinowski (kumpel ze studiów, makler) i jego syn Jasiek, Piotr Kasiński (komiks), Roman Krężel (aktor), Piotr Turczyn (aktor), Patrick Popow (operator filmowy, Berlin), Ola Gembarowska (bibliotekarka, koleżanka z pracy), ojciec Marty i Marta (koleżanka Antoniego ze szkoły), ojciec Dorotki i Dorotka (koleżanka Antoniego ze szkoły), Monika Chojnicka, Ewa Kłopocka (logopeda), Ferry Sierring (fotograf, Berlin), Bea Pfeiffer (urzędniczka, Berlin), Kerstin (koleżanka, Berlin), Miłosz Muchowicz (kolega Antoniego ze szkoły), Celestyn Muchowicz (grafik), Michał Sobolewski (właściciel „Owoców i Warzyw”), Michał Pierzchałka (szwagier), Karolina Pierzchałka (siostra cioteczna), Michał (filozof), Michał Kaleta (archeolog), Michał Gąsiorowski (syn i uczeń) i Grzegorz Gąsiorowski (ojciec, policjant), MC Unique (didżej), Marysia (adwokat), Marta Skłodowska (dziennikarka), Marta Maro (artystka), Mariusz Sołtysik (artysta), Mariusz „Wiking” (sztukator), Jacek Mrozowicz (malarz abstrakcyjny), Marcin Stasiewicz (archiwista, kolega z pracy), Margie Clay (fotograf), Marcin Polak (artysta), Maria Nosko (teściowa), Asia Nosko (szwagierka), Magdalena Karkowska (doktorantka), Magda Klimek (psycholog), Krzysztof Owczarek „Cinema Vacek” (artysta), Krzysztof Malec (grafik), Kasia (mama Miłosza), Katarzyna Gabrysiak (suflerka w Teatrze Nowym), Katarzyna Wojciechowska (manager), Katarzyna Łukasik (artystka), Katarzyna Matusiak (germanistka), Karolina Klimek (córka Magdy), Joel (nauczyciel z Australii), Joanna Kaleta (archeolog), Karolina Breguła (artystka), Jakub Jakubowicz (artysta), Jaga Alabrudzińska (nauczycielka), Jarek Zbruk (oficer Służby Więziennej), Jarka Kwaśniak (przyjaciółka, Ozorków), Maciek Kwaśniak (syn Jarki), Jarosław Owczarek (muzyk, pianista), Jakub Porczyński (śpiewak, przedsiębiorca), Ewa Topolska (przedsiębiorca), Ewa Stępień (komiks), Marysia Wielądek (córka Ewy i Darka), Damian Idzikowski (artysta), Bogdan Mozer (scenograf), Cezary Frątczak (lekarz), Beata Sowińska (malarka), Berta Kuśmierek (urzędniczka) i Adam Kuśmierek (dyrektor), Boaz Kaizman (artysta), Erick Sick (operator filmowy), Anna Krzysztofiak (organistka), Anna Nierychlewska (archeolog), Amelia Jaros (córka Wojtka i Kasi), Katarzyna Łukasik (artystka, mama Amelii), Daniel Jankowski (kumpel z liceum), Przemysław Zagrodzki (kumpel z liceum), Adam Sługa (uczeń, kolega Antoniego ze szkoły, został pianistą), Agnieszka Łapczyńska (grafik komputerowy), Piotr Łazarczyk (przyjaciel, informatyk), Jacek Zając (kumpel, oficer Służby Więziennej) i Anita (żona, urzędniczka) i z pięćdziesiąt innych osób, których nazwisk ani imion nie pamiętam.



[1] Maciej Janik w: Jacek Kusiński, Ryszard Bonisławski, Maciej Janik, Bartosz Walczak „Księga fabryk”, Łódź 2o16

[2] https://www.davidson.edu/people/j-gill-holland

[3] Maciej Cholewiński „Winne performance”, „Gazeta Wyborcza”, Łódź, 26 marca 1996

[4] Maciej Cholewiński „Kolekcja Motyli B”, mszp., Łódź 1998-2o21

[5] Maciej Cholewiński „Trafiony słońcem między oczy”, „Gazeta Wyborcza”, Łódź, 28 października 1999

[6] Maciej Cholewiński „Kolorowe ptaki latały przy Centralu”, „Gazeta Wyborcza”, Łódź, 2o października 2ooo


Kolejne numery: